Poniedziałkowa prasa jest dość ciekawa, zwłaszcza jak na ten dzień. Mamy dużą rozmowę z Piotrem Rutkowskim, kilka newsów transferowych, zajrzenie za kulisy w sprawie koronawirusa w Legii czy tekst o Kornelu Osyrze, który znów dobił się do Ekstraklasy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Mateusz Borek komentuje m.in. odwołanie Superpucharu Polski.
My, Polacy, mamy taką cechę, że gdy jest gigantyczne zagrożenie, potrafimy się jednoczyć. Kiedy jednak sytuacja się poprawia, zaczynamy się kłócić, nie dopilnowujemy ważnych spraw. Niestety ta zasada znów zadziałała. Kiedy Komisja Medyczna PZPN nadzorowała powrót piłki do życia, wszyscy musieli podporządkować się procedurom, bo wiedzieli, że muszą pewne sytuacje traktować zerojedynkowo. Ale wystarczyło, że wyszło słońce i przyzwyczailiśmy się do kilkuset zakażonych dziennie, nastała samowolka. Sześć klubów wysyła raporty medyczne do centrali, reszta nie. Piłkarze przyjeżdżają do klubu grupkami, dopiero potem są badani. Tak to wyglądać nie może.
Słyszymy, że Superpuchar musiał zostać odwołany między innymi z powodu błędu członka sztabu Legii. Od wpadki w meczu z Celtikiem to pierwszy taki przypadek, że zabrakło jakiemuś pracownikowi zdrowego rozsądku, czujności, profesjonalizmu, tego wszystkiego, dzięki czemu moglibyśmy w niedzielę obejrzeć mecz, który oficjalnie otworzyłby nam ten sezon. Mecz o Superpuchar jednak się nie odbył, biorąc pod uwagę, że za chwilę są eliminacje Ligi Mistrzów, wygląda na to, że większe przeważyło nad mniejszym. Nikt nie próbował obchodzić przepisów, naginać ich, bo wszyscy zdają sobie sprawę, że najważniejszymi meczami dla Legii będą kwalifikacje do europejskich pucharów.
Legia i sanepid przeoczyły pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa u masażysty. O jego zakażeniu poinformowano osiem dni po fakcie.
(…) Lekarz, który przeoczył wynik testu został odsunięty od drużyny. Wzmocniona została procedura weryfikacji badań. – Mecz mógł się odbyć – usłyszeliśmy w Legii. – Popełniliśmy oczywisty błąd, który nie powinien, ale zawsze może się zdarzyć. Spotkanie odwołano także dlatego, że wcześniej nikt nie przewidział, co zrobić w sytuacji, w której ktoś przeoczy pozytywny wynik testu. PZPN, Ekstraklasa i Zespół Medyczny muszą wziąć się za konkretne ustalenia i zalecenia, bo będzie trudno zacząć i dokończyć ten sezon w zdrowiu. UEFA jasno określiła procedury dotyczące badań. Przeprowadzane są 48 godzin przed meczem domowym lub 72 godziny przed wyjazdowym. Osoby z wynikiem pozytywnym są izolowane, ale dopóki jest 13 graczy zdrowych, można grać. To jasne wytyczne, których brakuje w Polsce.
Galatasaray złożyło ofertę kupna Kamila Jóźwiaka. Proponuje Lechowi Poznań dwa miliony euro.
(…) Nadeszła z Galatasaray Stambuł, a szósty zespół tureckiej Superligi poprzedniego sezonu zaproponował za skrzydłowego Lecha 2 miliony euro. To nie jest kwota, na którą wicemistrzowie Polski przystaną, lecz, jak zapewnił nas turecki dziennikarz idealnie zorientowany w realiach klubu ze Stambułu, suma ta jest raczej wstępem do negocjacji. O ile Lech je podejmie, choć na oficjalną ofertę z pewnością odpowie. 3–3,5 miliona euro za Jóźwiaka – to jest propozycja, na którą szefowie Kolejorza na pewno przystaną. Pytanie, czy stać na nią Galatę, bo ponoć z jej finansami nie jest różowo.
Już trzy razy ekstraklasa wypraszała Kornela Osyrę, ale on uparcie do niej wraca. Teraz chce zostać na dłużej.
(…) – Teraz zastanawiam się, czy Podbeskidzie ze mnie nie zrezygnuję, żebym prawem serii ponownie nie spadł z ligi – śmieje się Osyra i już na poważnie analizuje: – Zdaję sobie sprawę, że ostatni sezon w ekstraklasie nie był najlepszy. Ale w Miedzi od początku wszystko robione było chaotycznie, bez przemyślenia. Jako zawodnicy nie czuliśmy się komfortowo. Po sezonie klub miał opcję jednostronnego rozwiązania umowy z miesięcznym wypowiedzeniem i z niej skorzystał. Szkoda, że tak się stało, bo pochodzę z okolic Legnicy. Wiedziałem, że kluby nie będą się o mnie bić, ale trafiłem do Podbeskidzia, które pozwoliło mi stanąć na nogi po ciężkim sezonie w Miedzi. I wywalczyliśmy awans, a pamiętam, że podczas letniego obozu wszyscy dookoła mówili, że jesteśmy zespołem na co najwyżej środek tabeli.
Łukasz Olkowicz rozmawia z Piotrem Rutkowskim. Dlaczego Lech potrzebował 10 lat na pierwsze owoce w szkoleniu? Jak Rutkowski ocenia ostatni sezon? Kiedy Lech zaszkodził sobie niekonsekwencją?
ŁUKASZ OLKOWICZ: Zacznijmy od odwiecznego pytania. Co w szkoleniu jest ważniejsze: boiska czy trenerzy?
PIOTR RUTKOWSKI (WŁAŚCICIEL LECHA POZNAŃ): Najpierw trenerzy, potem boiska. Za dużo mamy przykładów z biedniejszych krajów, w których bez infrastruktury wyszkolili zawodników na światowym poziomie. Nam to w Polsce nie za dobrze wychodzi. Za to często słyszałem wymówki trenerów, że mogą szkolić tylko przez dziewięć miesięcy w roku, bo przez trzy pozostałe pada śnieg.
Mam wrażenie, że te wymówki nadal istnieją.
W Lechu bywały, ale już ich nie ma. Skończyliśmy z tym. Nie wiem, jak jest u innych, ale jak coś takiego słyszałem u siebie w klubie, to mocno się wkurzałem. Do dzisiaj infrastruktura jest drażliwym tematem. Mimo że pod kątem boisk dysponujemy najlepszą bazą w Polsce, to pojawiały się wymówki, których nie przyjmuję. Trzeba być kreatywnym, szukać rozwiązań. Żeby tę jednostkę treningową, która może i jest ograniczona, tak zorganizować, by zawodnicy mieli jak najwięcej kontaktów z piłką.
Interesuje mnie geneza, dlaczego skupiliście się na szkoleniu? Dziś jest w modzie o nim mówić, ale kilka lat temu takie oczywiste to nie było.
Przychodząc do Lecha w 2006 roku szybko zrozumieliśmy, że stawianie na młodzież przyniesie efekty. Wiedzieliśmy, że będziemy w klubie bardzo długo, dlatego stać nas na cierpliwość. Zasiać teraz, a owoce zebrać za dziesięć lat.
I mniej więcej tyle to trwało.
Pierwsi wychowankowie, którzy pomogli nam zdobyć mistrzostwo to Karol Linetty, Marcin Kamiński, Dawid Kownacki i Tomek Kędziora w 2015 roku. Ich też, jako pierwszych z wychowanków, sprzedaliśmy. Zaczęliśmy zbierać owoce w postaci zwrotu z inwestycji w akademię poczynionych przez wiele, wiele lat. Był duży transfer Karola do Sampdorii. To pokazało, że możesz promować młodego chłopaka, który pomoże ci zdobyć mistrzostwo, a później go sprzedać, a zarobione pieniądze zainwestować w zespół. To jest tak logiczne, tak sensowne, tak proste.
Wasza praca przed pierwszymi, że tak powiem zbiorami, trwała dziesięć lat. Co zajmuje tyle czasu? Wykształcenie trenerów? Eliminowanie błędów?
Przede wszystkim selekcja trenerów. Gdy masz już odpowiednie osoby, to starasz się wypracować program szkolenia. My dużo czasu, nie chcę powiedzieć, że straciliśmy, ale popełniliśmy dużo błędów. Zostawialiśmy to, co funkcjonuje, a nie wracaliśmy do tego, co nie wychodziło. Zaczyna się mój 15. sezon w Lechu, wielu rzeczy już spróbowaliśmy. Jesteśmy bogatsi o te doświadczenia i możemy powiedzieć: „Oj, dużo błędów popełniliśmy”. Dziś możemy ich unikać, a uwypuklać nasze silne strony.
Zdaniem Jerzego Dudka obecna, wyjątkowa formuła Ligi Mistrzów premiuje Bayern.
Myślę, że termin rozgrywania turnieju finałowego Ligi Mistrzów sprzyja Bayernowi. Monachijczycy do zmagań w Champions League przystępowali zwykle rozluźnieni. Odpadali z Europy po tym, jak zdobywali mistrzostwo Niemiec i opadała konieczność cotygodniowej gry na najwyższym poziomie. Swego czasu, narzekał na to np. Pep Guardiola, i nietrudno mu się dziwić. Gdy zniknie ta pozytywna presja, forma drużyny spada i potem nie jest łatwo wrócić na szczyt. Teraz tego nie ma. Hansi Flick miał czas, by przygotować ekipę do piekielnie trudnego wyzwania, jakim jest granie w Champions League, a cel był jasny – cztery zwycięstwa dają upragniony triumf. Pierwszy cel, jakim było pokonanie Chelsea, został wykonany w znakomity sposób. Ale teraz nadchodzi czas na przedwczesny finał, za jaki uważam rywalizację Bawarczyków z Barceloną. To będzie szlagier, na który patrzeć będzie cała Europa. Nie możemy się doczekać oglądania konfrontacji Lewandowskiego z Leo Messim czy Manuela Neuera z Markiem-Andre ter Stegenem. Będzie mnóstwo wątków do porównań, tym bardziej, że żadna z ekip występujących w Final 8 nie ma na swoim koncie triumfu w Lidze Mistrzów. Na Barcę po meczu z Napoli można narzekać, ale drużyny z argentyńskim geniuszem w składzie nigdy nie można skreślać.
SPORT
Goztepe SK, gdzie wiosną występował Kamil Wilczek, chce pozyskać Mikkela Kirkeskova.
Tureckie media od piątku rozpisują się o bardzo poważnym zainteresowaniu Kirkeskovem. Przedstawiciele Goztepe mieli się już kontaktować z agentem, jak i samym piłkarzem. Duńczyk miałby zastąpić Berkana Emirego, który był podstawowym lewym defensorem, ale odszedł po tym sezonie. Były klub Kamila Wilczka, który z Turcji wrócił do Danii, wysłał nawet ofertę transferową na Okrzei, ale… w klubie nie potraktowano jej zbyt poważnie. „Za taką sumę moglibyśmy wysłać buty Mikkela” – usłyszeliśmy w klubie. Według naszych informacji chodzi o kilkadziesiąt tysięcy euro. Temat jednak nie jest zamknięty, bo w Gliwicach spodziewają się podwyższenia oferty. Samemu zawodnikowi Turcy z pewnością zaproponowali dużo większą ofertę transferową i pewnie ma on o czym myśleć.
W okresie przygotowawczym Górnik Zabrze nie rozegra żadnego sparingu.
Powód? W dużej mierze koronawirus. Mimo braku wytycznych ze strony piłkarskich władz, a przede wszystkim ze strony Zespołu Medycznego PZPN, który stosowne wytyczne wysłał do klubów dopiero w minioną środę, zabrzanie na własną rękę przeprowadzili testy. Po nich okazało się, że jeden z pracowników – ale nie piłkarz – ma wynik pozytywny. Jako że testy odbywały się indywidualnie, nie było przeciwwskazań do tego, żeby przystąpić do wspólnych treningów. Uniknięto w ten sposób zamieszania, jak miało to miejsce w przypadku Wisły Płock, Lechii czy teraz Legii.
W Górniku wolą dmuchać na zimne i nie podejmują zbędnego ryzyka. Zresztą bez żadnej gry kontrolnej drużyna przystąpiła z bardzo dobrym skutkiem do restartu ligi pod koniec maja. I okazało się, że jedenastka prowadzona przez Marcina Brosza jest rewelacją zmagań. Piłkarze notowali największe przebiegi meczowe spośród innych ekstraklasowych zespołów, nierzadko na poziomie 125 km na zespół, a przede wszystkim wygrywali. W 11 kolejkach po restarcie zgromadzili 20 punktów. Pod tym względem lepszy był tylko wicemistrz Polski Lech (24).
SUPER EXPRESS
Insajderski tekst o koronawirusie w Legii, ale nic nowego względem “PS” się nie dowiadujemy. Oprócz tego weekendowa młócka.
RZECZPOSPOLITA
Robert Lewandowski wrócił z urlopu i najlepszą wiosnę kariery przekuwa w lato życia. Teraz Bayern czeka mecz z Barceloną, a jego pojedynek z Leo Messim.
Podopieczni Hansiego Flicka wygrali w tym roku 22 z 23 meczów, strzelili 72 gole. Grają ze swobodą i polotem, właściwie się futbolem bawią. Kolejną sportową młodość przeżywa Thomas Mueller, Joshua Kimmich to jednocześnie serce i płuca drużyny, ale wyczyny Bayernu mają przede wszystkim twarz Lewandowskiego. W dwumeczu z Chelsea miał udział we wszystkich golach: trzy strzelił, czterokrotnie asystował. Obsesyjne dążenie do perfekcji i szukanie pozornie marginalnych przewag (kto wcześniej słyszał o współpracy piłkarza z trenerem snu?) pozwoliło mu wdrapać się na poziom dostępny dotychczas tylko dla Messiego i Cristiano Ronaldo. Dziś wielu uznaje, że są już piłkarzami z tej samej półki. – Mamy szczęście, że gra dla Bayernu – mówi o Lewandowskim kolega z drużyny Serge Gnabry. – Jest fenomenalny. Zwłaszcza kiedy widzisz z bliska, jak trenuje.
Polak na pewno będzie królem strzelców Ligi Mistrzów – zdobył już 13 bramek, a wśród graczy, którzy wezmą udział w turnieju finałowym, nikt nie przekroczył granicy sześciu. Ma cztery asysty, więcej – pięć – uzbierał tylko Hakim Ziyech z Ajaxu Amsterdam. Czterech bramek brakuje Lewandowskiemu do Ronaldo, który w jednym sezonie LM strzelił 17 goli. Portugalczyk dokonał tego w 993 minuty, Polak na razie rozegrał 617, a przed nim jeszcze maksymalnie trzy spotkania.
Fot. FotoPyK