Sami widzicie, co się ostatnio dzieje w kraju – bijemy kolejne rekordy zakażeń koronawirusem, niebezpiecznie zbliżamy się do granicy tysiąca przypadków dziennie. A ludzie futbolu, choć z szeregiem przywilejów, to wciąż ludzie i choroba magicznie ich nie omija. Niestety, z tego co słyszymy, doczekaliśmy się kolejnego przypadku w Ekstraklasie. Tym razem w Legii.
Nie chodzi o piłkarza, ale o masażystę. Patrząc czysto sportowo jest to mniej bolesne dla przygotowań Legii niż wykluczenie zawodnika, ale z drugiej strony – na jednym przypadku przecież wcale nie musi się skończyć. Masażysta ma regularny kontakt z zespołem, co więcej, jeszcze wczoraj miał z nim z pracować.
Oczywiście chcemy zakładać, że facet jest profesjonalistą i działał w reżimie sanitarnym, to znaczy miał na sobie maseczkę i odkażał ręce, ale sami macie świadomość, co się dzieje w tej lidze. Wisła Płock robi treningi, a dopiero potem testy, Lechia robi testy, nie czeka na wyniki i też idzie trenować.
Sprawdź czym są zakłady bukmacherskie:
Poza tym – COVID jest podstępny, wykorzystuje nasze przyzwyczajenia jak podawanie sobie dłoni i rozprzestrzenia się w szybkim tempie. Może być więc różnie.
Natomiast to nie jest ten przypadek, w którym Legię należy krytykować, bo czegoś nie dopilnowała. Tam ciąg logiczny został zachowany – testy, wyniki, trening. Tyle że przypadek zakażenia miał się trafić już później, czemu trudno było przeciwdziałać.
Co dalej? Wszyscy piłkarze zostali dzisiaj wieczorem wezwani na badania. Trzymamy kciuki, żeby wyniki już nie były pozytywne i żeby też zakażony przeszedł chorobę łagodnie albo i bezobjawowo. Ale na ten moment mecz o Superpuchar należy uznać za zagrożony.
I nie ma co kryć, można zacząć się niepokoić. Domino jakby powoli ruszało. Brak zakażeń po restarcie chyba uśpił nasze kluby, poczuły się nietykalne. A tak absolutnie nie jest.
Fot. FotoPyk