Momentami trudno było uwierzyć, że dzisiejsze starcie Liverpoolu z Crystal Palace to rzeczywiście konfrontacja dwóch ekip z Premier League. The Reds, fakt, prezentowali należyty poziom gry. Ale goście wypadli jak drużyna z łapanki. Jasne, że na tle tak dysponowanych podopiecznych Juergena Kloppa niewiele więcej dało się zdziałać, lecz Crystal Palace w ogóle nie postawiło gospodarzom oporu. Oddało mecz walkowerem.
Crystal Palace zdeklasowane
Pierwsza połowa to był po prostu bezlitosny pokaz siły w wykonaniu The Reds. Piłkarze chyba usłyszeli kilka cierpkich słów od trenera po ostatnim bezbramkowym remisie w derbach Merseyside, ponieważ ewidentnie przypomnieli sobie, że mistrzostwo samo się – mimo olbrzymiej przewagi – nie wygra. Od pierwszego gwizdka arbitra gospodarze narzucili zatem bardzo wysoki pressing i totalnie zdominowali przebieg gry. Przyjezdni nie tylko nie mieli pomysłu, by jakoś się liderowi odgryzać kontratakami. Oni w ogóle nie potrafili się wydostać z własnej połowy. Przed przerwą przeprowadzili jedną akcję w ofensywie, choć “akcja” to chyba w tym przypadku za dużo powiedziane. Max Meyer oddał chaotyczny strzał z 25 metrów. Uderzenie poszybowało kilka metrów obok bramki. Na tyle było stać podopiecznych Roya Hodgsona. Nie widać było po nich ani pomysłu, ani nawet chęci na ukąszenie rywala.
Liverpool z wielką ochotą korzystał więc z bierności rywali i raz po raz zagrażał bramce strzeżonej przez Wayne’a Hennesseya. Wynik otworzyć udało się jednak dopiero w 23. minucie, gdy przepięknym trafieniem z rzutu wolnego popisał się Trent Alexander-Arnold. Przed przerwą do siatki trafił jeszcze świetnie dziś dysponowany, niezwykle ruchliwy Mohamed Salah. I było właściwie po meczu.
Druga połowa spotkania to już, co tu kryć, nuda. Tak jednostronny przebieg spotkania sprawił, iż trudno było o jakiekolwiek emocje. Ale trzeba gospodarzom oddać, że ten brak wrażeń towarzyszących zaciętym starciom zrekompensowali widzom naprawdę przepięknymi bramkami. Gol na 3:0? Spektakularna bomba w wykonaniu Fabinho z trzydziestu metrów. 4:0? Przy całym uznaniu dla piorunującego uderzenia Brazylijczyka, jeszcze bardziej efektowna akcja. Jeden z niewielu wypadów gości pod pole karne przeciwnika zakończył się błyskawiczną kontrolą The Reds. Salah genialną asystą obsłużył Sadio Mane, a Senegalczyk ze stoickim spokojem sfinalizował ten kontratak, do reszty pognębiając i tak już rozbitych oponentów.
Mistrzostwo na wyciągnięcie ręki
Oczywiście nie można sobie wyobrazić meczu Premier League bez katastrofalnej pomyłki sędziego – trafiła się taka także i w tym starciu. Martin Atkinson nie odgwizdał ewidentnej ręki Gary’ego Cahilla w polu karnym. Nie pomógł mu również VAR. Ale to i tak bez większego znaczenia dla przebiegu spotkania, które znajdowało się pod kontrolą The Reds od pierwszej do ostatniej minuty. Choć przecież Crystal Palace to ekipa z górnej połówki tabeli, na dodatek słynąca z zupełnie przyzwoitej defensywy.
Tymczasem statystyki:
- strzały (celne): Liverpool 21 (7) / Crystal Palace 3 (0)
- posiadanie piłki: 74% / 26%
- podania (celne; % celnych): 873 (779; 89%) / 313 (222; 71%)
Miazga.
86 punktów po 31 rozegranych spotkaniach w Premier League. To aktualny dorobek Liverpoolu. Dorobek niesamowicie imponujący, jeśli przypomnimy sobie, że w puli do zgarnięcia wciąż pozostaje 21 oczek. Ekipa Juergena Kloppa może wykręcić rekordowy wynik punktowy, co byłoby na pewno efektowną puentą dla ich dominacji w bieżących rozgrywkach. No i stanowiłoby dodatkowy smaczek dla tytułu odzyskanego po trzech dekadach niemocy. Inna sprawa, że Liverpoolowi raczej nie rekordy w głowie.
Po przerwie było widać, że The Reds nie mają zamiaru forsować tempa, jeżeli okoliczności tego nie wymagają.
Choć podejście trochę się zmieniło, gdy na boisku pojawili się zawodnicy będący dopiero na dorobku. Mógł się podobać przede wszystkim 19-letni Neco Williams, który posłał parę fajnych piłek, oddał groźny strzał i w ogóle bardzo mocno powalczył o to, by zapisać się w protokole meczowym bramką bądź asystą. Nie udało się, ale jego gra to optymistyczny zwiastun. Nawet gdy The Reds zaklepią sobie wreszcie tytuł, a może się to wydarzyć w następnej kolejce, to wciąż w ekipie Kloppa znajdą się tacy gracze, którzy nie odpuszczą i aż do 38. serii spotkań będą wypruwać sobie żyły, by zaistnieć i poprawić swoje notowania przed przyszłym sezonem.
Liverpool FC 4:0 Crystal Palace
(T. Alexander-Arnold 23′, M. Salah 44′, Fabinho 55′, S. Mane 69′)
fot. NewsPix.pl