Reklama

Legia daje nadzieje na obecność polskiego zespołu w fazie grupowej LE

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

15 czerwca 2020, 08:45 • 10 min czytania 27 komentarzy

– Wiele razy zdarzało się, że warszawska drużyna miała najlepszych piłkarzy, klub był najmocniejszy pod względem organizacji i finansów. Ale Legia Aleksandara Vukovicia ma dziś jakość, która uprawnia nas do wiary w obecność polskiego zespołu w fazie grupowej Ligi Europy. Umówmy się, że gra w fazie zasadniczej Ligi Mistrzów, biorąc pod uwagę kwestie regulaminowe, byłaby osiągnięciem kosmicznym, więc realnie kreślę swoje nadzieje. Trener Legii już nie jest wyskakującym z ławki i tracącym kontrolę nad swoimi reakcjami Vuko, tylko Pan Trener Vuković – pisze Mateusz Borek w felietonie dla “Przeglądu Sportowego”. Co poza tym dziś w prasie?

Legia daje nadzieje na obecność polskiego zespołu w fazie grupowej LE

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Wiadomo – pomeczówki. Legia zatrzymana, Piast goni lidera. A Mateusz Borek w felietonie komentuje – legioniści dają nadzieję na to, że w przyszłym sezonie będziemy mieli drużynę w fazie grupowej Ligi Europy.

Legia, mimo porażki w Zabrzu, jest najdojrzalszym zespołem w ekstraklasie. Wiele razy zdarzało się, że warszawska drużyna miała najlepszych piłkarzy, klub był najmocniejszy pod względem organizacji i finansów. Ale Legia Aleksandara Vukovicia ma dziś jakość, która uprawnia nas do wiary w obecność polskiego zespołu w fazie grupowej Ligi Europy. Umówmy się, że gra w fazie zasadniczej Ligi Mistrzów, biorąc pod uwagę kwestie regulaminowe, byłaby osiągnięciem kosmicznym, więc realnie kreślę swoje nadzieje. Trener Legii już nie jest wyskakującym z ławki i tracącym kontrolę nad swoimi reakcjami Vuko, tylko Pan Trener Vuković. Serb niesamowicie dojrzał w ostatnich miesiącach, a jego zespół dokonał ogromnego postępu. Legia zmierza po tytuł, bardzo dobrze wygląda pod względem fizycznym i jest dojrzała taktycznie. Trener jest spokojny, pokorny, kreatywny i, co szczególnie ważne, sprawiedliwy. Vuković przez ostatnie miesiące rozwinął wielu piłkarzy, znalazł nowe, optymalne chyba miejsce na boisku dla Luquinasa, u niektórych graczy uwolnił statystyki, a przede wszystkim w zespole jest uczciwa konkurencja. Kto trenuje dobrze w tygodniu i daje zespołowi impuls, wchodząc z ławki rezerwowych, może za kilka dni realnie myśleć o występie w podstawowym składzie. A w wielu zespołach wcale nie jest to takie oczywiste.

Cuda w Szczecinie. Hostikka wreszcie strzelił gola, a Gajos przysmażył z dystansu. I skończył się remisem.

Reklama

W pewnym sensie w stolicy Pomorza Zachodniego działy się cuda. Gospodarze pierwszy raz od 11 kolejek strzelili gola przed przerwą. Jakby tego byo mało, bramkę zdobył Santeri Hostikka. Fin gra w Granatowo-Bordowych półtora roku, występ przeciwko Lechii był jego 32. w ekstraklasie i wreszcie udało mu się pokonać golkipera przeciwników. Zrobił to przy wydatnym wsparciu 19-letniego Macieja Żurawskiego, najjaśniejszej postaci miejscowych. Młody płkarz imponował ochotą do gry, walecznością i dryblingiem. Długo czekał na szansę, ale kiedy już dostał, trzeba przyznać, że ją wykorzystuje. Kolejne cuda działy się przy wyrównaniu Biało-Zielonych. Maciej Gajos huknął z kilkudziesięciu metrów z wolnego i futbolówka nabrała nietypowej rotacji.

Antoni Bugajski wspomina sezony, gdy Legia podobne przewagi potrafiła roztrwonić. Ale czy to się stanie i w tym sezonie? Cóż, szanse są małe.

Pamięć o tych wydarzeniach Legia w swoich barwnych kronikach przechowuje również po to, by nie powielać starych błędów. A jeśli ktoś z obecnej ekipy nie pamięta bądź nie zna znamiennych historii, zawsze może zgłosić się do Wiktora Bołby, chodzącej encyklopedii i kustosza Muzeum Legii, który z klubem z Łazienkowskiej związany jest już od pół wieku. Dlatego choć nie wypada ogłaszać ostatecznego rozstrzygnięcia, w Legii mogą się z tym scenariuszem oswajać. W rundzie finałowej będzie miała okazję pokazać, że chce być mistrzem nieprzypadkowym i że tym razem jest w stanie przygotować drużynę, która zakwalifikuje się do fazy grupowej przynajmniej Ligi Europy. Czas walki z pandemią paradoksalnie dla Legii może być szansą, bo Europa też ma swoje problemy. Nawet przy założeniu, że po Radosławie Majeckim za grubą kasę odejdzie też Michał Karbownik, nie powinno być mowy o wyprzedaży. W kasie Legii są niedobory, to oczywiste, ale prezes Dariusz Mioduski do tej pory był odporny na nerwowe reakcje. Wykazywał się dużą cierpliwością, więc może jeszcze trochę wytrzyma?

Warta przegrała, Podbeskidzie zremisowała i skorzystała z tego Stal Mielec, która doskoczyła do ścisłej czołówki.

Reklama

Bielszczanie i poznaniacy do tej pory zmierzali po awans do ekstraklasy śmiałym oraz równym krokiem, ale tym razem pogubili punkty i skrzętnie skorzystała z tego czająca się za ich plecami Stal. Mielczanie przed rozpoczęciem swojego spotkania znali wyniki meczów bezpośrednich rywali w walce o promocję do najwyższej klasy rozgrywkowej i mimo że w Tychach dwukrotnie przegrywali, ambitnie grali do końca i ostatecznie zeszli z boiska z kompletem punktów. W tabeli tracą do lidera z Bielska- -Białej już tylko dwa punkty. Dodajmy, że starcie w Tychach było świetnym widowiskiem

Piątek znowu trafił dla Herthy i wydaje się, że można wsadzić między bajki opowieści o konflikcie z trenerem czy skreśleniu Polaka przez berlińczyków.

– Przed tygodniem dziennikarze spekulowali, że jest konfl ikt między Krzyśkiem a trenerem. To kompletna bzdura. Trzeba docenić, że Piątek się nie podłamał, nie obraził, cierpliwie czekał na szansę i moim zdaniem ją wykorzystał – twierdzi Artur Wichniarek, były napastnik między innymi Herthy, obecnie ekspert Polsatu Sport. Jego zdaniem widać już dużą swobodę w grze Polaka. – Wrócił luz w poruszaniu się, w podejmowaniu decyzji. To dla napastnika bardzo ważne – mówi były piłkarz. W tym momencie Piątek ma na koncie cztery gole strzelone w Bundeslidze. Jednak zdaniem Wichniarka nie tylko bramki liczą się dla Labbadii. Niedostatki taktyczne mają być głównym powodem, dla którego niemiecki trener na początku widział Piątka na ławce. W pierwszych spotkaniach zdecydował się na Vedada Ibiševicia.

“Prześwietlenie” Łukasza Olkowicza z Tomaszem Tchórzem, asystentem Kibu Vicuni w Mohun Bagan. Sporo o filozofii w podchodzeniu do futbolu, o taktyce, przygotowaniu zespołu.

Co dokładnie kryje się za ideą gry, której poświęcona jest książka?

To sposób trenera na funkcjonowanie drużyny na boisku. Wiele osób myli ideę gry z modelem. Ważne, by to rozróżniać. Gdy obserwujemy zespół realizujący trenowany sposób gry, wtedy widać, czy zawodnicy rozumieją, jak mają grać i to pokazują na boisku. Czy zaadaptowali się do idei gry trenera. Widzimy efekty, a to jest właśnie model. Mówiąc najprościej, to efekt wdrażania idei gry trenera.

Jaka jest pańska idea gry?

Poprzez kontrolę nad piłką poszukiwanie miejsca na boisku po to, by doprowadzić do sytuacji bramkowej. Innymi słowy: całkowicie opanować przeciwnika w działaniach z piłką i bez niej.

Przyznam się panu, że wpadłem w pułapkę związaną z posiadaniem piłki, poświęcałem temu dużo uwagi, chyba za dużo. Pan powołuje się na Marcelo Bielsę, który tłumaczy, że ważniejsza jest liczba stworzonych sytuacji.

Uważam podobnie, czerpałem z jego słów. W życiu można osiągnąć sukces na wiele sposobów. Trener Marek Śledź powtarza, że nawet jeżeli coś jest zgodne z prawem, to nie zawsze musi być etyczne.

Można to przełożyć na piłkę?

Możesz wygrać, gdy przez cały mecz się bronisz.

No bardzo często tak się dzieje.

To zaprzeczenie istoty piłki nożnej. Ona jest przede wszystkim grą dla kibiców. Wychodzisz na boisko, żeby ich zadowolić.

I wygrać.

Mam chyba romantyczne podejście. Wygrana oczywiście jest dla mnie ważna, ale osiągnięta w sposób, w jaki ja chcę.

“SPORT”

Piast wykorzystał błędy Jagiellonii i przy porażce Legii dogonił ją na siedem punktów.

Trener Waldemar Fornalik ponownie nie mógł skorzystać z Feliksa i Badii, a w składzie doszło do jednej zmiany w stosunku do bezbramkowych derbów z Górnikiem. Mecz w Białymstoku długo… rozczarowywał, bo obie drużyny grały bardzo uważnie. Piast miał przewagę na początku, a potem aktywniejsza była Jagiellonia. Sytuacji brakowało, aż postanowił to zmienić… Zoran Arsenić. Obrońca Jagiellonii w niegroźnej sytuacji stracił piłkę na rzecz Martina Konczkowskiego, a zarazem po tym go sfaulował. Do rzutu karnego podszedł Piotr Parzyszek i wykonał go bezbłędnie. Dla snajpera mistrzów Polski było to 10. trafienie w tym sezonie, co było jego pierwszym celem przed bieżącymi rozgrywkami. W poprzednich Parzyszek uzbierał 9 trafień. Gol dodał gościom pewności siebie i jeszcze przed przerwą mogli prowadzić wyżej. Kolejny błąd defensywy Jagiellonii, która była jej najsłabszą formacją, omal nie wykorzystał Parzyszek. Przejął piłkę na skraju pola karnego, minął bramkarza, ale został zablokowany.

We wtorek Bayern może świętować kolejne mistrzostwo Niemiec. Wystarczy ograć Werder na wyjeździe.

Bawarczycy mogliby się cieszyć z mistrzostwa, gdyby Fortuna Duesseldorf pokonała Borussię Dortmund. Walczący o utrzymanie zespół Adama Bodzka i Dawida Kownackiego na wiosnę jest jednak „mistrzem” w traceniu punktów, dlatego jedynego w tym spotkaniu gola stracił w… 95 minucie. Fortuna miała swoje szanse na zdobycie gola, ale nie wykorzystała okazji ze słabo grającą BVB. Gdyby mecz ten skończył się remisem, dortmundczycy mieliby już tylko absolutnie matematyczne szanse na tytuł, Bayern musiałby przegrać trzy ostatnie spotkania, Dortmund musiałby je wygrać i mieć lepszy bilans bramek. Obecnie monachijczykom wystarczy pokonać we wtorek Werder w Bremie, żeby świętować kolejne mistrzostwo Niemiec.

Maciej Sawicki, sekretarz generalny PZPN, opowiada o powrocie kibiców na stadiony, zdradza kulisy odmrażania futbolu i mówi o kwestiach organizacyjnych związanych z meczami reprezentacji Polski.

Prezes PZPN, Zbigniew Boniek, powiedział nam niedawno, że niektóre kluby wcale tak dużo nie straciły. Zmniejszyły kontrakty zawodnikom, obniżyły wydatki, dostaną pomoc z tarczy PZPN-owskiej i państwowej. Natomiast jeżeli chodzi o brak kibiców, to i tak na tzw. dniu meczowym niewiele klubów w Polsce zarabia…

– Każdy miał tutaj swoją lekcję do odrobienia. My, jako federacja, zrobiliśmy swoje, przygotowując np. ten kompleksowy pakiet pomocowy. Natomiast każdy z klubów musiał w swoim zakresie zmierzyć się z najważniejszą sprawą, czyli wysokością kontraktów i innych wynagrodzeń na czas kryzyzsu. To największa część wydatków profesjonalnych klubów, stanowiąca około 75 procent budżetu. W gestii zarządu każdego z nich było sprowadzenie tych kosztów do akceptowalnych rozmiarów. Jak widzimy, niektórzy odrobili swoją lekcję bardzo dobrze i miejmy nadzieję, że to pozwoli im przejść w sposób optymalny przez trudny czas.

Ważne dla przyszłości klubów jest również wznowienie rozgrywek ligowych…

– Kiedy widzieliśmy już, że z pandemią musimy się powoli oswajać i z nią żyć, przygotowaliśmy bardzo szczegółowy plan powrotu do rozgrywek. Jesteśmy jedną z pierwszych federacji, która powróciła na boiska w trzech najwyższych klasach – ekstraklasie, pierwszej i drugiej lidze, a także w Pucharze Polski. To wymagało ogromnego nakładu prac ze strony federacji, spółki Ekstraklasa, komisji medycznej PZPN i wielu innych osób. Dzięki tej pracy otrzymaliśmy bardzo szybko zgodę rządu na powrót na boiska. To z kolei przekłada się na nieocenione wsparcie finansowe dla klubów, bo wiadomo, że środki z umów telewizyjnych i sponsorskich to ich najważniejsze źródło przychodów.

“SUPER EXPRESS”

Oby w Monaco nie widzieli tego błędu Majeckiego. To drugi taki klops bramkarza Legii w tym sezonie.

Młody bramkarz Legii został już sprzedany do AS Monaco za 7 mln euro, co jest rekordem ekstraklasy. Błąd każdemu się może zdarzyć, ale fakty są takie, że legioniści w tym sezonie przegrali już drugie spotkanie po kuriozalnym klopsie Majeckiego. Wcześniej transferowy rekordzista zawalił mecz w Płocku (0:1 z Wisłą). Po straconym golu legioniści wciąż mieli dużą przewagę, ale wyglądali na oszołomionych po tym, co zrobił ich bramkarz, i marnowali świetne sytuacje. I nagle w 59. min przegrywali już 0:2 po jednej z nielicznych akcji zabrzan i pięknym strzale głową Angulo.

“GAZETA WYBORCZA”

Piątek walczy o swoją teraźniejszość i przyszłość. Wyszedł w pierwszym składzie, strzelił gola i ma apetyt na więcej.

Mały przełom nastąpił już przed dwoma tygodniami. Reprezentant Polski w stylu rasowego snajpera zakończył płynny kontratak berlińczyków, pierwszy raz zdobywając bramkę inaczej niż z rzutu karnego. A teraz, po udanym epizodzie z soboty, jego popandemiczny bilans zaczął znienacka wyglądać całkiem okazale – wbił trzy gole, trafia do siatki średnio co 58 minut. Ładny bilans, na którym można budować przyszłość. A przynajmniej spróbować. Na razie bowiem rzeczywistość nie wygląda zachęcająco – Piątek gola zawdzięcza solowej akcji, wciąż natomiast nie wieńczy strzałem ataków zbiorowych sugerujących, że stanowi element wypracowanych na treningach schematów gry. Tymczasem on potrzebuje przede wszystkim gdzieś osiąść na stałe. Przestać miotać się między kolejnymi miastami, trenerami, drużynami o odmiennych pomysłach na futbol. W Bundeslidze wystartował słabiutko, przed koronawirusową zawieruchą przez 465 minut gry wydusił z siebie ledwie jednego gola. Ale uniewinniają go okoliczności – dołączył do zespołu skandalicznie ubogiego w ofensywne idee. A w Berlinie chyba warto pomieszkać. Odkąd Herthę przejął multimiliarder Lars Windhorst, jej ambicje sięgają przynajmniej awansu do Ligi Mistrzów. 

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Piast Gliwice bez licencji na grę w Ekstraklasie od 1 stycznia? Klub stoi pod ścianą

Arek Dobruchowski
1
Piast Gliwice bez licencji na grę w Ekstraklasie od 1 stycznia? Klub stoi pod ścianą
Anglia

Guardiola ze stanowczą deklaracją: Zostanę tutaj, nawet jeśli nas zdegradują

Arek Dobruchowski
1
Guardiola ze stanowczą deklaracją: Zostanę tutaj, nawet jeśli nas zdegradują

Komentarze

27 komentarzy

Loading...