– Nie będzie odgórnego zakazu, a będzie, co bardzo ważne, REGIONALIZACJA. Z naszych informacji wynika, że ma być tak: klub z danego terenu, np. Jagiellonia i Górnik Zabrze, występuje do wojewody, w tym przypadku odpowiednio podlaskiego i śląskiego, a ten, na podstawie konsultacji z odpowiednimi służbami sanitarnymi (przede wszystkim z sanepidem), na podstawie sytuacji epidemiologicznej w danym regionie podejmuje decyzję. Czyli albo daje zielone światło na imprezę masową, albo nie – czytamy w “Super Expressie”. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Piastowi szanse na mistrzostwo powoli odjeżdżają, a Górnik właściwie przekreślił swoje szanse (choć matematyka jeszcze daje im nadzieje) na grę w górnej ósemce. Nudne derby, bez bramek.
Dla Górnika punkt w tym starciu był pewnie celem minimum, ale też nie ma się z czego cieszyć, bo ma bardzo niewielkie szanse awansu do grupy mistrzowskiej. Jeśli Jagiellonia nie przegra dziś z ostatnim w tabeli ŁKS lub Raków pokona Wisłę Kraków, to zabrzanie stracą szanse na pierwszą ósemkę już w przedostatniej kolejce sezonu zasadniczego. Gdyby jeszcze teraz uśmiechnęło się do nich szczęście, to będą potrzebowali zwycięstwa nad Legią w niedzielę i korzystnych innych wyników w ostatniej serii spotkań, a to wyglądałoby na cud. Remis nie mógł ucieszyć więc fanów ani jednej, ani drugiej drużyny, ani bezstronnych obserwatorów, którzy obejrzeli marne widowisko.
Poza tym – pomeczówki krótsze, czyli zwycięstwo Lecha, Cracovii oraz remis Korony z Zagłębiem. Co dalej… Raków walczy o TOP8. Nie tylko ze względów sportowych, ale też finansowych. Piłkarze za awans do grupy mistrzowskiej mają obiecaną premię.
Beniaminek cały czas ma szanse, by po sezonie zasadniczym być w grupie mistrzowskiej. To ważne, bo za miejsce w pierwszej ósemce na fi niszu rozgrywek piłkarze Rakowa mają dostać kwotę w granicach 350–450 tys. zł do podziału na cały zespół. Częstochowianie wiedzą więc, o co grają, bo każde miejsce wyżej to według naszych ustaleń kolejna dodatkowa premia. – O dokładnych kwotach nie będę mówił, ale przyznam, że było to omawiane na początku sezonu i nie do końca pamiętam, jakie były ustalania – mówi właściciel Rakowa Michał Świerczewski. Kiedy zapytaliśmy, czy to prawda, że bonus za ósme miejsce jest dwukrotnie większy niż suma, jaką drużyna dostałaby nawet za wygranie grupy spadkowej, odpowiedział: – Być może tak jest. Ale naprawdę nie pamiętam. Potwierdzić mogę, że każde miejsce wyższe niż ósme w grupie mistrzowskiej, związane jest z większą premią – dodaje Świerczewski.
Legia powoli zdrowieje, ale Vuković wciąż ma długą listę zawodników, z których w meczu z Arką nie będzie mógł jeszcze skorzystać.
W porównaniu z poprzednimi spotkaniami sytuacja kadrowa stołecznego zespołu poprawia się z dnia na dzień. – Bartosz Slisz, Jose Kante, Arvydas Novikovas czy nawet Maciej Rosołek są coraz bliżej powrotu. Na mecz z Arką może być gotowy tylko Bartek, ale nie będziemy ryzykować szybszego powrotu i ponownego urazu. Najdalej od gry jest William Remy, jego czeka trochę dłuższa przerwa. Radek Cierzniak, Kante i Novikovas mogą być do dyspozycji już na niedzielny mecz z Górnikiem – mówił szkoleniowiec Legii. Patrząc na spotkanie w Krakowie, w podstawowej jedenastce może być jedna zmiana. Szansę ligowego debiutu od pierwszej minuty – kosztem Andre Martinsa – może dostać na skrzydle Mateusz Cholewiak, który świetnie spisał się w spotkaniu z Wisłą. Wtedy do środka zostałby cofnięty Walerian Gwilia. Ale nie jest to przesądzone.
Jacek Kruszewski przestanie być prezesem Wisły Płock? Latem kończy mu się kadencja i chodzą słuchy, że kolejnej już nie będzie. A prezesem jest od 2012 roku.
Dlaczego w kontekście utraty stanowiska mówi się tylko o prezesie Kruszewskim, skoro odpowiedzialność za decyzje ponosi więcej osób? Nie wiadomo. Pewne jest to, że na przyszłość swojego przełożonego mogą wpłynąć piłkarze. Wywalczenie miejsca w grupie mistrzowskiej lub szybkie utrzymanie w siedmiu dodatkowych kolejkach mogą sprawić, że zachowa on posadę. – Gdy w sobotę pogłoski o moim zwolnieniu zaczęły się pojawiać, miałem zamiar zrezygnować. Powstrzymała mnie głównie reakcja kibiców i piłkarzy. Wszyscy okazali mi ogromne wsparcie. Za dużo pracy i serca włożyłem w ostatnie lata, żeby teraz się poddać. Czuję się zwycięzcą, bo to za mojej prezesury klub zrobił ogromy postęp. Dokonywaliśmy historycznych transferów, nasi gracze dostają powołania do reprezentacji. Przyszli do nas sponsorzy tacy jak Bud-Mat czy Orlen. Zaczyna się też proces budowy stadionu. Bardzo bym chciał, żeby zwycięzcą poczuł się również prezydent miasta, bo to on mi zaufał. Podniesienie klubu z poziomu II ligi to również jego ogromna zasługa – kończy Kruszewski.
Powrót La Liga zbliża się wielkimi krokami, więc kilka pytań przed odmrożeniem. M.in. kto skorzystał kadrowo na tym, że rozgrywki zostały wstrzymane?
Trzymiesięczna pauza sprawiła, że szansę powrotu na boisko dostali piłkarze, którzy w normalnych warunkach nie pokazaliby się w tym sezonie na boisku. Największym benefi cjentem tej sytuacji wydaje się być Real. Zinedine Zidane na mecz z Eibarem szykuje skład, w którym linia ataku będzie oparta o rekonwalescentów – Marco Asensio i Edena Hazarda. Ze szczątkowych informacji, które docierają do nas z treningów, wynika, że Belg „odzyskał radość z gry w piłkę”, której miało mu brakować przed pandemią. Z pauzy cieszą się też w Barcelonie. Do gry wróci najlepszy partner Leo Messiego, czyli Luis Suarez, który wyleczył kontuzję i również ma znajdować się w formie. W LaLiga nie zobaczymy za to Ousmane Dembele, który co prawda niedługo wróci do zdrowia, ale Barcelona wyrejestrowała skrzydłowego z rozgrywek i zastąpiła go Martinem Braithwaite’em. Inne ekipy też wrócą w zmienionych składach. Bruno Soriano (Villarreal) ma pojawić się na boisku po trzyletniej (!) przerwie związaną z kolejnymi kontuzjami. Trener Betisu, Rubi, będzie mógł skorzystać z Juanmiego, który stracił prawie całą pierwszą część sezonu z powodu problemów ze stopą, a Real Sociedad na fi niszu walki o Ligę Mistrzów zostanie wzmocniony Davidem Zurutuzą i kapitanem Asierem Illarramendim.
Miód, herbata, alkohol lub blokada, czyli jak przed laty piłkarze próbowali podnosić swoją sprawność.
Nie zawsze jednak udawało się pomóc potrzebującym piłkarzom. Ćmikiewicz opowiada nam historię swojego kolegi z Legii, którego bolała noga. Zgłosił się do lekarza. Ten zaproponował mu tylko tak zwaną blokadę, czyli zastrzyk skierowany bezpośrednio w ognisko bólu, żeby złagodzić dolegliwość. A więc klasyczna reakcja na skutek, a nie na przyczynę, w dłuższym czasie rujnująca organizm. Lekarz nie miał jednak innego pomysłu. „Nie przejmuj się, puszczę ci cieniutką igłą „łezkę” i będzie dobrze”. Nazajutrz pyta, czy już lepiej. „Doktorze, dalej boli, nic nie ustępuje”. „No to pójdzie jeszcze jedna „łezka”, o tu, obok”. Trzeciego dnia piłkarz jest coraz bardziej zaniepokojony. „Doktorze, boli jak diabli, chyba nawet bardziej”. Na to lekarz miał już tylko jedną radę: „A idź w cholerę! Już nie mam do ciebie siły!”. – Na tym pan doktor zakończył proces leczenia. Takie mieliśmy czasy – smutno uśmiecha się mistrz olimpijski i jeden z bohaterów pamiętnego meczu na Wembley w 1973.
“SPORT”
Cracovia zagrała tylko z jednym Polakiem w składzie, ale przełamała się i przerwała fatalną serię sześciu porażek z rzędu.
Prawy obrońca Karol Fila włączył się do akcji ofensywnej i z linii bocznej pola karnego wrzucił piłkę na 6 metr, gdzie Łukasz Zwoliński wygrał powietrzny pojedynek i główką pokonał Michala Peskovicia. Jeżeli ktoś pomyślał, że to był gol zmieniający oblicze meczu, bardzo się pomylił. Krakowianie nadal atakowali i skorzystali z… nieudolności gdańskich stoperów. To oni po wrzutce Kamila Pestki z lewego skrzydła fatalnie zachowali się w swoim polu bramkowym. Najpierw nie trafił w piłkę Michał Nalepa, a następnie Mario Malocza wślizgiem sięgnął futbolówki i z 3 metra skierował ją do własnej siatki, myląc zupełnie Kuciaka. Cracovia od tego momentu była już panem sytuacji, a swoją wyższość w tym spotkaniu przypieczętowała trafieniem w 89 minucie, kiedy to van Amersfoort, po zagraniu Rafaela Lopesa, znowu płaskim uderzeniem z 10 metra w „długi róg” ustalił wynik.
Rozmowa z Ireneuszem Mamrotem przed wyjazdem na Legię. Trochę o rywalu, a trochę o tym, jak zmieniły się szanse Arki na utrzymanie po ostatnich dwóch meczach.
Podniesienie zespołu po tych derbach było sztuką?
– Drużyna zareagowała fajnie. Po Gdańsku była straszna złość, dawno takiej nie widziałem ani po sobie, ani po zespole. Nie trzeba było nikogo podnosić. Bardziej zaniepokoiła mnie sytuacja boiskowa, bo w Gdańsku skończyło się karnym, a ze Śląskiem – zaczęło. Nigdy nie wiesz, jak to wpłynie na zawodników, ale szczęście, że do przerwy było tylko 0:1, bo mogliśmy jakoś zareagować.
Szanse na utrzymanie ocenia pan teraz wyżej niż w momencie, gdy obejmował pan Arkę?
– Podobnie, choć wiadomo, że mamy 3 punkty więcej i szansę, by straty nie tyle zredukować, co nawet wyrównać. Dla nas kluczowe mecze zaczynają się nie w fazie finałowej, a już kolejkę wcześniej – w pierwszym z dwóch spotkań z Wisłą. Nie ma co ukrywać, że gdybyśmy przegrali ze Śląskiem, sytaucja byłaby trudna. 6 punktów jeszcze da się odrobić, a równie dobrze mogło poukładać się tak, że ta strata byłaby 9-punktowa. Wtedy już byłoby trudno, zwłaszcza mentalnie, bo to nadal dystans do odrobienia, tyle że trzeba w to uwierzyć. Nie mamy jednak ani 9, ani 6 punktów do wyjścia ze strefy spadkowej, a 3. Dlatego tak ważne zwycięstwo odnieśliśmy w niedzielę. Nie można się jednak nie wiadomo jak cieszyć, bo tu każda kolejka będzie pisała jakiś nowy scenariusz. Myślę, że walka o utrzymanie będzie się toczyć do ostatniego dnia sezonu.
Kulisy przygotowań do wpuszczania kibiców – czyli jak to będzie wyglądało w Tychach. Czipsy dostarczane na krzesełko czy komunikaty od spikera o tym, kiedy trzeba iść do domu.
Można policzyć, że w Tychach przepustowość jednej bramy wejściowej wyniesie 120 kibiców na godzinę. W 1,5 godziny przejdzie przez nią 180 kibiców. Skoro są 22 bramy, to GKS da radę „obsłużyć” 3960 osób – więcej niż 25-procentowa pojemność stadionu. – Jeśli chodzi o opuszczenie stadionu po meczu, kibice będą zobowiązani do słuchania komunikatów spikera, informującego, który sektor w danym momencie ma kierować się do wyjścia. Musimy unikać skupisk ludzi, dlatego będziemy apelować, by stosować się do wszelkich zasad – akcentuje rzecznik klubu z Tychów. Zachowywać dystans społeczny trzeba też będzie oczywiście tam, gdzie podczas boiskowych emocji najtrudniej, czyli w „młynie” zajmowanym przez najzagorzalszych kibiców. Dodatkowych udziwnień jednak się nie przewiduje. Normalnie funkcjonować będzie parking przy stadionie, a kibice będą mogli np. tradycyjnie wywieszać flagi. – Już na naszym pierwszym meczu wisiał transparent ku czci Piotra Rockiego, eksponujemy też bannery naszych sponsorów. Musimy zachowywać zdrowy rozsądek, każdy z nas chodzi przecież na zakupy czy do kościoła – przyznaje Trzosek.
“SUPER EXPRESS”
Kibice jeszcze nie wrócą na stadiony? Według informacji “Super Expressu” najważniejszy głos przypadnie wojewodom.
To bardzo ważna informacja: nie będzie zmiany decyzji rządu co do wpuszczania fanów. Zresztą nie chodzi tu tylko o piłkę nożną, ale i inne dyscypliny (np. żużel). Nie będzie odgórnego zakazu, a będzie, co bardzo ważne, REGIONALIZACJA. Z naszych informacji wynika, że ma być tak: klub z danego terenu, np. Jagiellonia i Górnik Zabrze, występuje do wojewody, w tym przypadku odpowiednio podlaskiego i śląskiego, a ten, na podstawie konsultacji z odpowiednimi służbami sanitarnymi (przede wszystkim z sanepidem), na podstawie sytuacji epidemiologicznej w danym regionie podejmuje decyzję. Czyli albo daje zielone światło na imprezę masową, albo nie.
Rozmówka z Marko Veijnoviciem. O przewidywaniach przed meczem z Legią i o szalonych ostatnich starciach z Lechią i Śląskiem.
– Ochłonąłeś już po meczu ze Śląskiem?
– Najważniejsze są trzy punkty. W naszej sytuacji nic innego się nie liczy. Oczywiście, chciałbym, żebyśmy wygrywali po pięknej grze, ale przede wszystkim chcę, żebyśmy wygrywali. A że bramka padła w 97. min? Z punktu widzenia naszego i naszych kibiców wolałbym, żeby te mecze rozstrzygały się wcześniej, ale… Jeśli mają się rozstrzygać na naszą korzyść, to niech to będzie i w doliczonym czasie.
– Podszedłeś do decydującego karnego. I cóż: nie był to najlepiej wykonany karny, jaki świat widział…
– Nie wiem, o czym mówisz (śmiech). Padł gol?
– No padł.
– Zatem wszystko jasne…
“GAZETA WYBORCZA”
Powrót królów, czyli odmrażanie La Liga na finiszu. Barcelona i Real znów staną do walki o mistrzostwo Hiszpanii.
Królewscy mają jeszcze w ataku Garetha Bale’a, ale Walijczyk notorycznie zawodzi, większą uwagę przywiązując do amatorskiej gry w golfa. Jeden z komentatorów napisał nawet, że wpieranie kibicom, iż Bale może zastąpić Cristiano Ronaldo, to największe oszustwo w historii Realu. Żadne miasto w Hiszpanii nie ucierpiało w czasie pandemii bardziej niż Madryt. Koronawirus kosztował życie ponad 27 tys. Hiszpanów, z czego 8,7 tys. zmarło w stolicy. Druga na tej dramatycznej liście jest Katalonia (5,5 tys.) i jej stolica Barcelona. Czyli miejsca o najwyższej gęstości zaludnienia. Był czas, gdy Hiszpanie tak jak mieszkańcy innych krajów odwrócili się od zawodowej piłki. Sterroryzowani pandemią mieszkańcy widzieli w piłkarzach rozkapryszonych milionerów niegodnych gwiazdorskiego statusu. Ale już miesiąc temu premier Pedro Sánchez mówił publicznie, że powrót rozgrywek będzie rodzajem terapii dla zmęczonego społeczeństwa. Futbol generuje w Hiszpanii 1,4 PKB, daje miejsca pracy dziesiątkom tysięcy ludzi. Sport, a szczególnie prowadząca w rankingu UEFA piłkarska Primera División to narodowy produkt, z którego Hiszpanie są dumni. Rywalizacja Realu z Barceloną elektryzuje globalną widownię, choć oczywiście pod względem popularności w świecie wciąż numerem 1 jest angielska Premier League. Anglicy wracają do gry później – 17 czerwca, a trzy dni po nich Włosi.