Mając w pamięci, jak łatwo było jesienią wbić krakowskiej Wiśle gola, dwa, ewentualnie siedem, przecieraliśmy oczy ze zdziwienia po wiosennym wznowieniu ligi. Kilka zmian sprawiło, że Biała Gwiazda z murowanego kandydata do spadku stała się zespołem nie dość, że przyjemnym do oglądania, to przy tym bardzo skutecznym. Tak samo więc przecieraliśmy te oczy i dziś. Bo Wisła Kraków z Gliwic w niczym nie przypominała tej, która w 2020 roku jako jedyny zespół ligi nie przegrał choćby meczu.
Ba, gdyby sporządzić tabelę za 2020, to właśnie podopieczni Artura Skowronka zajmowaliby w niej pierwsze miejsce. Przed starciem z Piastem byli też najskuteczniejsi w defensywie – zaledwie 3 stracone gole – a w bramkach strzelonych ustępowali tylko Legii, Lechowi i Zagłębiu. Tym ostatnim tylko dlatego, że wczoraj podkręcili mocno swój dorobek.
Ale to nie tylko o punkty chodziło. Po prostu Wisła na boisku śmigała. Zupełnie inaczej niż dziś.
Dodanie w środku pola gościa z takim motorkiem w czterech literach jak Żukow okazało się strzałem w dziesiątkę. No, w ósemkę, bo na takiej pozycji Kazach pokazał sporo piłkarskiej jakości. Uzupełniał się z Vullnetem Bashą idealnie. Dziś nie było tej współpracy widać nic a nic, najgroźniejszego jeden na jeden w Piaście Jorge Felixa przekazywali sobie wzajemnie, by wreszcie znaleźć metodę na jego powstrzymanie. A Hiszpan jakby czerpał dziką przyjemność z przeholowania piłki w ich pobliżu, ale poza zasięgiem. W jednej z akcji w pierwszej połowie Basha powinien był chyba nawet zarobić żółtko. Uratowało go prawdopodobnie to, że Felix ani myślał się wywrócić, gdy pomocnik Wisły władował mu się w nogi. Chciał dokończyć dzieła.
Co tak Felixa rozochociło? Na przykład strata Żukowa z jedenastej minuty, bezpośrednio prowadząca do bramki. Przejęcie, zagranie do Parzyszka, ten sam na sam mylił się już w tym sezonie parę razy, ale nie dziś. Kurczę, gdyby to był debiut Żukowa, gdybyśmy nie wiedzieli, jak dobry porafi być, bez namysłu wydalibyśmy opinię: szrot. Niemal lustrzanym odbiciem była kilka minut później strata Bashy przed wspomnianym rajdem rywala, wtedy szczęśliwie dla Wisły bez konsekwencji.
Bez konsekwencji nie obyło się jednak, kiedy mający zmienić obraz meczu Kamil Wojtkowski (wprowadzony w przerwie za Bashę) wślizgiem przerwał co prawda podanie w pole karne Wisły, ale dograł tym samym do Martina Konczkowskiego i podarował prawemu obrońcy Piasta asystę na 3:0.
A i na tym przecież nie koniec pożarów wzniecanych przez Wisłę we własnej szesnastce. Przypomniały się najgorsze walone jesienią babole jeszcze, gdy Hebert podał w okolice własnej piątki tak nierozmyślnie, że o mało i on nie wspomógłby byłych kolegów asystą.
Na dokładkę Rafał Janicki znów był raczej tym Rafałem Janickim, z którego gry regularnie szydziliśmy. Michał Buchalik zamiast pewności wprowadzał nerwowość, nie potrafiąc nawet w prostej sytuacji zatrzymać piłki podeszwą. Lubomir Tupta, gdy nagle znalazł się sam dwadzieścia kilka metrów od pola karnego Piasta, a rywale rozstąpili się jak Morze Czerwone przed Mojżeszem, jakby zgłupiał. I zagrał za mocno, nieprecyzyjnie do Łukasza Burligi, marnując doskonałą szansę, by Piasta skrzywdzić.
I można tak lecieć dalej. Olek Buksa – niewidoczny. Kuba Błaszczykowski – ze zmarnowaną niezłą szansą na początku drugiej połowy. Sadlok? Jak zawsze był strzał z pozycji, z jakiej gole padają rzadko, dołożył też dwie żółte kartki. Upomnień zresztą wiślacy połapali co nie miara i to pewnie też ich jeszcze dogoni. Sadlok dziś z kartonikiem ósmym i dziewiątym, co oznacza zawieszenie w kolejnym meczu, Savicević z ósmym – również pauza. Burliga z trzecim – o jeden od zawieszenia, Błaszczykowski z drugim, Wojtkowski z szóstym (obaj o dwie kartki od pauzy).
Wymowna w kwestii tego, jak Wisła wyglądała dziś w ataku – garść liczb. Wisła sprzed zawieszenia rozgrywek vs. Wisła dziś:
Oddane strzały: 11,8 na mecz vs. 6
Strzały celne: 4,7 na mecz vs. 1
Wypada jednak mieć nadzieję, że Wisła z pierwszych tygodni wiosny 2020 wróci, bo… no po prostu fajnie się ten zespół funkcjonujący oglądało. A dziś nie funkcjonowało w nim właściwie nic.
fot. FotoPyK