Czy sędzia może być kibicem? Jak wygląda start kariery sędziowskiej i jak dojść na szczyt? Jak arbitrzy przygotowują się do zawodu i jakie testy muszą zdawać? Które mecze sędziuje się najlepiej, a które są najbardziej irytujące? W jakim kierunku rozwinie się środowisko sędziowskie? Czy VAR wpływa na decyzje podejmowane na boisku? Te i inne kwestie poruszył w programie “Liga PL” w Kanale Sportowym ekstraklasowy sędzia Daniel Stefański. Poniżej znajdziecie zapis rozmowy.
Załóżmy, że zapaliła mi się lampka i chcę zostać sędzią piłkarskim. Ile czasu to zajmuje, żeby dojść na poziom Ekstraklasy?
Żeby zacząć sędziować i do czegoś dojść, do poważnej piłki, potrzebny jest czas. Na kurs możemy się zgłosić, kiedy mamy 16 lat. Potrzebujemy zgody prawnego opiekuna, ale możemy się zapisać. Organizują je raz w roku Wojewódzkie ZPN-y. Kończymy kurs i stajemy się sędzią próbnym i zaczynamy przygodę od samego dołu, od sędziowania dzieciakom. Nie sędziujemy wtedy meczów na środku, ewentualnie jako asystent jedziemy współpracować z arbitrem. Mniej więcej po roku zostaje się sędzią rzeczywistym, który trafia do B-klasy. Co do zasady możemy awansować o jeden poziom co sezon, ale są szybsze drogi. Czasami jest tak, że jeśli jesteś na tyle dobry, że w trakcie sezonu dostaniesz mecz o szczebel wyżej i sobie tam poradzisz, będziesz sędziował.
Na czym polegają awanse i spadki – na każdym meczu jest obserwator, który wystawia notę. Przez cały sezon zbiera sobie te cyferki, oprócz tego są egzaminy kondycyjne i teoretyczne, na których zdobywamy oceny. Na koniec jest klasyfikacja, najlepsi awansują, najgorsi spadają.
Na czym polegają testy kondycyjne?
Jak ja zaczynałem był to test Coopera, natomiast teraz jest to bardziej zbliżone do tego, co dzieje się na boisku. Biegamy 40-metrowe odcinki, trzeba się zmieścić w odpowiednim czasie, który spada w zależności od klasy rozgrywkowej. Potem jest test interwałowy na tartanie, 400 metrów, 10 kółek a w wyższych ligach 12 kółek. 75 metrów biegu, 25 metrów chodu w określonym czasie.
Jedno pytanie – czy proces szybszych awansów z czasem wyhamowuje, choćby w I lidze? Czy jest tak, że można awansować szybciej nawet na szczeblu centralnym?
Gdy zaczynałem, liczyła się czysta matematyka. Nie było zmiłuj, musiałem sędziować cały sezon i dopiero mogłem awansować. Mało tego, był pułap III ligi, gdzie nie miałem prawa awansować w pierwszym sezonie. To było obliczone na to, żeby nabrać doświadczenia. Dzisiaj wygląda to zupełnie inaczej. W najwyższych ligach wszystkie mecze są rejestrowane. W Ekstraklasie zapis jest bajeczny, niżej może być z jednej kamerki, ale jest możliwość weryfikacji nasze pracy na tej podstawie. Spadła więc ranga oceny obserwatorów. Jest obserwator telewizyjny, stadionowy i samoocena sędziego. Sama nota obserwatora stadionowego nie jest aż tak istotna, to bardziej obiektywne. Dlatego jest możliwość, żeby w trakcie sezonu dostać się na szczebel centralny. Teoretycznie jest możliwość, że sędziujemy mecz w drugiej lidze, w pierwszej i Ekstraklasie w jednym sezonie. Natomiast w niższych ligach bardziej liczy się ocena obserwatora, ale też znajdują się rozwiązania typu programy mentorskie.
Czy Daniel Stefański został sędzią z powołania, bo go to interesowało, czy jest to wypadkowa tego, że nie powiodło się w piłce lub trenerce?
Przeszkadzały mi dwie rzeczy, prawa i lewa noga (śmiech). Jeśli mam wybrać kluczową rzecz, to zrobiłem to z miłości do futbolu. Nigdy nie grałem w piłkę, zawsze się nią interesowałem, moje dzieciństwo to jedna wielka piłka nożna. Chodziło mi po głowie, żeby czymś się w niej zajmować. Dlaczego nie zacząłem grać? Przygwiazdorzyłem w wieku 8 lat.
To chyba na komunii!
(śmiech) Były rozgrywki międzyszkolne, ogarnięte logistycznie tak, żeby szkoły grały dzielnicami. Moja szkoła była blisko klubu Gwiazda Bydgoszcz. W Bydgoszczy piłka kojarzy się z Zawiszą. Nasze mecze były rozgrywane na Gwieździe, jako dzieciak sobie dobrze radziłem. Po rozgrywkach przychodził trener ze szkoły i wyczytywał, kogo chciał zaprosić. Przyszedł trener Gwiazdy i zaprosił cztery nazwiska na treningi, trzech poszło, a czterech nie poszło. Ja nie poszedłem, bo powiedziałem, że w piłkę można grać w Zawiszy, a nie w Gwieździe.
Był pomysł, żeby grać w Zawiszy, natomiast względy rodzinne powodowały, że zmienialiśmy miejsca zamieszkania. Jak już namówiłem kolegę i przejechaliśmy całe miasto, to okazało się, że treningi są o ósmej rano i wiąże się to ze zmianą szkoły. Tak się moja przygoda rozmyła. Nie wiem, w jakim momencie, ale zaczęło mi chodzić po głowie sędziowanie. Zgłoszenie na kurs było przypadkowe: przeczytałem w gazecie ogłoszenie “zostań następcą Romana Kostrzewskiego”, pomyślałem “ok” i się zgłosiłem.
Zaczynamy karierę od kursu, a kiedy kończymy? Jest jakiś limit wiekowy?
Zawsze była granica 45 lat, z tego powodu wielcy sędziowie kończyli karierę. Potem zaczęła się dyskusja, że to mogą być elementy dyskryminacji ze względu na wiek. Dzisiaj jest możliwość, że jeśli sędzia spełnia wszystkie kryteria, to powyżej tego wieku może sędziować. W Polsce jest zapisane w regulaminach, że można sędziować do 50. roku życia.
Masz taką granicę, do której chciałbyś to robić?
Granicę przyzwoitości, nie w cyferkach. Muszę czuć, że daję radę.
Jaka była najdziwniejsza, albo najśmieszniejsza historia, która zdarzyła ci się podczas meczu?
Kończysz kurs, on jest bardzo teoretyczny. Nie ogarniasz życiowych spraw, a dostajesz obsadę. Jest koło Bydgoszczy taka mała miejscowość Zamość. Chłopak dostał obsadę Iskry Zamość. Zobaczył, gdzie jest Zamość na mapie, spakował się i przejechał pół Polski do Hetmana Zamość. Pocałował klamkę i tyle było jego sędziowania.
Mój pierwszy mecz był taki, że byłem wyznaczony jako asystent z bardzo doświadczonym arbitrem, nazwijmy go Wiesio. Byłem godzinę przed, tak jak mi mówili na kursie. Nie było tam wtedy nikogo, sprawdziłem wymiary bramki, pola karnego, najbardziej sprawdzone boisko ever, a to był mecz juniorów. W końcu ktoś się pojawił, otworzył mi szatnię. Siedzę sam, 10 minut do meczu. Trener gospodarzy przynosi mi protokół.
– O, sędzia dzisiaj sam?
– Nie, nie, jestem asystentem Wiesia.
– Aaa, Wiesiu? To on nie przyjedzie, pewnie pijany jest.
Szkoła życia, w pięć minut zacząłem się organizować w głowie. Będąc już w drodze na boisko usłyszałem: e, młody, gdzie się spieszysz!
Masz taki mecz, z którego jesteś wybitnie zadowolony, albo w drugą stronę: taki, po którym byłeś bardzo zły? Że nie czułeś grania?
Są takie mecze. Najfajniejsze są wszystkie mecze o stawkę, tak jak u piłkarzy. Nieważne, czy było dużo do sędziowania. Mnie zawsze do końca życia zostanie finał Pucharu Polski, może Łukasz tobie też…
A już nie brnijmy w ten temat…
Miałem przeświadczenie, że biorę udział w czymś naprawdę dużym. Mecze Ligi Europy czy Ligi Mistrzów nie różnią się otoczką i organizacją niczym, od tego co nas wtedy spotkało. Z sędziami jest tak, że prowadzi się mecz bardzo dobrze, a jedna sekunda, decyzja sprawia, że jesteś przez jej pryzmat oceniany. Mnie bardziej męczyły mecze bez stawki. Wolę te mecze, w których jestem pod prądem, dużo się dzieje. Jestem w rytmie działania, jestem wyostrzony jak rekin, atmosfera napędza. To jest czysta przyjemność, bez dwóch zdań. A mecze, w których jest przesuń, asekuruj, odbuduj, bez tempa – takich meczów nie lubię. Później robię analizę i wiem, że nasza współpraca między sędziami nie funkcjonowała. Coś, co uszło, bo to mecz bez ciśnienia, a ja robię ocenę minuta po minucie i “tu jest nie tak, tu jest nie tak”.
Czy sędzia może być kibicem?
W momencie, kiedy stałem się sędzią, to tak, jakby mi coś odcięli. Totalna znieczulica. Uwielbiam oglądać piłkę, ale nie potrafię się w to zaangażować. Jedyny zespół, któremu kibicuję, to reprezentacja Polski. Ale nadal, będziemy oglądać taki mecz, wy będziecie skakać, bo ktoś upadł w polu karnym, a ja powiem “dobra, wstawaj”. Emocje są odcięte. Nie ma szans, żebym był serduchem za jakimś klubem. Jedyny klub, któremu nie chciałbym sędziować to Zawisza. Ale to z tego powodu, że można byłoby odnaleźć moje zdjęcie z szalikiem na trybunach, że moi koledzy kibicowali. Skończyłoby się to źle dla Zawiszy. Gdyby wyszły dwuznaczne sytuacje, mogłaby zadziałać podświadomość i nie chciałbym być odbierany jako sprzyjający Zawiszy.
Całe środowisko sędziowskie przez korupcję zostało wyeliminowane. Opinia na wasz temat to jest opinia piłkarzy, trenerów, dziennikarzy. Nie ma w środowisku sędziowskim byłych sędziów, szanowanych, którzy mogą stanąć w waszej obronie.
Opinia publiczna ma zdanie wyrobione, co by się nie stało. Jesteśmy z jednej strony oceniani merytorycznie przez obserwatorów. To jest świat wewnętrzny, te noty nie są publiczne. Drugi świat z waszego punktu widzenia bardziej dostrzegalny i kluczowy, to oceny ekspertów, komentatorów itd. Jest dziura pokoleniowa, normalnie wyglądałoby to w ten sposób, że X sędziów kończy karierę, zostają obserwatorami, komentatorami w telewizji czy prasie. Byłaby szansa na bardziej merytoryczne oceny. A my funkcjonujemy w świecie oceny piłkarskiej. Nie odważyłbym się oceniać taktyki trenera, bo nie byłem nim, nie znam niuansów. Może mi się wydawać, że znam, ale po pięciu minutach odpadłbym z dyskusji o taktyce. Tak samo jest z arbitrami. Będzie trochę łatwiej, gdy nasze pokolenie zakończy karierę. Będzie więcej ludzi do merytorycznych ocen.
Czy VAR wam bardziej pomaga, czy to problem, bo obnaża złą decyzję?
Zdecydowanie pomaga. Nie ma odwrotu. Źle wykorzystana technologia może zaszkodzić, łatwo jest uniknąć skandali. Sędziowie, którzy teraz wchodzą na szczebel Ekstraklasy i będą mogli funkcjonować z VAR-em w tle, nie przeżyją tej samej przygody co my. Bardzo łatwo się sędziuje, kiedy wychodzi się na kolejny mecz, a poprzedni był dobry. Jak popełnisz błąd, to poznajesz sędziego, czy będzie gotowy. Może czasami nawet w tym samym meczu? Jest tak, że w pierwszej połowie jest kluczowa sytuacja, do 45. minuty wszyscy wokół mnie biegają, że to jest skandal, pomyłka. Dopiero w przerwie ktoś mógł mi napisać smsa: karny ok lub nie ok. Tak było przed światem VAR. Teraz ja podejmują decyzję na boisku i ona za chwilę zostaje zweryfikowana, zaraz dostaję informację. Z punktu widzenia psychologicznego jest dużo łatwiej.
Sędziujemy tak, jakby VAR-u nie było. Tu zdementuję, bo często się mówi, że podyktujemy coś, bo VAR nam podpowiedział. To jest niemożliwe, nawet z punktu widzenia technologicznego. Ktoś widzi to zdarzenie, patrzy na ekran, potem zaczyna dobierać sobie kamery. Nie ma takiej szansy, żeby ktoś komuś powiedział “tam był rzut karny”.
Czy obraz, który ty masz na boisku przy monitorze jest taki sam, jak kibiców przed telewizorami? Czy masz wgląd do innych kamer, z których ujęć kibice nie zobaczą?
Sędzia VAR ma dostęp do dokładnie tych samych kamer, do których ma dostęp realizator, zapis jest ten sam. Czy będę korzystał z tych samych ujęć, które widzi widz? Jest szansa, że tak nie będzie. To kwestia wyczucia operatora pracującego z VAR-em i sędziego VAR, wybierających takie ujęcie, które najlepiej pokazuje daną sytuację. VAR pracuje z operatorem, znajduje ujęcia, potwierdzenie, wzywa sędziego i pokazuje mu najlepszy materiał do oceny sytuacji. Natomiast realizator i to, co widzi widz, to inna kwestia. Realizator dobiera je sobie według własnego uznania i to mogą być dwa różne ujęcia.
Ile kilometrów w meczu przebiega sędzia?
Od 10 do 12 km, w zależności od tempa meczu. W początkowym okresie, kiedy prowadzono pomiary w Lidze Mistrzów, piłkarze wykonywali więcej sprintów. Teraz nawet w tej kategorii wygląda to podobnie. Mamy dłuższe dystanse do pokrycia, piłkarz często realizuje swoje zadania i się nie rozpędzi, a my musimy pogonić przez całe boisko.
W Ekstraklasie biega się tyle samo, co w pucharach?
Chciałbym powiedzieć, że tak, ale nie. Nie wiem jak wy odbieracie zmianę tempa meczu, ale mam wrażenie, że teraz w Ekstraklasie jest bardzo dużo założeń taktycznych co powoduje, że mecze są mniej intensywne. Wyższa jest intensywność w meczach w Europie czy reprezentacyjnych.
Odczuwasz różnicę między meczami, które trzeba grać o 12:00 przy pustych trybunach, a takimi o 18:00, przy pełnych?
Jak jedziesz na stadion wypełniony przez 30 tysięcy osób, to inaczej czujesz mecz. Zupełnie inna jest odprawa meczowa, nie ma motywacji, są suche założenia. Jeśli chodzi o wyjazdy na mecze, organizujemy je sobie sami. Wszystko zależy od tego, jak daleko mamy na wyjazd. Czasami trzeba przyjechać wcześniej, czasami zostać po meczu.
Jak to jest, jeśli chodzi o skład sędziowski? Sami wybieracie, z kim chcecie sędziować?
Do pewnego momentu sędziowaliśmy swoimi składami, a od momentu takiej mocnej specjalizacji, gdzie jest wyraźny podział na sędziów głównych oraz asystentów, stosujemy system rotacji. Zmieniamy się, ale mamy na to wpływ. Gdybym poprosił, że chcę sędziować z tym i tym, to jest taka szansa. Natomiast jak dostaję obsadę z UEFA, sam wybieram, z kim jadę.
Czy kiedyś dojdzie do sytuacji, że polski sędzia, tak jak polski piłkarz, będzie mógł na co dzień sędziować w lidze zagranicznej?
Bardzo trudne, niemalże nierealne. Każdy związek wychowuje swoich sędziów i chce ich mieć w swojej lidze. Na stałe byłoby to trudne, mają swoich arbitrów i nie potrzebują nowych. Zdarzają się wymiany między poszczególnymi federacjami, ja sędziowałem w Szwajcarii. Jeśli chodzi o sędziowanie w innej lidze na stałe, raczej są to takie kierunki jak Arabia Saudyjska i Chiny.
Rozmawiali Łukasz Trałka, Jakub Wawrzyniak i Michał Żewłakow w programie Liga PL w Kanale Sportowym.
Fot. FotoPyK