Pytany o swoją walkę z nałogiem, odpowiada bez cienia zawahania: “Zupełnie nie pamiętam lat 70-tych (…) Byłem kompletnie narąbany od 1972 do 1977. Obudziłem się pewnego ranka i zrozumiałem, że to już inny świat. Żyłem w nim, ale absolutnie nie byłem tego świadomy”. Na murawie był królem, ale gdy zawiesił buty na kołku, zniszczyła go proza życia codziennego. Czy podniósł się z nałogu? Jak się dziś prowadzi? Poznajcie historię snajpera wyborowego, Jimmy’ego Greavesa.
Najpierw CV i liczby, ponieważ nic tak dobrze nie określa klasy napastnika, jak suche numerki. Greaves podczas kariery piłkarskiej strzelił aż 465 bramek, w tym 124 dla Chelsea, 220 dla Tottenhamu i, co warto wyróżnić w sposób szczególny, 44 dla reprezentacji dumnych synów Albionu. Był także członkiem mistrzowskiej ekipy z roku 1966 (chociaż jego wkład w sukces był mocno ograniczony, ale o tym później), a w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii strzelił aż 357 bramek, co pozostaje niepobitym rekordem aż do dzisiaj. Wynik imponujący tym bardziej, że snajper zakończył karierę mając ledwie 31 lat, w 1971 roku. Strach pomyśleć ile bramek zdobyłby, gdyby pograł parę lat dłużej. W sezonie 1970/71 zaczął już jednak ostro pić.
Skoro zaczęliśmy od statystyk, przejdźmy dalej. Oto liczby, które stały się udziałem Jimmy’ego już po zakończeniu kariery. Jego rytuał wyglądał następująco: w ciągu całego dnia zdarzało się i 20 piw, wieczorem butelka wódki plus zapasy na rano, by od razu po rozpoczęciu dnia móc wychylić parę głębszych i uspokoić trzęsące się ręce. Efekty? Rozbite małżeństwo, bankructwo, wyniszczenie organizmu. W ciągu jednego roku, pomiędzy 1970 a 1972 zmienił się nie do poznania – przeszedł drogę od atletycznego piłkarza do zapuszczonego alkoholika. A jeszcze kilka lat wcześniej był gwiazdą futbolu i to taką z pierwszych stron gazet.
Jego życie było szybkie, przypominało raczej sprint Usaina Bolta, niż wytrwałość maratończyków. Podpisał kontrakt z Chelsea mając 15 lat, zadebiutował jako 17-latek (oczywiście strzelił gola), a już jako 19-latek był reprezentantem Anglii. Porównuje się go dzisiaj do Owena, ponieważ obaj wystrzelili szybko do wielkiej piłki. Ale Greaves był aktywny nie tylko na murawie – już w wieku 18 lat wziął ślub, a mając 26 lat dorobił się… czwartego dziecka. W prasie żartowano, że “Jimmy strzela gole wszędzie, na murawie i poza nią”.
A co na owej murawie? Cóż, czasy były nieco inne. Liczył się przede wszystkim futbol, pieniądze schodziły na dalszy plan.
Piłkarz zapytany kiedyś czy żałuje, że nie urodził się później w czasach wielkich pieniędzy odparł: “Cholernie tak (…) Nie będę owijał w bawełnę. Jasne, że chciałbym grać teraz. Dzisiaj zdobywasz sześć goli w sezonie i zarabiasz fortunę. W moich czasach trzeba było walczyć o to, żeby dostać osiem funtów tygodniowo w zimie i siedem latem. A dzisiaj? Gość nie gra nawet w pierwszym składzie, a zarabia 40 kawałków tygodniowo. Szaleństwo”. Jimmy wspomina także czasy, kiedy dopiero wchodził do wielkiej piłki: “Wtedy w naszych żyłach płynął wyłącznie futbol. Nie liczyło się nic innego”.
Historia bombardiera Greavesa to jednak nie tylko masa goli i wielkie picie, ale także mistrzostwo świata w 1966 roku. Sukces był jednak niepełny, ponieważ piłkarz wystąpił tylko w pierwszych trzech meczach i oficjalnie odpadł z powodu kontuzji. Zastępujący go Geoff Hurst spisał się jednak znakomicie i zdobył w finale hat tricka, prowadząc Anglików do złota. Greavesa wszyscy do dzisiaj pytają, czy jest zawiedziony, że nie dane mu było zagrać w głównej, pucharowej fazie turnieju. Wielu snuło także domysły, że odstawiono go z powodu picia. Sam snajper zaprzecza i jako powód wskazuje właśnie kontuzję, samemu jednak dobrze wspominając tamtą imprezę: “Wielu mnie pyta, czy żałuję tamtego turnieju… Oczywiście, że nie. Cieszę się, że wygraliśmy. To naturalne”.
Ciekawa jest za to inna kwestia. Dzisiaj tamten sukces urósł do rangi mitycznego, mówi się o wielkim pokoleniu 66, wynosi się na piedestał bohaterów tamtych zdarzeń. Jak wspomina to sam Jimmy? Zaskakująco inaczej, niż przyzwyczaiła nas do tego prasa, pisząc dzisiaj o legendarnej drużynie Anglików: “Zaskakujące było to, że wcale nie było wielkiego halo z powodu wygrania mundialu. Gdyby stało się to dzisiaj, życie w Anglii zatrzymałoby się na tydzień, a każdy piłkarz stałby się nieśmiertelny. A wtedy, w 1966? Jasne, że każdy się cieszył, parę tysięcy wyszło nawet na ulicę pogratulować nam, ale to wszystko. Tydzień później wszyscy już byli gdzie indziej, przygotowując się do nowego sezonu. Teraz mówi się o wielkim pokoleniu, klimacie 66, ale wtedy niczego takiego nie było”.
Dzisiaj Greaves nie pije i jest “czysty”, ale o tamtym okresie swojej kariery mówi z przerażeniem na twarzy. Rozwiodła się z nim żona (po latach wrócili do siebie), zbankrutował – co, biorąc pod uwagę zarobki ówczesnych piłkarzy, nie było aż tak trudne. Niezależnie jednak od tamtych realiów finansowych – wielka gwiazda piłki, która kończy handlując na placu swetrami dla kobiet? Z jednej strony absurdalne, z drugiej… Typowe. Typowe dla piłkarzy, którzy kompletnie nie radzą sobie z zespołem odstawienia ich największego narkotyku – profesjonalnego futbolu.
Jimmy wie najlepiej, że największym wyzwaniem przed każdym sportowcem jest nie kariera, a pytanie “Co robić po zawieszeniu butów na kołku, jak się przestawić?”. Gdy gasną światła reflektorów, zaczyna się proza życia codziennego, pustka którą trzeba wypełnić. Wielu nie dało rady, także Greaves. W swojej autobiografii pisał: “Kiedy masz 20 lat, nie myślisz o przyszłości, żyjesz z dnia na dzień (…) Młodość to życie pełną gębą”.
Była gwiazda Chelsea i Tottenhamu zakończyła karierę w wieku 31 lat (w 1971), ale zawodnik nie umiał przystosować się do nowej rzeczywistości. Sam Jimmy opowiadał ze smutkiem w głosie po latach: “To jedna z wielkich tragedii zawodowego futbolu (…) Zabija się konie, nieprawdaż? Sądzę, że wielu piłkarzy wolałoby zostać zastrzelonymi w momencie końca ich kariery, ponieważ później nie umieją radzić sobie z życiem. Wielu z nich nie umie znaleźć sobie substytutu dla piłki nożnej (…) Sam zdałem sobie sprawę, że muszę rzucić chlanie na długo, zanim to zrobiłem. Nie było to łatwe, spędziłem nawet pięć miesięcy w zakładzie zamkniętym, szukałem pomocy”. W 1975 roku Jimmy starał się także wznowić karierę w niższych ligach, ale udało się tylko na krótko. Problemy z alkoholem nie pozwalały mu grać, wielokrotnie dopadało go delirium alkoholowe.
Cała historia kończy się jednak po hollywoodzku, “żyli długo i szczęśliwie”. Jimmy przestał pić w lutym 1978 roku: “Pewnego dnia powiedziałem “To ta chwila” i już nigdy później nie napiłem się alkoholu, szczęśliwie pozostałem “czysty” aż po dziś dzień”. Sam Greaves określa siebie dzisiaj jako “niepijącego alkoholika”. Ta historia ma happy end, w przeciwieństwie na przykład do losów George’a Besta, o których pisałem ostatnio. Jimmy ułożył sobie życie na nowo, ponownie zszedł się ze swoją żoną, a nawet pograł jeszcze parę lat amatorsko w niższych ligach. Zaczął także pisać felietony dla “The Sun”, a dodatkowo został futbolowym ekspertem telewizyjnym. Jego duet z Ianem St. Johnem do dziś uważa się za kultowy. Kiedy zdjęto ich program z anteny, wielu było zawiedzionych.
Greaves dał się poznać także jako elokwentny i inteligentny mówca, co z czasem stało się jego zawodem. Dzisiaj, pomimo 74 lat na karku, Jimmy pracuje nadal, a konkretnie dla Edge Entertainment Agency. Można go wynająć, aby przy okazji uroczystości lub spotkania biznesowego zabawiał gości anegdotkami z przeszłości, dowcipami i opowieściami z czasów kariery zawodniczej. Do dzisiaj zresztą były gwiazdor cieszy się wielką popularnością, a wśród kibiców przez dekady krążyło modne powiedzenie. Kiedy ktoś na podwórku strzelił piękną bramkę, riposta skierowana w jego stronę najczęściej brzmiała: “A Ty co? Myślisz, że kim jesteś, Jimmym Greavesem?”.
Kuba Machowina