W poniedziałkowej prasie ciekawa rozmowa z właścicielem Rakowa Częstochowa, Michałem Świerczewskim, zapowiedź transferowego hitu Górnika Zabrze, kilka słów od Domagoja Antolicia na temat renesansu swojej formy i ciekawa informacja o desperackiej próbie sprzedaży przez Arkę Gdynia Mateusza Młyńskiego.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Pomocnik Legii, Domagoj Antolić tłumaczy eksplozję swoje formy.
(…) Spodziewał się pan takiej postawy przeciwników?
Ustawili się bardzo defensywnie. Przypuszczałem, że tak zagrają. Zmusiliśmy ich, by się cofnęli. Nie pozwoliliśmy im na więcej.
Gdy straciliście gola, zaczął się pan denerwować?
Rywale strzelili gola z niczego, nie stwarzając większego zagrożenia pod naszą bramką. Na szczęście odpowiednio zareagowaliśmy.
(…) W ostatnich miesiącach pana gra mocno zmieniła się na lepsze. Skąd się to wzięło?
Stoi za tym przemiana całej drużyny, która gra dużo lepiej. Pomysł trenera Vukovicia na Legię to grać piłką, stwarzać sytuacje. Taki futbol jest dla mnie znacznie lepszy. Mogę pokazać, na co mnie stać. Poprzedni trener (Ricardo Sa Pinto – przyp. red.) wolał futbol bardziej agresywny, ale mamy zespół stworzony do innej gry.
Górnik Zabrze na koniec szykuje transferowy hit do ataku.
Bardzo bliski przejścia jest Senegalczyk Diafra Sakho, który ma znakomite CV. W Afryce został zauważony przez skautów FC Metz i jako chłopak przeprowadził się do Francji. Z sezonu na sezon stawał się czołową postacią drużyny i dzięki jego 40 trafieniom w dwa lata klub z Lotaryngii wygrzebał się z Championnat National (trzecia klasa rozgrywkowa we Francji) do Ligue 1. W 2014 roku o Sakho walczyło kilka topowych klubów. West Ham United wyłożył 4,5 miliona funtów i Senegalczyk przeprowadził się do Anglii. Początek miał piorunujący. W sezonie 2014/15 w sześciu kolejnych meczach strzelił sześć goli. Zakończył go w Premier League 10 bramkami. W sumie w trzy i pół roku strzelił dla angielskiej drużyny 24 gole. Później wiodło mu się gorzej. Grał we francuskim Rennes oraz tureckim Bursaspor.
Antoni Bugajski o kryzysie formy Christiana Gytkjaera, którego… chciało Zagłębie Lubin.
Możemy wam już teraz oddać Alana Czerwińskiego, ale wy musicie nam wypożyczyć na wiosnę Christiana Gytkjaera – podobno taką ofertę kilkanaście dni temu prezes KGHM Zagłębia Lubin przedstawił szefowi Lecha Poznań. Kolejorz propozycję odrzucił, potraktował ją, zdaje się, jako niezbyt wyszukaną prowokację, no bo jakże miałby pozbywać się świetnego snajpera. Akurat po meczu w Białymstoku (1:1) jednak trudno bezrefl eksyjnie bronić klasy Duńczyka. A Zagłębie chyba nie żartowało. Skoro Lechowi tak bardzo zależy na Czerwińskim, który od przyszłego sezonu i tak przenosi się do Poznania, to w Lubinie uznali, że trzeba życzliwie się odnieść do palącej potrzeby i w rewanżu otworzyć się ze swoim marzeniem. Ostatecznie na prawej obronie mają młodego Kacpra Chodynę, można było też na tych parę miesięcy próbować kogoś wypożyczyć (tak jak to w końcu zrobił Lech, ściągając Ukraińca Bohdana Butkę) i zadbać o inną kwestię strategiczną, czyli o zatrudnienie doświadczonego snajpera, bo z tym Zagłębie ma problem. Oczywiście, żądanie wypożyczenia Gytkjaera wymagało niejakiej zuchwałości, ale z perspektywy interesu klubu było zupełnie zrozumiałe.
Duża rozmowa z właścicielem Rakowa, Michałem Świerczewskim. Ma on nadzieję, że jego klub będzie jak najczęściej kojarzony z miłym dla oka futbolem.
Po awansie w większości przeprowadziliście transfery obcokrajowców. Po obecnym sezonie, jeżeli zostaniecie w ekstraklasie, można usłyszeć, że przełożycie wajchę i zechcecie sprowadzić więcej Polaków, wyszukiwać ich w niższych ligach. Skąd taka zmiana?
Będziemy działać dwutorowo. Zagraniczni zawodnicy to dziś nieunikniony kierunek. Jeśli chodzi o polskich zawodników, ich liczba jest ograniczona. Nie spodziewam się zbyt wielu transferów z I ligi piłkarzy powyżej 23-24 roku życia. Jeżeli będziemy sprowadzać, to raczej młodszych.
Jak Kamil Piątkowski z rezerw Zagłębia Lubin czy Daniel Mikołajewski z rezerw Lechii?
W Mikołajewskim dostrzegliśmy potencjał. Jeżeli jest duża szansa zwrotu z inwestycji, należy podjąć ryzyko, choć w jego przypadku praktycznie nie ma żadnego. Zweryfikowaliśmy charakter Daniela, jego umiejętności piłkarskie i uznaliśmy, że warto dać mu szansę. Podobnie z Piątkowskim. Liczymy na naszych zawodników z 2003 rocznika, gdzie jest kilku interesujących. No i tych, których potencjał nie do końca został dostrzeżony w innych klubach. Idealnie byłoby opierać się na młodych Polakach.
Pytanie, czy oni są? Michał Probierz mówi, że nie.
Zgodzę się z nim. Takie są realia. To skąd ich chcecie wziąć? Raz, to wychować. Po drugie na rynku jest dostępna niezbyt duża liczba interesujących nas zawodników. Będziemy o nich walczyć i zamierzamy być szybsi od innych.
Żeby dotrzeć jako pierwsi?
To kluczowe.
Powtarza pan, że interesuje pana ofensywny styl Rakowa.
Zgadza się.
Trudniejszy to styl.
Trudniejszy.
Ryzykowniejszy.
No tak, natomiast nie interesuje nas taki styl, jakim gra Cracovia. Pomimo tego, że bardzo szanuję Michała Probierza i w zdecydowanej większości tematów ma rację, to preferowany przez niego styl gry mi się nie podoba. Jest zbyt pragmatyczna, za bardzo nastawiona na wynik, a za mało myśli się o kibicach.
No to przypomnę początek Rakowa w ekstraklasie z waszym stylem: dziesięć meczów, dziewięć punktów.
To nie wynikało tylko z gry, lecz z doświadczenia zawodników, ich doboru. Nie każdy był optymalny, na co wpływ miał brak wiedzy o poszczególnych piłkarzach. Podobnie jest teraz. Z tymi nowymi zawsze jest ryzyko, muszą się wkomponować. Nie zawsze trafi się z transferami, choć nasze letnie okno było wyjątkowo nieudane.
Bartosz Slisz, czyli początek zrozumiałych transferów – pyta Dariusz Dziekanowski.
Transfer 20-letniego wychowanka ROW Rybnik może robić wrażenie. To znaczy, wrażenie wywołuje suma. Może być rzeczywiście dowodem, że polskie kluby nie lubią sprzedawać piłkarzy tanio krajowym rywalom, ale jeśli spojrzymy na ten przypadek szerzej, to wcale nie jest to jakaś szokująca kwota. Skoro Jagiellonia sprzedaje Patryka Klimalę za 4 mln euro Celticowi Glasgow, to szansa, że wcześniej czy później Legia dostanie podobną ofertę za swojego reprezentanta młodzieżówki jest bardzo duża. Od dawna powtarzam, że chciałbym, aby w naszej lidze były 2–3 mocne drużyny, które dostają się do fazy grupowej choćby Ligi Europy (czy też nowych rozgrywek europejskich). Jeśli tak będzie, być może wróci w naszym kraju trend, że najpierw zawodnik przeciętnego polskiego klubu będzie chciał sprawdzić się w najsilniejszych zespołach ekstraklasy, a dopiero potem robić następny krok. Jest ryzyko, że ceny dyktowane tym silnym polskim klubom będą absurdalnie wysokie, ale może też będzie je stać na trochę więcej. I co najważniejsze – takie transfery będą dla nich opłacalne, a ryzyko straty minimalizowane. Wiadomo, że ekstraklasa nie stanie się jedną ze znaczących lig w Europie (przynajmniej nie w bliskiej perspektywie), moim marzeniem jest jednak to, żebyśmy zyskali miano producenta talentów. Żeby kluby szkoliły i potem sprzedawały za konkretne sumy. Mamy swoich ambasadorów (jak Robert Lewandowski, Łukasz Piszczek, Wojtek Szczęsny i kilku innych), którzy o tę renomę dbają, ale na razie wiadomo, że jak ktoś przyjrzy się naszemu rynkowi z bliska, będzie się drapał po głowie i pytał, jak to się stało, że oni się stąd wybili.
Na koniec kilka ciekawostek od Piotra Wołosika i janekxa.
Arka z Gdyni nabrała wody nie tylko w sensie sportowym, od dawna kręcąc się blisko dna ekstraklasowej tabeli. Finansowo też zdecydowanie nie jest na fali. W minionym tygodniu w klubie wpadli na pomysł, by zająć się wyprzedażą sreber rodowych, ba, nawet nie sreber, a swojego jedynego diamentu! Klub wręcz na siłę wpychał w ramiona potencjalnych kupców Mateusza Młyńskiego. Największe zainteresowanie wykazywała i najbardziej zdeterminowana była Jagiellonia Białystok, lecz – na szczęście dla kibiców Arki – transakcje zablokowali doradcy nastolatka, a i sam chłopak bronił się przed transferem i wyjazdem z rodzinnego miasta. Na razie klub może chwalić się stabilną sytuacją finansową, wszak pensje regularnie wpływają na konta piłkarzy, lecz jak to w naszej lidze bywa, Arka też korzysta z inżynierii finansowej. Jak się dowiedzieliśmy, źródełkiem, z którego Arka dziś czerpie pieniądz, jest kwietniowa kasa z tak zwanej puli telewizyjnej. Kwietniowa, ale zaliczkowo na konto klubowe wpłynęła w ubiegłym miesiącu. Nie będziemy zaskoczeni, jeśli Arkę dotknie wkrótce kryzys. Stąd chęć opędzlowania za dobry pieniądz Młyńskiego. Skarbiec gdyńskiego ekstraklasowicza zostałby solidnie zasilony, zaś właściciel klubu Włodzimierz Midak, prowadzący rozmowy w sprawie sprzedaży Arki, zniwelowałby ujemny bilans, co postawiłoby go w lepszej pozycji negocjacyjnej.
SPORT
Górnik Zabrze zamierza sprowadzić nie tylko Diafrę Sakho, ale również prawego obrońcę, o czym mówi prezes Dariusz Czernik.
Czy wciąż jeszcze pracujecie nad pozyskaniem prawego obrońcy?
– Kończy się okienko transferowe, prosiłbym więc o cierpliwość do poniedziałku, do godziny 20.00. Pracujemy, rozmawiamy i zastanawiamy się… Ten mecz z Pogonią był dla nas bardzo ważny. Bardzo się cieszymy, że grający w nim na prawej obronie Darek Pawłowski dał radę. To ważne dla niego, dla Górnika, dla nas, bo jest to chłopak, który w tym mieście się urodził i jest wychowankiem klubu. Wszyscy więc życzyli mu powodzenia przed meczem, a w jego trakcie bardzo za niego trzymaliśmy kciuki. Wziąwszy jednak pod uwagę to, że odszedł od nas Sekulić i że najprawdopodobniej odejdzie Arnarson, poza dyskusją jest to, że musimy mieć w kadrze dwóch prawych obrońców. Podkreślam raz jeszcze – mocno nad tym pracujemy.
Czy to będzie ktoś z zagranicy?
– Tak, chodzi o zawodnika zagranicznego.
Coś z niższych lig. Działacze, trenerzy i piłkarze ROW-u 1964 Rybnik są rozczarowani kolejnym przełożeniem meczu pucharowego z Odrą Wodzisław Śląski.
– Jesteśmy mocno rozczarowani zmianą terminu tego meczu – powiedział trener ROW-u, Roland Buchała. – Okres przygotowawczy był temu podporządkowany, a mecz pucharowy z Odrą miał być przetarciem przed bojami ligowymi. Dlatego ta zmiana trochę mnie drażni, bo były trzy miesiące, by kwestie organizacyjne zapiąć na ostatni guzik. Skoro to za mało, to może przełóżmy go na przyszły rok. Kiedy do rozegrania meczu pozostały trzy dni, poinformowano nas, że on się nie odbędzie. Nikt nas o zdanie nie zapytał, zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym. Wskazany przez Podokręg Rybnik nowy termin wybitnie nam nie odpowiada, bo w kwietniu nakładają się na mecze w systemie sobota-środa. My nie dysponujemy kadrą jak kluby ekstraklasy, które mają do dyspozycji 30 piłkarzy i mogą sobie swobodnie rotować składem. Nie wiem, czy nasz protest przyniesie skutek, ale taka żonglerka terminami po prostu nam się nie podoba.
SUPER EXPRESS
Nic poza bieżączką w skondensowanej formie.
GAZETA WYBORCZA
Rafał Stec zachwyca się młodą Borussią Dortmund.
W obecnej Borussii nie da się nie podkochiwać, choćby po kryjomu, pomimo pozostawania w stałym, wieloletnim związku z inną drużyną, niekoniecznie rozluźnionym przez znużenie. I nie sposób jej się oprzeć wcale nie ze względu na malowniczy styl gry. Ani z powodu obłędnego tempa rozgrywania akcji – rekrutują tam zawodników wyłącznie diablo szybkich, nadzorujący szkolenie Lars Ricken mówi, że zignoruje nawet gracza wybitnie kompetentnego technicznie, jeśli nie będzie zasuwał jak sprinter. Owszem, to wszystko dodaje dortmundzkiemu klubowi atrakcyjności, ale wielu entuzjastów futbolu przyciąga do Borussii również jej młodzieńczość. W sobotnim meczu Bundesligi zwycięską bramkę zdobył Jadon Sancho, urodzony w 2000 r. natchniony drybler, a wcześniej tygodniami gola za golem wypluwał zjawiskowy Erling Haaland, również reprezentujący rocznik 2000 – obaj stanowią bodaj najzdolniejszy duet nastolatków w Europie, choć to hipoteza nie do udowodnienia, potwierdzi ją lub obali przyszłość. Kiedy drugi z wymienionych oddawał niedawno rozstrzygający strzał w 1/8 finału Ligi Mistrzów, w starciu z faworyzowanym Paris Saint-Germain, asystował mu Giovanni Reyna, piłkarz ledwie 17-letni. A przecież tamtego wieczoru zasłużyli się także 20-letni obrońca Dan- -Axel Zagadou czy Achraf Hakimi, niezmordowany 21-letni oblatywacz prawego skrzydła, który rozwinął niedawno prędkość 36,2 km/godz. – rekordową nie tylko w bieżącej edycji rozgrywek, nikt podobnej nie osiągnął w Bundeslidze przynajmniej od sezonu 2011/12. Przynajmniej, bo wcześniej pomiarów nie wykonywano.
Fot. 400mm.pl