W sobotniej prasie sporo materiałów przed Legia – Cracovia i El Clasico. Oprócz tego rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem o kontuzji Roberta Lewandowskiego, kilka ciekawych tekstów z lig zagranicznych i temat ograniczeń dla dzieci w odbijaniu piłki głową.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Legia – Cracovia. Dla lidera i wicelidera ekstraklasy punkty znaczą więcej niż zwycięstwo.
(…) Na drodze rozjeżdżającego rywali walca staje Cracovia. „Pokaż mi trenera, a powiem jakim zespołem jesteś” – Pasy oddają charakter swojego generała. Nikt im nie odmówi charakteru, zaciętości, solidności. Michał Probierz nie był wybitnym piłkarzem, ale na boisku każdemu potrafił dać się we znaki i uprzykrzyć życie. Taka sama jest jego drużyna. Nie ma w niej technicznych wirtuozów, ale zwartego bloku defensywnego zazdrości każdy. Od połowy października (2:3 z Jagiellonią) żadnej drużynie z ekstraklasy nie udało się strzelić Pasom więcej niż gola. A rozegrała aż 11 meczów. Bramkarz Michal Peškovič nie dał się pokonać w dziewięciu meczach, broni prawie 80 procent strzałów. W środku pola ryglem broniącym dostępu pod pole karne jest 34-letni Janusz Gol – nic dziwnego, że kilka miesięcy temu nad powołaniem go do kadry mocno zastanawiał się Jerzy Brzęczek. W ofensywie błyszczy Rumun Sergiu Hanca. W tym sezonie Pasy 13 razy zdobywały bramkę na 1:0 i aż dwunastokrotnie zgarniały komplet punktów – przegrały tylko wspomniane spotkanie w Białymstoku. Jeśli gdzieś szukać słabych strony Cracovii, to są nią… mecze wyjazdowe. Z pięciu ostatnich przegrała trzy, strzeliła tylko cztery gole. Przy Łazienkowskiej czeka ją droga przez mękę, ale niemal równo rok temu potrafiła wygrać w stolicy 2:0 (gole Hernandeza), a jeszcze Cabrera nie wykorzystał rzutu karnego. Probierz, któremu w trenerskiej karierze średnio wiedzie się w starciach z Legią (13 porażek w 26 meczach), wszem i wobec, ale przede wszystkim sobie udowodnił wtedy, że faworyta można pokonać.
Legia nie była pisana Michałowi Probierzowi. Zbudował więc na swoją modłę drużynę w Krakowie.
(…) Taki był jako piłkarz, takim jest trenerem. Opowiadał o nim Mieczysław Agafon, były gracz Górnika. Poznali się jako nastolatkowie w szkółce Gwarka Zabrze. – Kilka lat później graliśmy przeciwko sobie: on w Ruchu, ja w Górniku. Michał prowokował mnie, jakbyśmy widzieli się po raz pierwszy w życiu. Był denerwujący. Wymuszając faul, kręcił piruety w powietrzu i darł się wniebogłosy, jakby mu ktoś nogę urwał. Mały kozaczek z zawadiackim charakterem – przedstawiał go Agafon.
– Zespoły prowadzone przez Probierza przesiąkają jego charakterem. Układa je pod siebie. Zwycięstwo za wszelką cenę, agresywność. Nawet na ich sparingach dochodziło do bójek – opisuje Probierza jeden z trenerów. Cracovia też jest taka. Stawiająca na futbol bezpośredni, grająca może mało finezyjnie, ale skutecznie. Złośliwie nazywana „Dośrodkovią” lub „Wrzutkovią” od dużej liczby dośrodkowań posyłanych w pole karne rywali. – Jeżeli ktoś mówi, że my nie mamy stylu, bo ciągle centrujemy, to jednak jest jakiś styl. Tylko nie wszystkim musi się podobać. Zawodnicy Liverpoolu też grają dalekimi podaniami, dośrodkowują i uderzają. Piłka ma wpaść do bramki i trzeba zrobić wszystko, by tak było. Gdy inni bronią, nie tracą bramek, słyszę o ich fantastycznie pracującej obronie. W podobnej sytuacji Cracovię krytykuje się za defensywny styl. W tabeli mamy dodatni stosunek bramek: mało straconych i dużo zdobytych. Nie narzekam na to i nie mam zamiaru tego zmieniać – zapowiada hardo. Styl Cracovii stał się batem, którym niechętni przykładają Probierzowi. Nie jest efektowny, ale trener broni się miejscem w tabeli. W tym sezonie Cracovia, która przez lata wydawała się klubem skazanym na przeciętność, wzniosła się na wyżyny. No i rzuciła wyzwanie Legii w grze o mistrzostwo.
W sześć dni piłkarze Górnika Zabrze zmierzą się z Pogonią, Lechem i Cracovią. – Zdobędą tylko punkt – przekonuje Andrzej Iwan.
Jesienią w starciach ze wspomnianymi drużynami Trójkolorowi wywalczyli dwa punkty – 1:1 z Pogonią, 1:3 z Lechem i 1:1 z Cracovią. Andrzej Iwan, była gwiazda zabrzańskiego klubu, nie daje dużych szans Górnikom w tych meczach. – Dotychczas w tym sezonie zespół i tak miał sporo szczęścia. Zabrzanie są prowadzeni przez bardzo dobrego fachowca, jakim jest Marcin Brosz, ale tak krawiec kraje, jak mu materii staje. W kadrze jest mało wartościowych piłkarzy. Przykładowo drugi śląski klub w ekstraklasie Piast ma po dwóch równorzędnych graczy na każdą pozycję i może pozwolić sobie na rezygnację z Marcina Pietrowskiego. W Górniku wygląda to inaczej. Stawiam, że w tych trzech meczach zdobędą tylko punkt i według mnie to realistyczne spojrzenie, a nie pesymistyczne – twierdzi Iwan. – Pokażemy panu Andrzejowi, że się myli – zaznacza Wolsztyński, który w tym sezonie strzelił dwa gole i zaliczył trzy asysty.
W Legnicy rozstali się z królem strzelców I ligi poprzedniego sezonu. Valerijs Sabala zawodził i stracił pracę.
– Rozmawialiśmy z Šabalą. On sam potwierdza, że ma inny styl gry, niż oczekuje Dominik Nowak. To egzekutor, który musi dostawać podania, zwłaszcza z bocznych stref. W obecnej konstrukcji zespołu trener chce mobilności, szybkości, wychodzenia na pozycje, uczestnictwa w grze obronnej. Ostatnio Valerijs trafił nawet do zespołu rezerw, ale nie dlatego, że coś do niego mamy, tylko dlatego, że weszliśmy już w fazę ostrych przygotowań do meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Ważnego, bo wiosną czekają nas tylko takie – mówi „PS” właściciel Miedzi Andrzej Dadełło. On nie chce czekać na powiększenie ekstraklasy do 18 drużyn, tylko wrócić do niej już teraz. To typ właściciela żyjącego sprawami klubu, ale tej zimy „pańskie oko tuczyło konie” zdecydowanie intensywniej nawet jak na legnickie realia. Dadełło spędził z drużyną kilka dni na zgrupowaniu w Turcji.
Po styczniu jak z bajki nadszedł luty jak z koszmaru. Zachwyty nad Realem Madryt zostały zamienione w wątpliwości wobec drużyny i Zinedine’a Zidane’a. Marzec Królewscy rozpoczną od El Clasico – wielkiego testu i bodaj najważniejszego meczu w sezonie.
Drużyna, która 1 lutego fruwała nad rywalami, 1 marca gra o uratowanie sezonu. Hekatombę Królewskich w ostatnim miesiącu rozpoczęło odpadnięcie z Pucharu Króla po porażce 3:4 z Realem Sociedad na Santiago Bernabeu, a po kolejnej przegranej, tym razem z Manchesterem City (1:2), madrytczycy są też jedną nogą poza Champions League. Lepiej nie było w LaLiga. Triumf nad Osasuną (4:1) był jedynym pozytywnym momentem miesiąca, w którym Los Blancos zremisowali też z Celtą (2:2) i przegrali z Levante (0:1). Po tym ostatnim spotkaniu stracili pozycję lidera LaLiga na rzecz Barcelony, która uciekła już na dwa punkty. Dlatego też niedzielne El Clasico należy traktować jak finał. Gdyby Katalończycy wygrali, odskoczyliby na pięć oczek, a właściwie sześć, bo mieliby też przewagę w postaci bilansu bezpośrednich meczów. – Mam nadzieję, że uderzymy pięścią w stół i wygramy – przekonuje Sergio Ramos. Ale, jak pisała „MARCA”, w głowach piłkarzy Królewskich pojawiła się psychoza. Strach, że tak jak w poprzednim sezonie wszystko runie w tydzień. Rok temu zespół Santiago Solariego został wyeliminowany z Ligi Mistrzów przez Ajax Amsterdam, a Barcelona zadała decydujące ciosy w półfinałach Pucharu Króla i LaLiga. Teraz los ekipy Zidane’a znów przypieczętować mogą Katalończycy i kat Los Blancos Leo Messi, którzy fanom na Santiago Bernabeu kojarzą się fatalnie. Niedawna historia jest dla zawodników ze stolicy brutalna. Z 18 ostatnich klasyków rozgrywanych w Madrycie Real wygrał tylko 4. Barca odniosła aż 11 zwycięstw, a jej największy gwiazdor zdobył 15 bramek.
Obejmując Barcelonę Quique Setien przekonywał, że nie obiecuje trofeów, ale jedną rzecz na pewno: piękny futbol. Po dziesięciu meczach nie można jednak powiedzieć, by dotrzymał słowa.
Po dziesięciu spotkaniach za kadencji Setiena można pokusić się o pewne wnioski. Choć ogólny bilans jest pozytywny (siedem wygranych, remis, dwie porażki), to jednak przeważającym wśród fanów odczuciem jest pesymizm. Trenerowi udało się przywrócić agresywny pressing i odbiór piłki w kilka sekund, za co chwalił go np. opiekun Napoli Gennaro Gattuso, ale reszta została po staremu. Wychowankowie nadal nie dostają szans. Obrońcy ciągle popełniają głupie błędy, a napastnicy nie strzelają goli. Nowy szkoleniowiec sprawił, że zespół dłużej utrzymuje się przy piłce. To jednak do niczego nie prowadzi. Na przykład w Neapolu Katalończycy wymienili aż 808 podań, ale oddali ledwie jeden celny strzał i nie byli w stanie kontrolować meczu, bo gospodarze kilkakrotnie zagrozili bramce Marca-Andre ter Stegena. Mimo upływu lat i wydania na transfery setek milionów euro Barca z roku na rok jest coraz bardziej uzależniona od Leo Messiego. System w ofensywie często jest prosty – podać do Leo, a ten załatwi sprawę. Gdy Argentyńczyk ma swój dzień – jak np. w starciu z Eibarem (5:0), gdy strzelił cztery gole – to ta strategia rzeczywiście może działać. Ale to, co wystarcza na przeciętniaków LaLiga, jest niewystarczające w Europie. – Jeśli chcemy zdobyć Ligę Mistrzów, musimy się poprawić. I to bardzo – grzmiał Messi w rozmowie z „Mundo Deportivo”.
19-letni Kanadyjczyk Alphonso Davies jest obok Erlinga Haalanda największym odkryciem tego sezonu i w kilka miesięcy stał się czołowym bocznym obrońcą świata.
Dla osób, które nie śledzą na bieżąco Bundesligi, wtorkowy popis Daviesa mógł być zaskoczeniem. Jednak dla kibiców Bayernu nie był wielką niespodzianką, bo Alphonso od kilku miesięcy spisuje się po prostu rewelacyjnie. A najbardziej imponuje niesamowitą szybkością i wydolnością. On rywali nie musi zatrzymywać faulami lub wślizgami, on ich na ogół wyprzedza. – Jeśli chodzi o kondycję, to jest fenomenem. Ja na początku meczu nie mam tyle siły, ile on po 90 minutach. Jakbym miał go zatrzymać, to jedynym chyba sposobem byłoby gryzienie go w łydki – ocenił w swoim stylu pomocnik Bayernu Thomas Müller.
Generalnie Kanadyjczyka wszyscy chwalą, no bo trudno mówić o nim źle, skoro pomógł drużynie w trudnym momencie i to mimo wielkiej tremy, braku doświadczenia. – Davies miał minimalizować straty, a okazał się wielkim zyskiem – ocenia były obrońca Bawarczyków Thomas Helmer. – Wiem, że wiele osób się z nas śmiało, mówiło o transferze alibi, że sprowadzamy piłkarza z Kanady w celach biznesowych. Wierzyliśmy w Alphonso od początku, oczywiście nie sądziliśmy, że sprawdzi się idealnie jako obrońca, ale że ma wielki talent i możliwości, tajemnicą nie było – mówi dyrektor sportowy Bayernu Hasan Salihamidžić. Bawarczycy sprowadzili Daviesa rok temu za 10 milionów euro z Vancouver Whitecaps FC. Wydawał się inwestycją w daleką przyszłość, a ta przyszłość przyszła znacznie wcześniej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
Jeśli spełniać marzenia, to tak jak Bruno Fernandes. Kiedy w końcu trafi ł do Premier League, od razu pokazał, że to jego miejsce na ziemi.
Pięć meczów wystarczyło, by lista komplementów pod adresem 25-latka zrobiła się bardzo długa. Po ostatnich popisach w Premier League i Lidze Europy (dwa gole i asysta) peanom nie było końca. „Może zagrać wszędzie”. „Może być nowym Paulem Scholesem”. „Może dać Manchesterowi United to, czego mu brakuje”. To tylko niektóre z nich, a nazwiska wygłaszających je ekspertów też robią wrażenie. Pierwszy rzucił sam Scholes. Drugi Rio Ferdinand. A co do trzeciego zgodni są wszyscy w Anglii. Już dawno przy Old Trafford nie pojawił się zawodnik, który po ledwie pięciu rozegranych meczach wzbudzałby takie nadzieje. Bruno Fernandes ma wszystko, by stać się kamieniem węgielnym w odbudowie Czerwonych Diabłów.
– Wiadomo, że chcemy zagrać w następnej edycji Ligi Mistrzów. A ja zrobię wszystko, by pomóc ten cel zrealizować – stwierdził ostatnio Portugalczyk. Na razie jest na najlepszej drodze, by tego dokonać. O transferze do angielskiej ekstraklasy marzył od dziecka. Latem był tego bliski, ale weto postawili działacze Sportingu i mimo kuszącej oferty z Tottenhamu nie puścili swojego najlepszego gracza. Wydawało się, że autobus z tabliczką „Premier League” odjechał 25-latkowi sprzed nosa, a kolejny będzie dopiero za rok. – Dużych transferów nie robi się zimą – mówił jeszcze w listopadzie. Ale Fernandes doświadczenie w łapaniu uciekających busów ma od dziecka. Jako mały chłopiec wszędzie wiecznie był spóźniony i później musiał biec, by nadrobić stracony czas. – Dzięki temu jestem szybki i wytrzymały – tłumaczy z uśmiechem.
W ten weekend we Włoszech piłka nożna nie jest dla kibiców, wbrew temu, co głosi popularne hasło. Połowa meczów najbliższej kolejki odbędzie się za zamkniętymi drzwiami, bez udziału fanów.
Wszyscy wolą dmuchać na zimne i działają prewencyjnie. Kilka dni temu Genoa nakazała trenować osobno obrońcy Edoardo Goldanidze, bo wywodzi się on z Codogno – miejscowości, w której wirus pojawił się we Włoszech jako pierwszej. Co prawda 26-latek czuje się dobrze, ale ponieważ widuje się z rodziną, na wszelki wypadek przedsięwzięto środki ostrożności. Podobne kroki podjęły władze Honvedu Budapeszt, którego trenerem jest Włoch Giuseppe Sannino. Ponieważ szkoleniowiec był ostatnio w ojczyźnie, po powrocie on i jego asystent zostali na jakiś czas zawieszeni w obowiązkach. „To konieczne, bo mogli mieć kontakt z osobami żyjącymi na terenach dotkniętych przez wirusa” – ogłoszono w oświadczeniu. Sannino ledwo zdążył wysiąść z samolotu do Budapesztu, a już mierzono mu temperaturę. Że ostrożności nigdy za wiele, przekonuje przykład trzecioligowego Pianese. Jeden z piłkarzy, którego tożsamości nie ujawniono, jest wśród zarażonych koronawirusem. „La Gazzetta dello Sport” podała, że z tego powodu zawodnik nie wystąpił w sobotnim meczu z rezerwami Juventusu, a złapał chorobę prawdopodobnie podczas podróży do mieszkających w rejonie Emilii rodziców. Ale co z tego, że nie grał, skoro później jadł obiad z drużyną, a to już prosta droga do rozniesienia zarazków. Pianese odwołało czwartkowy trening, cały zespół i sztab szkoleniowo-medyczny poddano kwarantannie.
Darko Jevtić od stycznia jest piłkarzem Rubina Kazań. Ma pomóc temu klubowi odzyskać dawną siłę.
– Lubię grać pod presją. W FC Basel przyzwyczaiłem się do dużych oczekiwań, to samo było w Lechu – spokojnie podchodzi do tego, co go czeka. Patrząc w tabelę: walka o przetrwanie, ale i to nie byłoby dla niego nowością. – Przez rok grałem w Wackerze Innsbruck, z którym spadliśmy z ligi. Nie podobało mi się to, ale nie miałem wyboru, poszedłem tam, bo nie grałem w Bazylei. No i dzięki temu pobytowi mogłem trafić do Lecha, więc ostatecznie dobrze wyszło. W każdym razie przekonałem się, jak to jest bronić się przed najgorszym. Władzom Rubina zależy, by stworzyć zespół, który w przyszłym sezonie będzie walczył o miejsca w czołówce. Teraz też niczego nie można jeszcze przewidzieć, bo do szóstego miejsca różnice punktów są niewielkie (6 pkt. -– przyp. red.). Ważny jest start. Wierzę, że stać nas na to, by dobrze zacząć, bo naprawdę nieźle wyglądamy, chcemy grać w piłkę, budujemy akcje od tyłu, nie ograniczamy się tylko do obrony. Słyszałem, że jesienią było podobnie, tyle że był problem ze skutecznością – opowiada. Jego sprowadzenie jest jednym z powodów, dla których ma się to zmienić. Podczas zimowych przygotowań Jevtić pokazał już część umiejętności, zdobył bramkę, miał dwie asysty. W sobotę powinien wybiec w pierwszym składzie, choć pewności nie ma, bo dopiero buduje swoją pozycję. Przyzwyczaja się do tego, bo z Lecha odchodził przecież jako kapitan, lider.
SPORT
Cztery firmy w grze o modernizację stadionu Rakowa Częstochowa.
Wygląda na to, że serial pod tytułem: modernizacja stadionu miejskiego przy ul. Limanowskiego w Częstochowie (czytaj: stadionu Rakowa) będzie miał szczęśliwe zwieńczenie. Wczoraj otwarto koperty w przetargu rozpisanym przez miasto na wyłonienie wykonawcy tego zadania na podstawie programu funkcjonalno-użytkowego przygotowanego przez zamawiającego. Przeróbki stadionu – bo takiego określenia trzeba chyba użyć, według formuły zaprojektuj-wybuduj – który powinien w końcu zostać dopuszczony do rozgrywek ekstraklasy, ma się podjąć jedna z czterech firm. Teoretycznie najbliżej zwycięstwa w przetargu jest katowicka firma InterHall, która w ciągu 8 miesięcy chce zrealizować inwestycję za rekordowo niską cenę 17.490.000 zł.
Z takiego wychowanka rybnicki futbol może być dumny. Niespełna 21-letni Bartosz Slisz zamienia Zagłębie Lubin na Legię Warszawa za kwotę, jakiej nigdy dotąd polski klub nie zapłacił innemu polskiemu klubowi.
(…) – Bartek jest niesamowicie mobilny, agresywny, przygotowany wydolnościowo do gry na wysokim poziomie. To jego największe atuty. Poza tym, strzelił już w ekstraklasie piękne gole, udowadniając, że jest też zaawansowany w sferze techniczno-taktycznej – opisuje Motała. Decyzja Slisza o przenosinach do Zagłębia wcale nie musiała uchodzić za oczywistą. Nastolatek, który miał już za sobą 25 występów w II lidze, zrobił wielki krok do przodu w wymiarze klubu, ale nie – klasy rozgrywkowej. Jako członek Akademii Zagłębia wiosną 2017 roku grał co najwyżej w IV-ligowych rezerwach „Miedziowych”. – Pod względem mentalnym, to naprawdę wzorowy chłopak. Od samego początku, gdy tylko trafił do akademii Zagłębia, wszystkim rzucało się to w oczy. Trenował już z pierwszym zespołem, „schodził” czasem grać do juniorów do rezerw, a nigdy nie marudził, zawsze dawał z siebie 200 procent. Dzięki takiej postawie doszedł do miejsca, w którym jest teraz – przyznaje były dyrektor sportowy Zagłębia.
Ryszard Tarasiewicz nadal nie wie, kto zagra w ataku GKS-u Tychy.
Kibice śledzący przygotowania GKS-u Tychy zadają sobie pytanie: kto zagra w ataku?
– I to jest dobre pytanie. Świadczy ono o tym, że mamy w kadrze dwóch zawodników, którzy rywalizują o miano napastnika numer 1 na pozycję dziewiątki. Grać będziemy jednym piłkarzem na szpicy, a więc Szymon Lewicki i Mateusz Piątkowski, na zasadzie sportowej konkurencji, walczą o to jedno miejsce. Żaden z nich nie ma etatu na grę w wyjściowej jedenastce, a co ważne – każdy ma inne atuty, inne umiejętności techniczne i sposób poruszania się po boisku. Dlatego, w zależności od rywala i naszej taktyki, będę dobierał zawodnika do ataku. To samo dotyczy także pozostałych formacji, gdzie też zawodnicy rywalizują o miejsce. Dobrze jest mieć różnorodnych piłkarzy, bo to daje możliwości zaskoczenia przeciwnika.
SUPER EXPRESS
Zbigniew Boniek mówi, że Robert Lewandowski za pięć tygodni będzie jak nowy.
„Super Express”: – Kontuzja Lewandowskiego martwi kibiców. Jak pan przyjął te fatalne wieści?
Zbigniew Boniek: – Oczywiście, nie ma się z czego cieszyć, wszyscy wiemy, jak ważnym piłkarzem jest Robert Lewandowski. Ale spokojnie. Rozmawiałem z nim, więc wiem, jak wygląda sytuacja. Jestem pewien, że za pięć tygodni będziemy mieć Roberta znów na boisku. Będzie jak nowy, w takiej formie jak obecnie.
– Czyli za pięć tygodni Lewandowski wraca?
– Wszystko na to wskazuje. A to oznacza, że na szczęście nie stało się nic strasznego. Powiem tak: jeśli już musiało do tego dojść, jeśli Robert musiał doznać kontuzji, to lepiej, że stało się to właśnie teraz. Bo w tym momencie mamy trochę martwy okres. Przed Bayernem rewanż z Chelsea, a wiadomo, jaki był wynik w pierwszym meczu, do tego kilka spotkań Bundesligi…
Rozmowa z kapitanem Cracovii, Januszem Golem przed meczem z Legią.
– Jak reaguje pan na komentarze ekspertów, którzy na mistrza typują Legię? Cracovia jest niedoceniana?
– Legia jest głównym kandydatem do tytułu, więc takie opinie przyjmuję normalnie. Warszawski zespół prowadzi w lidze, więc wszyscy przyznają mu tytuł. Na resztę drużyn nie zwraca się uwagi, co jest błędem. Pokazał to Piast w rundzie finałowej ubiegłego sezonu, gdy zdobył mistrzostwo.
– Czy kapitan Legii Artur Jędrzejczyk dzwonił do pana i mówił, kto będzie górą w hicie ekstraklasy?
– Na razie jest spokojnie. „Jędza” napomknął, że poskrobie mnie po butach (śmiech). Odpowiedziałem mu żartem, że może nie mieć ku temu okazji, bo ja nie dobiegam do pola karnego. Artur stwierdził, że w takim razie to on pobiegnie na środek boiska.
GAZETA WYBORCZA
Piłkarskie federacje Anglii, Irlandii Płn. i Szkocji wprowadzają ograniczenia dla dzieci w odbijaniu piłki głową. Wcześniej zrobiły to USA. Co na to Polska?
Badania Uniwersytetu w Glasgow wskazują, że ze względu na regularne i wieloletnie główkowanie piłkarze są pięć razy bardziej narażeni na chorobę Alzheimera, dwa razy bardziej na chorobę Parkinsona i 3,5 raza bardziej na inne choroby neurodegeneracyjne. W ramach projektu szkoccy naukowcy i lekarze przebadali 7676 piłkarzy powyżej 40. roku życia. To największe tego typu badanie wykonane kiedykolwiek. Wyniki wskazują, że wieloletni kontakt głowy z piłką powoduje mikrourazy zwiększające prawdopodobieństwo zapadnięcia potem na jedną z chorób mózgu. Wśród przebadanych zmarłych piłkarzy aż 19 procent zmagało się z jedną z chorób neurodegeneracyjnych, która w jakiś sposób przyczyniła się do ich śmierci. U reszty społeczeństwa prawdopodobieństwo zapadnięcia na podobne schorzenia wynosi 6 procent. Już w 2015 r. zakaz odbijania piłki głową przez dzieci w klubach i szkółkach piłkarskich wprowadzili Amerykanie. Tamtejsza federacja stworzyła nowe przepisy na skutek pozwów sądowych rodziców, którzy domagali się od niej odszkodowań. Teraz tą drogą idą Anglicy, Szkoci i Irlandczycy Płn., wprowadzając ograniczenia. Oczywiście młodzi piłkarze nie będą karani przez sędziów za uderzanie piłki głową podczas meczu. Restrykcje dotyczą treningu młodzieży do 18. roku życia. Przed skończeniem 12 lat główkowanie będzie na zajęciach w klubach całkowicie zakazane.
Fot. Newspix