– Nie będzie nas tam. To dzieciaki zagrają ten mecz. Poprowadzi ich Neil Critchley, nie ja – powiedział na konferencji po meczu Shrewsbury – Liverpool Juergen Klopp. Narzekanie, odgrażanie się i lobbowanie nie przyniosło jakiegokolwiek skutku – Liverpool ma za sobą iście morderczy grudzień, a styczeń i luty zapowiadają się na równie zapracowane. Cierpią na tym piłkarze, którzy coraz częściej zmagają się z urazami, cierpią na tym kluby – skoro nawet taka potęga jak Liverpool wczoraj skompromitowała się w FA Cup. Klopp mówi: dość. Rozgrywek jest za dużo, z pucharu jesteśmy – my, jako pierwszy zespół – zmuszeni się wycofać.
Do tej pory mieliśmy mocne słowa, właściwie przed każdym mniej ważnym angielskim meczem. Czy to Puchar Ligi Angielskiej, czy FA Cup – wypowiedzi były właściwie identyczne. Gramy za dużo, nasi piłkarze nie radzą sobie z rywalizacją na pięciu frontach, bo przecież Liverpool był też zaangażowany w Klubowe Mistrzostwa Świata oraz naturalnie w walkę o awans z fazy grupowej Ligi Mistrzów. Menedżerowie sobie pogadali, na boisko wybiegali rezerwowi i wyróżniający się juniorzy, biznes kręcił się dalej.
Wczoraj Juergen Klopp stwierdził: stop. To już nie czas na słowa, czas na czyny. Podczas gdy strona PremierInjuries na liczniku zgłoszonych w styczniu urazów zamieściła wreszcie trzycyfrową liczbę (101 kontuzji w 27 dni!), Liverpool w rezerwowym składzie zmagał się na prowincjonalnym stadioniku w West Midlands z trzecioligowym Shrewsbury. Choć The Reds prowadzili już 2:0, mecz zakończył się remisem, wyszarpanym przez wprowadzonego po przerwie Jasona Cummingsa. Nie pomogła reakcja ławki rezerwowych gości – choć na murawie pojawili się i Salah, i Firmino, podopieczni Jurgena Kloppa zeszli z boiska bez zwycięstwa.
To zaś oznacza, że dzięki uświęconej tradycji powtarzania meczów Pucharu Anglii, czeka ich kolejne starcie z Shrewsbury, tym razem na Anfield.
Już wczoraj w The Reds niewiele było znanej z ligi magii. Spójrzmy na skład, w którym znaleźli się rezerwowi, jak Adrian, Lovren, Matip czy Origi, jak i ludzie, których nazwiska przeciętnemu kibicowi nie mówią nic. Harvey Elliot, lat szesnaście. Curtis Jones, Neco Williams i Yasser Larouci – rocznik 2001. Pedro Chirivella to wyjątkowo głębokie rezerwy, właściwie równie dobrze można było postawić między słupkami 17-letniego Kubę Ojrzyńskiego, wcale by w tym składzie nie odstawał doświadczeniem.
Efekt – remis 2:2 i kolejny niepotrzebny pucharowy mecz – tylko podkręcił i tak napiętą atmosferę. Klopp użył swojej tajnej broni, zamiast charakterystycznych dla niego żartów i uśmiechów, śmiertelnie poważnie rozpisał plan na rewanż: zagra Liverpool U-23 pod wodzą trenera U-23. W praktyce: pierwszy zespół Liverpoolu kończy udział w tej fazie FA Cup.
[etoto league=”eng”]
Jak wspomina portal Goal, który zresztą wydusił z Kloppa tę oryginalną deklarację – to wcale nie jest jeszcze “broń atomowa”, bo przecież Manchester United w 1999 roku w ogóle wycofał się z rozgrywek. Wówczas, jako obrońcy tytułu, United wybrali Klubowe Mistrzostwa Świata w Brazylii, co oczywiście wywołało oburzenie brytyjskiego środowiska piłkarskiego. Od tamtej pory minęło jednak 20 lat, a futbol totalnie się zmienił. Dzisiaj “głosowania” nad uszeregowaniem rozgrywek w kolejności od najważniejszych do najmniej ważnych mają miejsce przed telewizorem oraz na stadionie. I tu wątpliwości nie ma – Premier League czy europejskie puchary to zupełnie inny ciężar gatunkowy, niż solidarnie lekceważone krajowe puchary.
Zresztą, sam Klopp, cytowany przez wspomniany Goal, jest brutalnie szczery.
– Po prostu respektujemy zalecenia od Premier League, to wszystko – usprawiedliwiał się, cytując zalecenia od władz ligi angielskiej. – Otrzymaliśmy jasne wytyczne: poproszono nas o uszanowanie zimowej przerwy i zaprzestanie organizowania międzynarodowych meczów towarzyskich czy nieoficjalnych turniejów. My to uszanowaliśmy, podobnie inne kluby Premier Leauge. Zgadzamy się, że piłkarze potrzebują przerwy od fizycznego i psychicznego rygoru, trzymanego w trakcie sezonu.
I trudno tu wskazać jakieś dziury w logice. Premier League mówi: zimą nie gramy. Federacja odpowiada: no może tylko jeszcze Puchar Anglii. Liverpool rozstrzyga: bardziej ufamy Premier League, nie gramy.
Podobne zdanie ma zresztą większość trenerów drużyn z absolutnego topu. Ci bardziej progresywni nawołują, by niektóre rozgrywki po prostu zlikwidować, ci nieco bardziej skłonni do kompromisów namawiają, by zrezygnować chociaż z powtarzania spotkań FA Cup. W gruncie rzeczy 30-minutowa dogrywka we wczorajszym spotkaniu byłaby przecież dla Liverpoolu o niebo mniej obciążająca, niż organizacja kolejnego spotkania na własnym stadionie, w dodatku w czasie, gdy w teorii piłkarze Liverpoolu powinni korzystać z krótkiego odpoczynku.
Ta batalia toczy się zresztą na kilku frontach – bo przecież równolegle walka o zawodników trwa pomiędzy ligami a reprezentacjami. Juergen Klopp w ostatnich dniach poświęcił kilka zdań Pucharowi Narodów Afryki, który dotyka go chyba najmocniej – w końcu dotyczy dwóch najlepszych piłkarzy jego zespołu.
– Szanuję Puchar Narodów Afryki, naprawdę. Uwielbiam te rozgrywki. Ale jest oczywistym problemem dla mnie, jako trenera klubu, gdy mój zawodnik opuszcza zespół, żeby wziąć udział w tych rozgrywkach w samym środku sezonu. Powrót Pucharu Narodów Afryki na miesiące zimowe oznacza dla nas katastrofę. Na dodatek nie mamy żadnej mocy, by powstrzymać naszych zawodników przed wyjazdem. Oczywiście możemy im zabronić wylotu na turniej, ale wtedy piłkarza czeka zawieszenie. Jak to w ogóle możliwe, że klub płaci zawodnikowi, a nie może decydować o jego losie? Ale ja sobie mogę gadać, nikt tego nie słucha. Pewnie znowu o mnie napiszą „maruda z Liverpoolu” – cytowaliśmy go kilka dni temu.
Już wtedy było czuć, że sympatyczny Niemiec dojeżdża do granic własnej cierpliwości i tolerancji. Remis ze Shwersbury był tym płatkiem śniegu, który może wywołać lawinę.
Powtórkę meczu FA Cup zaplanowano na 4 lutego, co oznacza, że dwutygodniowa przerwa przed piłkarską wiosną skurczy się do dziesięciu dni. Liverpool od 15 lutego do 11 marca ma zaplanowane sześć meczów. Wśród nich piekielnie istotne starcia w Lidze Mistrzów. Jeśli Niemiec postawi na swoim i faktycznie zrezygnuje z udziału w spotkaniu na Anfield, angielska federacja będzie musiała podjąć jakieś działania. Niestety dla zdrowia piłkarzy i samego Kloppa – obstawiamy raczej kary dla szkoleniowca, niż poluzowanie napiętego kalendarza futbolowego w Anglii.
Wystarczy spojrzeć zresztą na reakcję po ostatnim podobnym “wybryku” The Reds. W grudniu, gdy Klopp i jego podopieczni przygotowywali się do Klubowych Mistrzostw Świata w Katarze, juniorzy pod wodzą Neila Critchleya zagrali w ćwierćfinale EFL Cup. Przegrali z Aston Villą 0:5, przy udziale dziewięciu zawodników z rocznika 1998 i młodszych. I co? Nic. Świat kręci się dalej, Klopp narzeka dalej, kalendarz nadal wygląda tak, jak wyglądał.
Napisalibyśmy, że wojna potrwa, dopóki nie pojawią się pierwsi ranni, ale przecież wspomniany zegar na stronie z kontuzjami tyka. 101 urazów tylko w styczniu. “Play on”!
Fot. Newspix