Może we współczesnym futbolu już się tak nie da? Może po prostu nie ma takiej możliwości, by trener stworzył dynastię jak Arsene Wenger czy sir Alex Ferguson? Los ich następców w Arsenalu i Manchesterze United pokazuje jasno, że buty legend naprawdę nie są skrojone dla każdego szkoleniowca. Dziś Unai Emery przestał być szefem Arsenalu, władze londyńskiego klubu nie wytrzymały po kolejnym rozczarowującym wyniku – tym razem domowej porażce z Eintrachtem Frankfurt.
Można powiedzieć: trafił na zły czas. Trafił na moment, gdy w Premier League w pełni objawiła się potęga Manchesteru City Pepa Guardioli oraz Liverpoolu Juergena Kloppa. Trafił na czas, gdy w zenicie znajdował się budowany latami projekt Tottenhamu Mauricio Pochettino. Trafił do Arsenalu, który już u schyłkowego Wengera miał coraz większe problemy z nadążaniem za resztą ligi. Znamienne zresztą, że w przeciwieństwie do sir Alexa Fergusona, Francuz nie odchodził jako człowiek na szczycie, ale po prostu – legenda, która coraz częściej stanowiła karykaturę samego siebie sprzed lat. Zresztą, sam Wenger przyznawał potem – to był jego błąd, pozostawać wiernym Arsenalowi przez ponad dwie dekady. Ciągnął tę przygodę za długo.
Tymczasem Emery zamiast dwóch dekad dostał niecałe dwa lata, a i tak niektórym wydaje się, że to trochę za dużo.
Przede wszystkim z uwagi na aktywność na rynku transferowym. Arsenal w dwa sezony wydał jakieś 230 milionów euro, w teorii znajdując balans pomiędzy już wtedy bardzo silną ofensywą z Aubameyangiem czy Lacazettem, a wzmocnioną (no, tutaj można się zastanowić nad zastosowaniem cudzysłowu) za sprawą Luiza czy Sokratisa obroną. Emery, którego największym wyzwaniem w Paryżu było zapanowanie nad rozbuchanym ego dream teamu kilkunastu gwiazd, w Arsenalu miał się skupić na tym, co najlepiej wychodziło mu jeszcze w Seviili – złożeniu silnej drużyny z piłkarzy może i spoza okładek celebryckich czasopism, za to z wielkim potencjałem. Stąd właśnie Lucas Torreira. Stąd Matteo Guendouzi. Stąd Pepe, Tierney i wypożyczenie samego Daniego Ceballosa, jednego z najbardziej pożądanych zawodników młodego pokolenia.
I tak sobie wszyscy czekaliśmy, aż ten potencjał zacznie eksplodować.
KURSY ETOTO NA NIEDZIELNE STARCIE NORWICH – ARSENAL: 1 – 4.05; X – 4.35; 2 – 1.80
Nie można napisać, że Emery wcale nie miał momentów. Miał – 14 meczów bez porażki w ubiegłym sezonie, w tym seria 7 zwycięstw. Finał Ligi Europy, po przeskoczeniu w drodze Napoli czy Valencii. Ale przede wszystkim miał wtopy. Nie udało mu się awansować do Ligi Mistrzów, to jest z pewnością ta największa, zwłaszcza, że różnice w tabeli między TOP 4 a pościgiem Manchesteru United i Arsenalu wcale nie były jakieś ogromne. Ale co gorsza – nie udało mu się stworzyć choćby nadziei na to, że ta drużyna ma szansę rywalizować z najlepszymi.
Spoglądamy sobie na skład Kanonierów z ostatnich meczów, skład budowany za ogromne pieniądze, które wydano między innymi na Nicolasa Pepe (3 gole i 4 asysty w 16 meczach). Chambers, Sokratis, David Luiz i Kolasinac to może być super ekipa na wyjście na kręgle, zwłaszcza, że gdy zrobi się gorąco – Kolasinac wszystkich wybroni. Ale czy to jest linia, które może walczyć o TOP 4 w Anglii? Swoją drogą – jakże boleśnie zmieniły się cele Arsenalu. Kiedyś przecież londyńczycy wręcz wściekali się o zajmowanie wiecznie czwartego miejsca, o ten szyderczy przydomek 4rsenal. Teraz nikt by raczej czwarty miejscem nie pogardził, bo Emery zostawia klub na ósmej pozycji, z ośmioma punktami straty do czwartej Chelsea.
Unai nie zbudował prawie nic. Nie ma wielkich gwiazd przerastających ligę o dwie długości, bo takiej pozycji nie mają ani Aubameyang, ani Lacazette. Nie ma żadnego monolitu w grze obronnej. Momentami na boisko wychodzą 20-letni Guendouzi i 18-letni Saka, po czym wcale nie ma pewności, kto w tej drużynie jest doświadczonym motorem napędowym, a kto młodziutkim uzupełnieniem do ogrywania.
Emery po prostu przegrał z Arsenalem, tak jak wcześniej przegrał z PSG. Trochę przypomina nam Grzegorza Krychowiaka, który po genialnej Sevilli odbił się od mistrza Francji oraz ligi angielskiej, pokazując, że pewne projekty i zjawiska nie są powtarzalne. Tamtą Sevillę stworzyli po trochu utalentowany dyrektor sportowy, porządny szkoleniowiec oraz gromada piłkarzy grających na miarę swojego potencjału, a czasem może nawet powyżej własnych możliwości. Gdy ekipa rozjechała się po świecie, żaden z jej budowniczych nie powtórzył już swoich sukcesów, mimo w teorii o wiele lepszych warunków wokół siebie.
Jak kończył Emery? Od połowy października wygrał jeden z 9 meczów, z Vitorią Guimaraes w Lidze Europy. Poza tym remis w rewanżu z Vitorią, porażka z Eintrachtem, w lidze 3 remisy i 2 porażki, po drodze przegrana w EFL Cup z Liverpoolem.
Na razie zastąpi go Freddie Ljungberg, dotychczasowy asystent. Patrząc na Krychowiaka, Emery’emu zalecamy poszukać fuchy w Rosji. A Arsenalowi… Cóż, życzymy powodzenia. Ten klub ma wszystko, by pójść w ślady Milanu i rozgościć się w salonie z przebrzmiałymi legendami.
PAMIĘTAJCIE O PROMOCJACH W ETOTO!
[etoto league=”eng”]
fot. FotoPyk