Kacper Łopata dopiero cztery lata temu, jako czternastolatek, po raz pierwszy zaczął trenować piłkę nożną. Późno? Nie dla niego. Był już w Yeovil Town, gdzie jednak zatrzymała go poważna kontuzja, grał dla SGS College, chwilę zabawił w Bristol City. Dziś jest związany kontraktem z Brighton, klubem Premier League, gdzie witał go sam Chris Hughton. Ma też za sobą testy w Tottenhamie oraz debiuty w reprezentacji Polski U-18 i U-19. Obecnie zbiera pierwsze szlify w seniorskiej piłce w Whitehawk FC. Ale cele stawia sobie dużo, dużo bardziej ambitne. 200 meczów w Premier League i 50 dla seniorskiej kadry Polski.
Jak wygląda piłka na siódmym poziomie ligowej piramidy w Anglii, na którym obecnie grasz w Whitehawk FC?
– Na tym poziomie jest to zależne od drużyny. Ja akurat poszedłem do takiej, gdzie gra się w piłkę, rozgrywamy od tyłu, próbujemy budować ataki pozycyjne. Ale jeśli chodzi o inne zespoły, to jest sporo takich, które grają dużo długą piłką, po angielsku. Myślę, że dla mnie to super warunki do rozwoju. Z jednej strony sam mam wyprowadzać piłkę, starać się grać krótkimi podaniami, ale z drugiej muszę bronić długich piłek przed doświadczonymi piłkarzami, którzy grali nawet w Championship czy League One. Na pewno mi to nie zaszkodzi, stąd też wybrałem taki klub na pół roku.
Whitehawk to klub, gdzie zawodnicy mogą się utrzymać z gry w piłkę, czy muszą ją godzić z normalną pracą?
– Jest w sumie duża liczba zawodników utrzymujących się z gry w Whitehawk FC. Mamy też kilku piłkarzy, którzy pracują w sporcie jako fizjoterapeuci, robią to na boku, ale dla większości chłopaków to, co dostają za grę w Whitehawk wystarcza na życie.
Samo Brighton jakoś współpracuje z Whitehawk, klubem z tego samego miasta? Taka droga, którą ty teraz kroczysz, to ścieżka, jaką młodzi piłkarze Brightonu w celu przetarcia się w seniorskiej piłce przechodzą regularnie?
– Miałem też inne oferty, to nie tak, że Whitehawk to była jedyna, narzucona opcja. Mogłem też zostać w Brightonie i występować w drużynie U-23, ale uważałem, że chcę jak najszybciej grać w męską piłkę. Oferta z Whitehawk była o tyle fajna, że z jednej strony gram z seniorami, ogrywam się w dorosłej piłce, ale nadal trenuję z Brightonem. Działa to na takiej zasadzie, że raz czy dwa razy w tygodniu robię trening taktyczny z Whitehawk, a pozostałe zajęcia to te z zespołem Brightonu U-23 lub z pierwszą drużyną. To mi na razie pasuje i uważam, że to idealny scenariusz na tych najbliższych kilka miesięcy.
Brighton śledzi twój postęp?
– Na prawie każdym moim meczu jest skaut z klubu. A jeśli to jest niemożliwe, to wszystkie spotkania są nagrywane i później te wideo są oglądane, analizowane. Z każdego spotkania dostaję wyciągnięte wnioski, co zrobiłem dobrze, co jest do poprawy.
Nie ma w polskich mediach za wiele materiałów o tobie, ale na stronie Łączy Nas Piłka znalazłem jeden większy, w którym pojawia się względem ciebie określenie “lider”. Z drugiej strony patrzę na wyjściowy skład Whitehawk FC z ostatniego meczu. Nie ma nikogo młodszego od ciebie, siedmiu zawodników ma powyżej 23 lat, dwóch z nich – trzydziestkę na karku.
– Uważam, że wiek nie gra w tej kwestii żadnej roli. Ja nie próbuję być liderem, to wychodzi samo. Tym bardziej w meczu, na treningach. Co do starszych chłopaków – jeśli mają trzydzieści kilka lat, to oczywiście się ich słucham, zawsze chętnie przyjmuję ich rady, bo o to w rozwijaniu się piłkarsko chodzi. Oni są też na tyle ogarnięci, że jeśli ja podsunę im jakiś pomysł, rzucę jakąś radę, to na pewno tego wysłuchają i nie zlekceważą.
Nie ma tekstów: “mógłbym być twoim ojcem, co ty mi tam młody gadasz”?
– (śmiech) Nie, jeszcze czegoś takiego nie usłyszałem.
Zetknięcie z seniorską piłką – to twój pierwszy taki sezon, pierwsze tygodnie – było pod względem fizycznej walki jak zderzenie z pociągiem towarowym?
– Trochę tak. Pierwszych parę meczów było dla mnie ciężkimi wyzwaniami. Ale to, że w debiucie strzeliłem bramkę, dodało mi pewności siebie. Również w defensywie. Czuję, że choć jestem od większości młodszy, to mając 191 cm wzrostu daję sobie radę ze starszymi rywalami. Gra w powietrzu nie jest wielkim problemem. Ale napastnicy są bardzo inteligentni – rzucą łokcia, kopną, podepczą tak, że sędzia tego nie widzi. Próbują wyprowadzić z równowagi na każdy możliwy sposób. Ale dla mnie to tylko lepiej, że już teraz stykam się z taką brudną grą. To jest coś, czego w piłce na poziomie U-23 bym nie miał, bo w zespołach juniorskich, młodzieżowych, taka postawa daleka od fair play nie jest mile widziana.
Trash talking też się pojawia?
– Oczywiście, oczywiście. Wszystko, co tylko możesz sobie wyobrazić – od stroju, przez to jakie korki nosisz, do fryzury. Dostanie ci się za wszystko, byle tylko wyprowadzić cię z równowagi. Trzeba być profesjonalnym, nie odpowiadać, przemawiać umiejętnościami.
Albo samemu próbować dopiec rywalowi.
– No nie powiem, czasami się zdarza.
Do Anglii wyjechałeś mając jedenaście lat, wcześniej z rodziną mieszkaliście w Szczecinie. Skąd ten wyjazd? Jak większość, w celach zarobkowych?
– Moja mama zdecydowała, że wyjazd do Anglii będzie dla mnie i dla mojego starszego brata dobry. Zawsze robiła wszystko, żeby nam było jak najlepiej i zdecydowała, że w Bristolu będziemy mieli lepsze życie. Jestem jej za to bardzo wdzięczny. Gdyby nie ona i jej wsparcie przez całą karierę, to nie byłbym dziś w tym miejscu, gdzie jestem. Mam nadzieję, że bardzo daleka droga przede mną, ale nawet bym na niej nie stanął, gdyby nie ona.
Wróćmy do twojego początku w piłce, bo to ciekawa historia – zaczynałeś grać w klubie dopiero mając 14 lat. Trochę późno.
– Wcześniej nie miałem okazji, żeby pójść do klubu. Moja mama musiała bardzo ciężko pracować, żeby nas utrzymać. Ja z bratem zawsze grałem na podwórku, przed domem, gdzie tylko się dało. Zawsze uczyłem się piłki na ulicy, nigdy nie robiłem tego, żeby zostać piłkarzem. Po prostu to kochałem. Dopiero w Anglii zdecydowałem, że to może być coś, co mogę robić przez najbliższych dwadzieścia lat. Że mam szansę na jakąś karierę. Jak wylądowałem w Yeovil Town, to bardzo mi się spodobała cała otoczka. Nigdy wcześniej nie grałem prawdziwych meczów, pierwszy rozegrałem mając czternaście lat i natychmiast mi się to mega spodobało. No i teraz cały czas nadrabiam czas, gdy nie trenowałem.
A czułeś wcześniej, grając na podwórku, że masz do tego więcej talentu niż inni? Tak sobie myślę, że nie mogło być tak, że byłeś przeciętnym grajkiem pod blokiem, a po trzech latach treningów lądujesz w Brightonie.
– Zawsze grałem ze starszymi, mój brat Kuba urodził się cztery lata przede mną, więc rywalizowałem w szkole, na podwórku z jego rówieśnikami. Koledzy mówili, że jestem dobry. To podnosiło trochę moją pewność siebie. Często słyszałem, że się wyróżniam, ale nigdy nie miałem z kim iść do klubu, więc nawet nie brałem tego pod uwagę.
Co uliczny grajek musiał najszybciej nadrobić, żeby móc się odnaleźć w klubie piłkarskim?
– Jak w Anglii pojawiła się szansa, żeby pograć w jakimś klubie, zagrać na konkretnej pozycji, to nie miałem pojęcia, jak pozycje działają. Prawie w ogóle nie oglądałem piłki. Jak wylądowałem w środku pola w pierwszym meczu, to tylko biegałem za piłką jak małe dziecko. Ale z czasem się nauczyłem pozycji, zacząłem oglądać dużo filmików, meczów, analizowałem sobie grę różnych zawodników. No i poszło.
Oprócz tego dużo musiałem się nauczyć w kwestii techniki użytkowej. Dobre przyjęcie waży więcej niż dryblingi, sztuczki, w meczu daje większą korzyść. Nawet teraz, jak podpisałem kontrakt z Brighton, to wskazywano mi, że przyjęcie do nogi, przyjęcie kierunkowe, dobry pass to były te aspekty, których udoskonalenia ode mnie wymagano. Wydawało mi się, że jestem dobry w rozgrywaniu od tyłu, ale tutaj wymagają więcej i więcej, podania mają być 10/10. Jeszcze nie są, ale już widzę, że są o wiele lepsze niż wtedy, kiedy przyszedłem.
Jak w ogóle trafiłeś na swój pierwszy trening w Anglii?
– Chodziłem do szkoły w Bristolu i tam paru kolegów grało w klubach, jeden bodaj nawet w Southampton. Bardzo fajne chłopaki, grałem z nimi na przerwach, namówili mnie, żebym przyszedł na zajęcia, bo trenują w czwartki. Z tego małego, lokalnego klubu trafiłem do Yeovil, później przyszła ciężka kontuzja, szkoła sportowa, zaproszenie na testy w Tottenhamie… Kolega, który mnie zaprosił, przekonywał, że mi się spodoba, że dam radę. No i miał rację.
Wspominasz o kontuzji, której doznałeś w Yeovil, która kosztowała cię rok gry. Przez to też nie dostałeś stypendium w tym klubie. Jak trudny to był dla ciebie czas?
– To był jeden z najcięższych okresów w moim życiu. Nieotrzymanie kontraktu w wieku 15 lat to jest dla młodego chłopaka jak koniec świata. Jeszcze ta kontuzja sprawiła, że nie mogłem iść próbować sił w innych klubach… W tamtym okresie nałożyły się egzaminy w szkole, których było sporo, wszystkie bardzo istotne. Mam poczucie, że to ukształtowało moją osobowość taką, jak jest dziś. Gdyby nie ten uraz, nie byłbym piłkarzem z takim charakterem, jak teraz.
Patrzę na mapę – Brighton i Bristol, gdzie przeprowadziliście się z mamą gdy miałeś jedenaście lat, są bardzo daleko od siebie. Przeprowadziliście się do Brightonu razem z rodziną, mieszkasz w akademiku, u angielskiej rodziny zastępczej?
– Mieszkam z rodziną zastępczą, wraz z jeszcze jednym piłkarzem. Rodzina jest bardzo miła, dba o nas, super dom, super ludzie. Nie mogę na nic w tym względzie narzekać. Mogę się skupić na piłce, nie muszę się w tej kwestii niczym martwić.
Podobno już pierwszego dnia, gdy zaproszono cię do Brighton, w klubie witał cię sam Chris Hughton.
– To było naprawdę niesamowite przeżycie. Bardzo ciepłe przywitanie. Przyjechaliśmy do ośrodka ja, mój agent i trener. Poczekaliśmy kilka minut w recepcji na menedżera akademii, po czym poszliśmy do biura Chrisa Hughtona. Przybiliśmy piątkę, mój były trener się z nim znał, więc pogadali o starych czasach. Całe to spotkanie było na takim luziku… Tu jest to, tu tamto. Później menedżer akademii wraz z Chrisem Hughtonem pokazali mi plan na przyszłość. Bardzo mi to zaimponowało, bo to nie jest standard, żeby menedżer pierwszej drużyny w niedzielę spędzał czas z nastoletnim zawodnikiem, który przychodzi do klubu. Nie, gdy może tego dnia poświęcić czas rodzinie, posiedzieć w domu. To było niesamowicie miłe i ostatecznie mnie przekonało, że Brighton to najlepszy możliwy wybór.
Co konkretnie było w tym planie na przyszłość?
– Bardzo zaimponowało mi to, ile detali się w nim znalazło. Co dwa miesiące miałem coś innego do roboty, co powinienem poprawić indywidualnie, nad jakimi aspektami pracować na siłowni, jak się rozciągać wieczorami, gdy nikt nade mną nie stoi. Co mam jeść, kiedy mam jeść. Takie rzeczy, które na dłuższą metę bardzo mi pomogą i już teraz widzę, że pomagają. W tym roku dostałem następny taki plan, podążam nim, żeby stać się jak najlepszym zawodnikiem.
Jarosław Fojut, który w młodym wieku, jako szesnastolatek, trafił do Boltonu opowiadał nam w wywiadzie, że młodzi zawodnicy jak on wtedy czy ty teraz mieli pracować nie tylko na treningu, ale też szykować sprzęt, pompować piłki, czyścić buty, bo to przygotowywało do odpowiedzialności. Dalej jest w Anglii tak, że ty jako młody chłopak musisz odpracować swoje na rzecz tych starszych, bardziej doświadczonych?
– Szczególnie w zespole U-18, bo teraz jestem w zespole U-23, tej odpowiedzialności było bardzo dużo. Czy to wynieść, dopompować piłki, umyć korki, posprzątać siłownię, poodkładać ciężary. Po obiedzie powycierać stoły. To są małe detale, które kształtują nie tylko piłkarza, ale i mężczyznę. O to chodzi, żeby wraz ze stawaniem się jak najlepszym piłkarzem, stać się jak najlepszym i najbardziej samodzielnym człowiekiem.
Jaka była dotąd twoja styczność z pierwszym zespołem Brightonu?
– Jak tylko zawodnik pierwszego zespołu miał kontuzję, nie pojawił się na treningu z jakiegoś powodu, to byliśmy z U-18 powoływani do trenowania z “jedynką”. Pierwsze wrażenie: “wow”. Oglądasz tych piłkarzy co tydzień w telewizji, a teraz trzeba z nimi rywalizować. Jak się z nimi trenuje, to jest to wielki kop do przodu. Poziom jest bardzo wysoki, wiele mi do nich brakuje, ale widzę już, że jest to możliwe, by to osiągnąć. Ciężka praca, czas i można wejść na taki poziom.
Kto zrobił na tobie największe wrażenie?
– Jestem obrońcą, to powiem, że Shane Duffy. Reprezentant Irlandii, twardziel, środkowy obrońca. Mam 191 cm, ale przy nim czuję się mały. Wielki chłop, bardzo dobry piłkarsko, a przy tym prawdziwy przywódca, lider. Jeżeli grałbym w przyszłości tak, jak on, byłbym z siebie bardzo zadowolony.
Młodym piłkarzom w Brightonie przydziela się mentorów z pierwszej drużyny, czy macie pełną dowolność w kwestii zwracania się o pomoc do starszych piłkarzy?
– Nie każdy ma swojego mentora, ale mi akurat się udało kogoś takiego dostać – lewego obrońcę Gaetana Bonga. Oni są przydzielani i na podstawie pozycji, na jakiej się gra, ale też według osobowości. Ocenia się, z kim dany zawodnik najlepiej by się dogadywał. Bong jest niesamowicie ciepłą, rodzinną osobą. Skupia się na piłce, wielki profesjonalista. Z tego, co wiem, to właśnie dlatego mi go przydzielili, że jesteśmy w tych względach bardzo podobni. Przyglądam się mu uważnie, zawsze jak go widzę, to staram się zadawać mu pytania odnośnie gry.
To działa na takiej zasadzie, że jak masz jakieś wątpliwości, to to jest osoba z pierwszej drużyny, do której masz w pierwszej kolejności uderzać?
– Nie jest powiedziane, że tylko z nim mogę analizować mecze, treningi. To jest gracz, który wie, że jest moim mentorem i nie dziwi się, że akurat jemu zadaję najwięcej pytań. Ale powiedzmy, że podejdę do Glenna Murraya. To nie jest tak, że odeśle mnie do Bonga, tylko też mi pomoże. Mamy to szczęście, że chłopaki z pierwszego zespołu to super ludzie, otwarci, chętni do pomocy. Tym bardziej, jeśli ktoś jest młody i głodny wskazówek, żeby czerpać od nich naukę. Wielu naprawdę sporo w piłce osiągnęło i ma dużo do przekazania.
Miałeś okazję grać na treningu na wspomnianego Murraya? On mi się kojarzy z najbardziej niewdzięcznym dla obrońcy typem napastnika – nie jest za szybki, ale wie doskonale, jak w inny sposób przechytrzyć kryjącego go zawodnika i ma naprawdę zabójcze wykończenie.
– Graliśmy w gierkę sześciu na sześciu, gdzuie po każdym strzale była wrzutka i akurat podczas dośrodkowań byłem za niego odpowiedzialny. Niby nie jest bardzo duży, nie jest szczególnie szybki, ale wszędzie go pełno. Niesamowicie inteligentny gracz, trudno go pokryć, nie można sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Zaszczytem jest grać na takich napastników. Szczerze? Dziesięć minut w gierce z Glennem Murrayem daje więcej niż cały rozegrany mecz w U-23.
Jeśli chodzi o rywali, na których grałeś w Brigton U-18, to czytałem, że w Youth FA Cup mierzyłeś się z Masonem Greenwoodem. Mało tego – lokalny dziennik po wygranym meczu wyróżnił cię jako tego, który schował wielką nadzieję Manchesteru United do kieszeni.
– Mecz na Manchester United to takie spotkanie, które zapamiętam do końca życia. Napisaliśmy historię, wykopaliśmy United z FA Cup, najbardziej prestiżowego turnieju w młodzieżowej piłce na wyspach. A starcie się z Masonem to było dobre, wartościowe przeżycie. Już wtedy było widać, że jest o jeden-dwa kroki szybszy, lepszy, nie było wiadomo, czy jest lewo- czy prawonożny, bo obiema nogami posługuje się tak samo dobrze. To, że ktoś napisał, że mi udało się go zatrzymać… Miłe, ale myślę, że cała drużyna zasłużyła na dużo takich słów po tamtym meczu.
Zanim trafiłeś do Brighton, byłeś na testach w Tottenhamie, w Southampton. Masz więc porównanie – na najwyższym poziomie, poziomie Premier League, różnice w kwestii warunków do treningu pomiędzy klubami z Big Six jak Spurs, a tymi z dolnej części tabeli jak Brighton, są bardzo widoczne?
– Myślę, że jeśli chodzi o obiekty, to każdy klub Premier League jest na światowym poziomie. W Brightonie mamy, jeśli się nie mylę, osiemnaście boisk trawiastych. Dywany. Wszystkie oświetlone. Do tego siłownie, baseny, tego typu sprawy. W Tottenhamie wszystko jest jeszcze o półkę wyżej, wszystko jest bardzo nowoczesne, wręcz futurystyczne. Przeszklone budynki robią wielkie wrażenie. Różnica nie jest ogromna, ale zauważalna.
Który etap twojej dotychczasowej przygody z piłką uważasz za najważniejszy jak do tej pory?
– Grę w SGS College, szkole sportowej w Bristolu. Tam odnalazłem się w piłce, zacząłem grać na obronie, z moimi kolegami ze szkoły osiągaliśmy bardzo dobre wyniki, wygraliśmy wiele trofeów. Tam zaczęła się moja kariera w profesjonalnej piłce, bo to stamtąd zostałem zaproszony na pierwsze testy do Tottenhamu.
A gdzie szukać momentu, kiedy pomyślałeś, że tak, że możesz mieć przyszłość w piłce, że to będzie twój sposób na życie?
– Myślę, że to było wtedy, gdy dostałem telefon, że Tottenham chce mnie na testy. Najpierw pomyślałem, że to jest żart. A potem doszedłem do wniosku, że skoro taki gigant, jak Tottenham mnie chce, to muszę coś umieć. To dodało mi wielkiej pewności siebie, pozwoliło pomyśleć, że mam szansę w przyszłości utrzymać się z piłki.
Masz już za sobą też debiut w reprezentacji Polski U-18, U-19. W jaki sposób znalazłeś się na radarze PZPN-u?
– Zawsze marzyłem, żeby grać w reprezentacji, czy to pierwszej, czy U-15. Nieustannie śledziłem swój rocznik, nawet jak byłem w Yeovil, jak miałem kontuzję. To było moje największe marzenie, by założyć koszulkę z orzełkiem. Kiedyś napisałem do Przemysława Soczyńskiego, który wyszukuje dla reprezentacji zawodników w Anglii. Miałem do niego kontakt przez Facebooka. Widział później, że podpisałem kontrakt z Brightonem. Niedługo zadebiutowałem też w Premier League U-18, rozegrałem bardzo dobry mecz, wygraliśmy 3:0. Tydzień później dostałem powołanie na konsultację w Jarocinie. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie mogłem w to uwierzyć. W dwa tygodnie podpisałem dwuletni kontrakt, zadebiutowałem w Brightonie U-18 i dostałem powołanie. Piękny okres w moim życiu, nigdy nie zapomnę, jak śpiewałem hymn przed meczem z Portugalią w La Mandze, że wszystko z trybun obserwowała moja mama. Dzień później musiałem już wracać do Brightonu, bo graliśmy w młodzieżowym FA Cup, więc nie byłem nawet do końca zgrupowania, z Portugalią przegraliśmy 1:4. Ale i tak było super.
Robisz kolejne kroki błyskawicznie, w cztery lata od podwórkowego grajka do reprezentanta U-19 i piłkarza Brightonu. Nie mogę nie spytać, jaki stawiasz sobie cel w dalszej perspektywie. Taki, po którego zrealizowaniu będziesz naprawdę zadowolony.
– Chcę grać w reprezentacji Polski i Premier League, najlepszej lidze na świecie. Około 50 meczów dla naszej kadry i 200 w Premier League i będę się czuł spełnionym piłkarzem.
Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA
fot. Brighton&Hove Albion, Facebook Kacpra Łopaty