Dlaczego nie jest przesądny i jaki jest jego stosunek do nie golenia się przed ważnymi meczami? Jak czuje się w obliczu zbliżającego się debiutu w Bundeslidze w barwach Unionu Berlin? Czy Neven Subotić pamięta zwrot ,,rusz dupę” i co Serbowi najbardziej imponuje w Polakach? Jak tłumaczy swój negatywny stosunek do bojkotu kibiców swojego klubu przeciw drużynie RB Lipsk? Jakim trenerem jest Urs Fischer? Co przyczyniło się do tego, że znajduje się w najlepszej formie wydolnościowej od wielu lat? Na te i na inne pytanie w rozmowie z nami odpowiada Rafał Gikiewicz.
Zapraszamy.
***
Wstrzeliłeś się w samą porę, bo właśnie wyszedłem od fryzjera.
Czyli mam rozumieć, że nie jesteś przesądny?
Starsi piłkarze pilnowali się kiedyś, żeby nie golić i nie ścinać się w dniu meczu, a bywało, że niektórzy byli nawet bardziej radykalni i nie akceptowali żadnej ingerencji w ufryzowanie na kilka dni w tył. Jeśli już, to mi bliżej do pierwszej wersji, więc wpisałem się jeszcze w wolne od pecha okienko. Ale nie no, żartuję, nie jestem przesądny. Mam swoje rytuały, brodę golę na dwa dni przed meczem, ale też jakbym tego nie zrobił, to świat by się nie zawalił. Przecież nie byłoby nagle tak, że nie mógłbym złapać piłki, bo nie poszedłem do fryzjera.
Albo właśnie poszedłeś.
Robert Lewandowski na kadrze wspomniał, że kiedy uzależniasz swoje występy od dziwacznych przyzwyczajeń, stajesz się ich zakładnikiem. To działa psychologicznie. Jeśli czegoś nie zrobisz, to twój przyzwyczajony do natręctwa umysł samoistnie będzie starał udowodnić, że jest to spowodowane brakiem przedmeczowego rytuału. A to w ogóle tak nie działa. Jaki wpływ na twoją dyspozycję może mieć to, że przyjedziesz na stadion pięć minut wcześniej niż zwykle albo najpierw założysz lewego, a nie prawego buta?
Macie w drużynie delikwentów, którzy myślą tymi kategoriami?
Nie przyglądałem się za bardzo, ale z czasów Śląska pamiętam jeszcze różne zachowania Mario Pawelca. Kiedy rozgrywaliśmy mecze wieczorem, to on już od ranka był tak głęboko skupiony, że nic nie mogło zajmować jego uwagi. Całkowicie odizolowany od świata. Aż kapała z niego chęć wyjścia na boisko. Wszystko temu podporządkowywał. Ja za to jestem tego typu gościem, który nie odcina się od kontaktu z rodziną i znajomymi w dniu meczowym, a dopiero wraz z wejściem do autokaru wyłączam telefon, wyciszam WhatApp, żeby spokojnie przygotować się do meczu. Oczywiście też nie jest tak, że potem siedzę w szatni i patrzę w jeden punkt, bo można sobie pożartować, to rozluźnia, ale chodzi mi o to, żeby nie rozpraszać głowy natłokiem niepotrzebnych powiadomień.
Czyli nie odczuwasz wielkiego stresu przed inauguracją Bundesligi?
Absolutnie. Pełen luz, zawiozłem syna na trening, zaraz muszę go odebrać. Nie zamierzam zaburzać normalnego toku dnia, bo za dwa dni gram mecz.
Powiedziałeś kiedyś, że twój trener mentalny powiedział ci, że do szatni masz wlatywać jak orzeł, bo jak koledzy zobaczą, że mają do czynienia z pizdą, to w ten sposób będą cię traktować do końca. Można to przełożyć na inne rejony życia i stosunek do debiutu Unionu Berlin w niemieckiej elicie?
Trafiłeś w samo sedno. W niedzielę gramy z Red Bull Lipsk, czyli klubem od nas większym, bogatszym, bardziej doświadczonym i utalentowanym. Przyjeżdżają do beniaminka i na pewno postrzegają nas jako kopciuszka. Walka Dawida z Goliatem. I teraz od nas zależy, czy sparaliżuje nas trema i Lipsk nas zje, czy przeciwstawimy się i wzorem barażów o 1. Bundesligę ze Stuttgartem pokażemy wszystkim, że nie jesteśmy przypadkowymi leszczami.
Dla nas samo nastawienie musi być bardzo ważne. Może nie mamy umiejętności jak Bayern Monachium, nie będziemy dominować i niszczyć rywali na swojej drodze, ale naprawdę stać nas na zdobycie porządnej liczby punktów. Wszystko zależy od przestawienia mentalności. Nie jesteśmy już drugoligowym zespołem. Ciężko pracowaliśmy, dużo przeszliśmy i zasłużyliśmy na miano bundesligowego zespołu.
Żebyście mogli spokojnie konkurować w elicie władze Unionu porządnie wzmocniły zespół. Przyszli chociażby ograni Neven Subotić, Christian Gentner czy Anthony Ujah. Mają wpływ na zespół?
To są zawodnicy, którzy wiedzą, kiedy wybić piłkę w aut. I to jest komplement. Tego nie trzeba się wstydzić. Jeżeli lepszy przeciwnik na ciebie naciska, to trzeba umieć się mądrze ustawić z tyłu. Nie jesteśmy Barceloną, żeby iść z kimś na śmiertelną wymianę ciosów. Do trójki, którą wymieniłeś dodałbym jeszcze Marcusa Ingvartsena. Dwa lata temu kosztował pięć milionów euro, my kupiliśmy go za niecałe dwa. Wielki potencjał, wielkie umiejętności i uważam, że może być objawieniem, może nie całej ligi, ale na pewno naszego zespołu. I parę goli strzeli. Warto zapamiętać. Union sprowadził kilkunastu nowych zawodników i niewykluczone, że już w niedzielę będziemy mogli zobaczyć dużą część z nich na boisku.
Najciekawszą karierę z nich wszystkich miał niewątpliwie Neven Subotić. Rozmawiałeś z nim o Polakach, których miał okazję spotkać w Dortmundzie?
Dzisiaj siedzieliśmy razem w zimnej wodzie i przyszedł do nas jeden z młodych zawodników, z którego śmiałem się, że jest zbudowany, jak mój dziewięcioletni syn. W tym kontekście rozmawialiśmy z Nevenem, że ja mam trzydzieści dwa lata, a wychodzę z treningów, jako jeden z ostatnich, ciężko pracując przy tym na siłowni. On tak samo wspominał Łukasza Piszczka:
– Gość był nieprawdopodobnym pracusiem. Maszyna. Każdy mięsień na nim widać.
Do teraz, a już trochę czasu minęło, podziwia w nim ten etos pracy na swoim ciałem. W ogóle on docenia to, że nie tylko od Łukasza, ale też od Kuby Błaszczykowskiego czy Roberta Lewandowskiego, można uczyć się profesjonalizmu. Jedzenie, spanie, dbanie o rozwój. U nich to top poziom. Subotić sam wie, ile kosztowało go dojście w miejsce, w którym jest. W Serbii mało się zarabia, kiedyś wcale nie było łatwo się stamtąd wydostać, a ja mam porównanie. W Polsce było podobnie, choć oczywiście są profesjonalne kluby, gdzie zarabia się sporo pieniędzy, to jednak nie ma żadnego porównania do ligi niemieckiej. Serb i Polak muszą bardzo się napracować, żeby wejść na bundesligowy poziom, a jeszcze bardziej, żeby na nim pozostać. Sumienność, cierpliwość, zaangażowanie. To się liczy.
Generalnie dobrze się dogadujemy. Siedzi obok mnie w szatni i jest tylko ,,bratko, bratko’’. Spędzamy razem dużo czasu na siłowni. Zresztą z każdym Serbem mam dobry kontakt. Mamy podobne usposobienie. Szanujemy to, co mamy i co osiągnęliśmy. Zaczynam szósty sezon w Niemczech, gram, choć przecież w tym kraju nie narzekają na brak swoich bardzo dobrych bramkarzy.
Też możesz przetestować na Suboticiu czy pamięta zwrot ,,rusz dupę’’, którym Jurgen Klopp motywował polskie trio do bardziej wzmożonego zaangażowania na treningach.
Pamięta, pamięta! Gadałem z nim o tym i utrwaliło mu się w głowie kilka polskich przekleństw. Zwykle jednak rozmawiamy po niemiecku. Imponuje mi. Osiągnął bardzo dużo, a przy tym zachował skromność. Zwykły, sympatyczny, fantastyczny facet. Od kwietnia leczy kontuzję, potrzebuje jeszcze trochę czasu, żeby wejść na swoje najwyższe obroty, ale ma duży wpływ na młodszych kolegów. W każdej chwili może coś im doradzić, podpowiedzieć. Taka pomoc jest nieoceniona.
Masz tak, że w każdym niemieckim zespole, do którego przychodziłeś, szybko budowałeś sobie pozycję w szatni?
Mam tę łatwość. W Eintrachcie Brunszwik wywalczyłem sobie to poprzez równą dyspozycję na boisku, bo dwa lata z rzędu byłem wybierany najlepszym zawodnikiem sezonu w klubie i bramkarzem ligi. I tutaj, tak samo. Nie boję się powiedzieć, co myślę. Mam swoje zdanie. Niektórzy gryzą się w język, ale to nie mój styl.
Ostatnio kibice Unionu postanowili milczeć przez pierwsze piętnaście minut naszego spotkania z Lipskiem. Bojkot. Wystąpienie przeciw komercjalizacji, z którą kojarzy się Red Bull. Skrytykowałem to na Instagramie i wywołałem burzę, bo jak to zawodnik może wypowiedzieć swoje zdanie? Wyłamałem się z myślenia, że wszyscy to akceptują. Fizjoterapeuci przeczytali mi, że kibice są w szoku, że pokazałem jaja i przeciwstawiłem się ich akcji. Ale moje stanowisko się broni. Zaliczyliśmy historyczny awans i powinniśmy się nim cieszyć. Chciałbym słyszeć doping od pierwszej minuty. Nie jest tak, że potępiam kibiców. Nie, oni płacą za bilety i mają prawo robić, co im się żywnie podoba. Ja po prostu wolę ich słyszeć. Co zrobią, ich sprawa.
Już chyba zdecydowali.
Będzie bojkot. Niestety.
Tak czy inaczej, pewnie możesz szykować się na wiele sytuacji do pokazania swojego bramkarskiego kunsztu. Będziecie się bronić.
Przed każdym cięższym przeciwnikiem na to się nastawiam, ale wcale nie musi tak być. Pamiętam ubiegły sezon i spotkanie Pucharu Niemiec z Dortmundem. 120 minut gry i wcale nie miałem za dużo pracy. Musisz być gotowy na nawałnicę, ale wtedy jest łatwiej. Najtrudniej jest wtedy, kiedy przez osiemdziesiąt minut nic się nie dzieje i w ostatnich minutach masz trudny strzał, który musisz obronić, żeby utrzymać pozytywny wynik. Wtedy pokazuje się klasę. Tak jak w Juventusie, gdzie Wojtek Szczęsny stoi przez całe spotkanie i definiuje go właściwie ta jedna sytuacja, w której uratuje swój zespół przed utratą bramki. Już w drugiej lidze graliśmy defensywnie, więc wszyscy wiemy, o co chodzi w takim stylu gry. Wiemy też, że to jest 1. Bundesliga. Tu nie uniknie się gorszych występów. Tu nie zawsze będzie dało się zagrać na zero z tyłu. Ale kto zabroni nam próbować?
Urs Fischer to w ogóle bardzo defensywny szkoleniowiec.
Dużo jest u niego taktyki i odpraw wideo. Wie, że kluczem do wygrania każdej boiskowej wojny jest defensywa. W poprzednim sezonie z topowych zespołów 2. Bundesligi mieliśmy najmniej goli straconych, ale też najmniej strzelonych. I obroną udało nam się zrobić awans. Piłka nożna nie polega więc tylko na strzelaniu bramek i pięknym graniu. Czasami trzeba porzucić styl na rzecz wypierdolenia piłki przed siebie, bo to może przynieść lepszy efekt niż bawienie się w tiki-takę, kiedy nie ma się do tego warunków. Przypominam, jesteśmy tylko Unionem Berlin. Co do Fischera, to jest to bardzo dobry szkoleniowiec. Czasami oglądam inne mecze w telewizji i łapię się za głowę, bo u nas nie przeszłaby sytuacja, w której napastnik pasywnie stoi w środkowej części boiska, nie biorąc udziału w grze obronnej. U nas snajper jest pierwszym obrońcą. I to się na razie sprawdza.
Jaka jest twoja rola w konstrukcji akcji?
Nie jestem pierwszym rozgrywającym. To jest rola moich obrońców, ale też nie jest tak, jak za czasów Jagiellonii czy Śląska, gdzie moim zadaniem było przetransportowanie futbolówki pod bramkę rywala. Mam swoje zadania taktyczne, które muszę wypełniać. Wiem, komu mam kopać piłkę. Tego nie widać w transmisji telewizyjnej, ale jeśli w niedzielę będę zagrywał niecelnie, to w poniedziałek na odprawie pomeczowej dostanę zjebkę. Nie jestem tylko od bronienia. Mam rozgrywać od bramki. Reagować na to co dzieje się na boisku. Przykładowo w pierwszym tegorocznym meczu pucharowym, tak wyciągnęliśmy drużynę przeciwnika, że w pewnym momencie kopnąłem piłkę daleko do przodu i nasz napastnik wyszedł sam na sam z bramkarzem rywali. Trafiłby i miałbym asystę. Nie trafił i nie miałem. Bramkarz już nie jest już tylko od łapania.
Jesteś w życiowej formie?
Forma to jest na razie na pieczenie niedzielnego ciasta. Nie wiadomo, co z niej wyjdzie. Dobrze się czuję. Mam komfort, którego brakowało mi we Freiburgu. Trener ze mną rozmawia. Pyta, czego potrzebuję, które sparingi są mi potrzebne, a które nie. Testy wydolnościowe przeszedłem najlepiej od dobrych ośmiu lat, niektórzy zawodnicy z pola mieli gorsze i wszyscy dziwili się czemu tak jest.
– Giki, co ty brałeś?
– Mam magiczny sposób: pojechałem raz na kadrę i od razu wszystkie wskaźniki poszły w górę.
I coś w tym jest. Nie miałem zbyt długiej przerwy wakacyjnej, nie zdążyłem utracić masy mięśniowej i wydolności. De facto miałem raptem pięć dni całkowitej laby. Wróciłem z kadry i zaraz od nowa musiałem realizować klubowy plan treningowych przygotowań. Lekki maraton, ale jest bardzo dobrze. Sporo zostawałem nawet po treningach. Dbam o siebie. Mam swoją dietę, za własne pieniądze zamawiam odżywki, które piją zawodnicy na kadrze, wręcz ,,doszprycowuję się’’ tym od kilku lat, bo ściągam to od pierwszego sezonu w Brunszwiku. Od białka po różne witaminy i kreatynę. Do domu kupiłem sobie maszynę do masowania i nie próżnuję. Nawet jak oglądam inne mecze, to przy okazji wykorzystuję to do regeneracji ciała. Moje ciało to moje narzędzie. Żona też bardzo mi pomaga, bo jak muszę odpocząć, to ona weźmie dziecko na spacer i mam czas na pełen przedmeczowy wypoczynek. Wiesz, też to jest fajne, że pokazuję Niemcom, że Polak dba o siebie, potrafi nie pić po awansie. Znajomi żartują nawet, że jestem jednym poznanym przez nich Polakiem w Berlinie, który nie pije wódki. Innymi rzeczami zaskarbiam sobie sympatię kolegów z zespołu.
Spadły ci z nieba te przenosiny do Niemiec. Tu ze swoim profesjonalizmem możesz być w pełni akceptowany i masz duże pole do rozwoju.
Coś w tym jest. Dużo czynników się na to złożyło. Kiedy znajdowałem się w rezerwach Śląska, dostałem maila z trzydniowym zaproszeniem do Brunszwiku na testy. Zaryzykowałem. Wsiadłem w auto, pojechałem i udało się. Dzisiaj jestem w 1. Bundeslidze. W Niemczech złapałem drugi bieg. Wszystko mi przypasowało. Przede wszystkim spotkałem świetnych trenerów bramkarzy, bo takich miałem i w Eintrachcie, i we Freiburgu, i w Unionie, a to jest bardzo ważne, bo to z nimi trenujesz codziennie. Przed podpisaniem kontraktów z każdym z tych klubów spotykałem się z ludźmi od treningu z golkiperami, poznawałem ich, opowiadałem im o sobie i dopiero wtedy podejmowałem decyzję o gry dla klubu. Tak trzeba na to patrzeć, bo jeśli nie będą ci odpowiadać jego metody, to będzie to widoczne potem na boisku.
Mam wspaniały kontakt z trenerem bramkarzy z Brunszwiku, który teraz pracuje w Ingolstadt. Ślemy sobie życzenia, gratuluje mi po każdym meczu. Z jego odpowiednikiem z Freiburga umówiliśmy się na spotkanie w październiku. Z prezydentem klubu, który ma być nowym prezesem Niemieckiego Związku Piłki Nożnej mam wzorowy kontakt. Tak samo z Christianem Streichem. O mnie łatka w Polsce jest taka, że jestem mało lubianym świrem, a tu jej zaprzeczam.
Traktujesz ten mecz z Lipskiem jako pełnoprawny debiut w Bundeslidze?
We Freiburgu skorzystałem na kontuzji kolegi i zagrałem dwa razy. Teraz jest zupełnie inaczej. Wchodzę w sezon jako pierwszy bramkarz. Nie muszę o tym czytać w gazecie, ja to zwyczajnie wiem. I z tym komfortem jest mi dużo łatwiej optymalnie się przygotować do sezonu. I tak, traktuję ten mecz, jakby to był mój oficjalny debiut w Bundeslidze. Do tej pory jeszcze w niej nie przegrałem. Zrobię wszystko, żeby po niedzieli, ten stan się nie zmienił. To przyjemne uczucie być niezwyciężonym.
ROZMAWIAŁ: JAN MAZUREK