Lech Poznań tego lata sprowadził już nowego bramkarza (Mickey van der Hart) i środkowego pomocnika (Karlo Muhar), ale ciągle nietknięta powiewem świeżości była linia defensywna (nie licząc powrotów z wypożyczeń). W szczególności jej środek, który wymaga pilnych uzupełnień po odejściu Nikoli Vujadinovicia, Rafała Janickiego i Dimitrisa Goutasa, bo z dotychczasowych stoperów pozostał tylko Thomas Rogne. Zmiany więc muszą być olbrzymie, a ich początkiem na tej pozycji będzie Djordje Crnomarković.
Ma 25 lat, mierzy 188 cm wzrostu. Jest stoperem lewonożnym, a o takich zawsze trudniej. W razie potrzeby można go też ustawić po lewej stronie obrony. Jego dotychczasowa kariera na kolana nie rzuca, ale za nim naprawdę udany sezon w FK Radnicki Nisz. Klub ten poszedł za ciosem i po zajęciu trzeciego miejsca rok wcześniej, teraz został wicemistrzem Serbii, co jest najlepszym wynikiem w jego historii. Jedynie Crvena Zvezda okazała się mocniejsza, za to dość wyraźnie udało się wyprzedzić Partizana Belgrad. Crnomarković stworzył z Radovanem Pankovem jeden z najlepszych duetów środkowych obrońców w lidze serbskiej.
Pankov już został przechwycony przez mistrzowską Crvenę za 300 tys. euro. Co najmniej tyle samo szefowie FK Radnicki chcieli otrzymać za nowego lechitę. Długo w grze pozostawał Partizan, dla którego piłkarz ten stanowił jeden z transferowych priorytetów. Bardzo chciał go trener Savo Milosević, a i sam zainteresowany miał być chętny do zasilenia szeregów słynnego belgradzkiego klubu. Jeszcze na początku czerwca serbskie media pisały, że odrzucił korzystniejszą ofertę z Polski – czyli zapewne z “Kolejorza”. Mający spore problemy finansowe Partizan nie zdołał jednak sprzedać jeszcze jednego zawodnika, przez co nie był w stanie przyspieszyć transferu, mimo że Radnicki było gotowe zejść z 400 na wspomniane 300 tys. euro. Lech od dawna interesował się tym obrońcą, nie odpuszczał i ostatecznie zarówno zawodnik jak i jego klub zaakceptowali ofertę z Poznania.
Nieoficjalnie “Kolejorz” zapłacił za nowego stopera pół miliona euro. W poniedziałek testy medyczne, ale to zapewne tylko formalność.
Crnomarković na pewno liczy, że szybko zaaklimatyzuje się w drużynie, bo właśnie dobre relacje między zawodnikami były tajemnicą świetnej postawy Radnicki w lidze. Zespół ten w całym sezonie przegrał zaledwie dwa razy (w obu przypadkach z Crveną Zvezdą), w pewnym momencie miał passę jedenastu zwycięstw z rzędu, a w okresie od 1 grudnia do 3 kwietnia (12 meczów) stracił tylko dwie bramki, w czym rzecz jasna wielka była zasługa duetu stoperów.
– Gramy dobrze, ponieważ na boisku nie mamy wątpliwości. Sekret tkwi w świetnej atmosferze i synergii, która rządzi w szatni, a w niej zachowujemy się tak samo jak na boisku. Kiedy trening się kończy, nie jest to koniec naszych relacji. Mamy ze sobą kontakt każdego dnia, a duch drużyny rośnie – w kwietniu nieco górnolotnie opowiadał Crnomarković.
Dodał, że dobra gra defensywna to zasługa całego zespołu. Pochwalił m.in. operującego na boku Aleksandara Todorovskiego, doskonale znającego polską ligę. Z pewnością dokładnie wypytał go o Lecha. Mógł też zasięgnąć opinii Nermina Haskicia. 29-letni napastnik nie tak dawno spędził rundę w Podbeskidziu, a teraz robi furorę w Serbii. Za nim fenomenalny sezon, w którym strzelił 24 gole, zaliczył 11 asyst i został wybrany MVP całej ligi.
Wracając do Crnomarkovicia. W FK Radnicki przez rok odbudował swoją karierę, która od pewnego czasu znajdowała się na zakręcie. Latem 2016 po dobrym sezonie w FK Javor Ivanjica po raz pierwszy zdecydował się na emigrację i przeszedł do słoweńskiej Olimpiji Ljubljana. Został sprowadzony przez krótko urzędującego dyrektora sportowego Nenada Protegę. Wiązano z nim spore nadzieje, miał łatkę wielkiego talentu. Wówczas łączono go także z Chievo, Crveną Zvezdą i Vojvodiną Novy Sad, a nieco wcześniej dostawał sygnały z Atalanty. – Spełnia wszystkie nasze kryteria. Jest solidny w obronie, doskonale gra w powietrzu, ale wyróżnia się też czytaniem gry, siłą i dokładnym podaniem – reklamował swój nabytek dyrektor Protega.
Z wielkich planów nic nie wyszło. O słoweńskim epizodzie Serb będzie chciał jak najszybciej zapomnieć. Przez rok nie zagrał ani razu! Na początku miał problemy z kontuzjami, a później nie znajdował uznania w oczach trenerów. W lidze jeden jedyny raz załapał się na ławkę rezerwowych, siedział też na niej w przegranym pucharowym dwumeczu z Trenczynem. Tamtejsze media były zaskoczone takim obrotem sprawy, pisząc, że wygląda ona “dziwnie”. Można się domyślać, że niekoniecznie chodziło o względy wyłącznie sportowe. Piłkarz mógł być ofiarą różnych zawirowań na górze, które Olimpija wtedy przechodziła.
W styczniu 2017 wydawało się, że dograne są jego przenosiny do norweskiego Haugesund. Zaczął tam już nawet treningi, ale koniec końców nie był zadowolony z warunków indywidualnego kontraktu i temat się wysypał.
Ostatnio słoweńscy dziennikarze przypomnieli sobie o tym zawodniku, gdy nasiliły się informacje o jego możliwej przeprowadzce do Partizana. Odnotowali, że bardzo dobrze radził sobie w FK Radnicki, a w Olimpiji “z niezrozumiałych powodów nigdy nie dostał szansy”. Faktycznie trudno pojąć, o co chodziło, skoro w tamtym czasie w obronie Słoweńców regularnie występował niewypał transferowy Legii sprzed lat – Dejan Kelhar…
Crnomarković po odrzuceniu oferty z Norwegii stracił całą wiosnę i mimo jeszcze dwuletniego kontraktu już w maju 2017 wrócił do ojczyzny, wiążąc się z Cukaricki Belgrad. Nie od razu się pozbierał. W Cukaricki jesienią rozegrał ledwie cztery ligowe mecze i po jednej rundzie rozwiązał kontrakt. Kilka tygodni później – ku uciesze miejscowych kibiców – ponownie zakotwiczył w FK Javor Ivanjica, z którego ruszał do Słowenii. Tam już było lepiej, mimo że w drugim występie szybko wyleciał z boiska za czerwoną kartkę. Skończyło się na dziewięciu występach i transferze do świętującego miejsce na najniższym stopniu podium FK Radnicki. Crnomarković dopiero w tym klubie posmakował wreszcie europejskich pucharów. Latem ubiegłego roku w eliminacjach Ligi Europy grał przeciwko maltańskiemu Gzira United (4:0, 1:0) oraz w rewanżu z Maccabi Tel Awiw. Jego koledzy w Izraelu przegrali 0:2, w drugim meczu padł remis 2:2 i to rywale awansowali.
W Radnickim nowy lechita od razu wskoczył do składu i jak już pisaliśmy, definitywnie wrócił na właściwe tory. Przez złą decyzję z 2016 roku stracił de facto dwa lata kariery, ale jeszcze może sporo w niej ugrać – o ile w Lechu potwierdzi swoją klasę. Na papierze wydaje się dość rozsądnym i przemyślanym transferem.
Fot. FK Radnicki Nis