Dziś na boiska wracają piłkarze Ekstraklasy, z czego – świeżo po wyczynach naszych reprezentantów na arenie europejskiej – ciężko uczynić pozytywną nowinę. To zupełnie tak jakbyśmy na samym wejściu do klubu dostali ostro po mordzie, a później nasi oprawcy życzyliby nam dobrej zabawy. Umówmy się – z rozbitym nosem, podbitym okiem i w poszarpanych ubraniach ciężko o przednią imprezę. Tak więc: dzięki, raczej postoimy. Wraca liga przypominająca kubeł śmieci, rozgrywki ułudy, a obszerne wytłumaczenie tego, dlaczego tak jest, znajdziecie na naszej stronie głównej.
Choć bardzo byśmy chcieli, od nawiązania do eurowpierdolu uciec się nie dało, ale na tym krótkim wstępie zakończymy. Nie ma co kopać leżącego. Tych, którzy jednak postanowili ligi nie bojkotować czekają dziś wycieczki do Bielska-Białej i Łęcznej.
Zacznijmy od tej drugiej wyprawy.
Górnik Łęczna wraca do Ekstraklasy po siedmiu latach tułaczki po niższych ligach. Skoro już pytacie się, czego macie się po nich spodziewać, to odpowiadamy: absolutnie wszystkiego. Tak podpowiada nam doświadczenie z poprzedniego sezonu, taką odpowiedź otrzymujemy również, gdy patrzymy na skład beniaminka z Lubelszczyzny. Dajmy na to blok obronny:
– bramkarz, który maczał palce w spadku Zagłębia
– piłkarz, który w ostatnim sezonie rozegrał 91 minut
– stoper, który walnie przyczynił się do spuszczenia z Ekstraklasy dwóch klubów
– anonim z Bałkanów
– Patrik Mraz, wiadomo.
I tak byśmy mogli – formacja po formacji – wystawić każdemu krótką cenzurkę. Indywidualnie – nie da się ukryć – coś między bryndzą a solidnością. Jednak jako drużyna jakoś to wszystko w I lidze funkcjonowało i ma spore szanse funkcjonować nadal. Skoro nie tak dawno – w sezonie 2008/09 – Łódzki KS mógł samymi doświadczonymi ligowcami ugrać siódme miejsce w lidze, a w tym samym sezonie trener Szatałow, dysponując w Bytomiu nie większym potencjałem piłkarskim niż w Łęcznej – ósme, to nie widzimy powodów, by na wstępie Górników skreślać. Szału się nie spodziewamy, ale drastycznego obniżenia ligowych standardów również nie.
W drugim narożniku Wisła Kraków. Legnica była kiedyś „Małą Moskwą”, a Kraków zamienił nam się trochę w… „Mały Chorzów”. W pierwszym składzie trzech zawodników wyjętych z Ruchu, z – uważanym w pewnych kręgach za czołowego piłkarza ligi – Maciejem Jankowskim na czele. To wątpliwa recepta na sukces, ale w Wiśle każda para nóg jest przecież na wagę złota. Poza tym, status quo z poprzedniej rundy zachowany: na boisku wszystkie oczy na duet Stilić-Brożek, a poza nim atmosfera w Krakowie taka, że bez kija nie podchodź. Witamy ponownie.
Jeszcze w zeszłym sezonie Pogoń do meczu z Podbeskidziem przystępowała z pozycji faworyta, ale tym co byli pochłonięci mundial i nie zauważyli przypominamy – trochę się w Szczecinie pozmieniało. Na dziś wygląda to tak, że Portowcy występować będą bez reżysera (Akahoshi) i odtwórcy pierwszoplanowej roli (Robak), a takie filmy nie mają większego prawa, by być uznane za udane produkcje. Wdowczyk kraje jak mu materiału staje, a jak pokazały przedsezonowe sparingi – staje na niewiele. Można pocieszać się remisem z Werderem Brema, ale ciężko zamieść pod dywan przegrane (w najsilniejszym obecnie składzie) z takimi potęgami jak Błękitni Stargard Szczeciński, Bytovia Bytów czy nawet Atlantas Kłajpeda. W rezultacie przed sezonem w Szczecinie o optymistę równie ciężko co o trzeźwego w pierwszej lepszej spelunie.
W Bielsku-Białej za to wręcz odwrotnie. W zasadzie przez cały okres przygotowawczy święto za świętem. Pozbyto się niejakiego Rybansky’ego, nie ma już też Stąporskiego, Łatki, Blażka i Paweli, słowem – jak mogłoby się wydawać – robi się trochę poważniej. Do drużyny wróciły gwiazdy lokalnego podwórka, a więc Demjan i Patejuk, a „siatka skautów” dość mocno prześwietliła rynki pierwszoligowe, czego rezultatem były transfery wyróżniających się (lub po prostu przyzwoitych na zapleczu): Cisse, Trochima, Tomasika i Grzelaka. Udało się również zatrzymać Leszka Ojrzyńskiego, a w Ekstraklasie jest on przecież jakimś gwarantem jakości. Szanse na to, że Podbeskidzie nie spędzi zimy na gorącym krześle, gdzieś na dnie tabeli, podskoczyły.
W ramach ciekawostki: w Podbeskidziu i Pogoni grali w dwóch ostatnich sezonach królowie strzelców Ekstraklasy. Niech was to jednak nie zmyli, gradu bramek raczej byśmy nie oczekiwali. Coś nam nawet mówi, że wydarzeniem meczu może być debiut na polskich boiskach…słynnej pianki.
Fot.FotoPyK