Jedni nazywają go Justinem Bieberem futbolu. Wytykają, że jest produktem marketingowym, którego styl bycia i grania może tylko irytować. Dla Brazylijczyków staje się jednak dobrem narodowym. Fenomenem – to słowo pada coraz częściej – który zaczyna powoli być wymieniany w gronie najlepszych. 22 lata, trzy mecze na mistrzostwach, cztery gole. Jeden mniej od Garrinchy i Romario. Brazylia znów oszalała na punkcie Neymara. Strzelca setnej bramki dla selecao na mundialach.
Maneymar, Neymaravilha, 100sacional, espetacular – można się tylko prześcigać w wymyślaniu kolejnych epitetów dotyczących człowieka, który już podbił kraj pięć razy bardziej niż Ronaldinho czy wielu innych następców Pele. Na ulicy praktycznie nie da się uwolnić od jego wizerunku. Spogląda z każdej strony. Reklamuje Redbulla, Nike, banki, zeszyty… Reklamuje w zasadzie wszystko, a jego obecność na telebimach podczas meczów selecao wywołuje dziką wrzawę w barach i na plażach. Chyba nie będzie przesadą napisać, że w żadnym kraju na świecie jeden piłkarz nie stał się takim bogiem, jakim dziś w Brazylii jest Neymar.
– W Brasilii pokazał recital futbolu. Dryblował, podawał, dowodził, wymyślał, decydował. Napastnik mundialu, który jest już szósty w historii selecao pod względem liczby bramek. Ma zaledwie 22 lata. Gdzie się zatrzyma? Dobre pytanie. Problem polega na tym, że wypada zapytać, gdzie zatrzyma się reprezentacja bez niego. Co jeśli dostanie kartkę lub złapie kontuzję? Wczoraj, podczas zwycięstwa 4:1 nad Kamerunem, były momenty, w których Neymar nie był piłkarzem Brazylii. On sam był Brazylią – pisze dzisiejsze Globo, które za ten popis dało piłkarzowi Barcy dziewiątkę.
W pozostałych mediach jest w zasadzie to samo. Nad Neymarem rozpływają się wszyscy. Nikt nie szuka dziury w całym. Nikt nie wyrzuca mu, że wczoraj znęcał się nad najgorszą drużyną mistrzostw, która pokonała sama siebie jeszcze przed turniejem. Neymar powoli staje się takim dobrem narodowym, że jeszcze chwila i ktoś zaapeluje, by dołączyć go na listę dóbr narodowych, gdzie znalazła się choćby Maracana.