To była przyzwoita kolejka dla sędziów Ekstraklasy. Zweryfikowaliśmy tylko jeden wynik i był to rezultat meczu Wisły Kraków z Koroną Kielce. Tam sędzia nie dojrzał przewinienia w polu karnym Kena Kallaste na Jakubie Bartkowskim. Najgoręcej było natomiast wokół jedenastki, która według niektórych należała się Legii Warszawa. Tam sędzia popełnił błąd i… jednocześnie dobrze wybrnął z całej sytuacji. Ale o tym za moment.
Zacznijmy może od kontrowersji, których nie weryfikujemy w naszej tabeli. Słusznie nie uznano w Zabrzu gola Zapolnika, bowiem ten był na – minimalny, bo minimalnym – spalonym. Także słusznie sędzia Kwiatkowski nie podyktował rzutu karnego w meczu Lecha z Miedzią. Chodzi o sytuację z drugiej połowy, gdy piłka trafiła w rękę Janickiego.
Dlaczego słusznie? Ano dlatego, że przy zagraniach ręką kluczowa jest intencja, a nie efekt. W tym przypadku efekt jest taki, że obrońca Lecha faktycznie zatrzymał piłkę przedramieniem, natomiast nie posądzamy go o celowość. Lechita upada na ziemię w sposób naturalny i również naturalnie układa rękę do tego, by się podeprzeć. Trudno wymagać od piłkarza, by rzucał się na boisko z rękoma ułożonymi wzdłuż tułowia. Mówimy o sportowcach, a nie karpiach wyrzuconych na brzeg. Bez karnego.
Druga sporna sytuacja, o której trochę się mówiło – czerwona kartka dla Dawida Kudły w starciu Zagłębie Sosnowca z Cracovią. Niektórzy mieli wątpliwości, czy przewinienie bramkarza gospodarzy zasługiwał na wykluczenie, czy wystarczyło poczęstować go żółtą kartką. Ale dla nas ta stopklatka rozwiewa wątpliwości:
Klasyczne DOGSO zasługujące na wykluczenie. Kudła nie dogadał się z Jędrychem, Hernandez wskoczył między nich i przejął piłkę w taki sposób, że – gdyby nie kopniak od bramkarza Zagłębia – to wpakowałby piłkę do pustej bramki. Czerwona kartka była jak najbardziej słuszna.
Dobra, było miło dla sędziów, a teraz wytykamy błędy. Dwóch złych decyzji dopatrzyliśmy się w meczu Wisły Kraków z Koroną Kielce, który prowadził sędzia Daniel Stefański. Po pierwsze – Wiśle należał się rzut karny przy stanie 0:1. Chodzi o tę sytuację:
Chronologia tego zdarzenia wygląda tak: Bartkowski wygrywa pozycje z Kallaste, zagrywa piłkę, a następnie Estończyk wjeżdża w niego z impetem w plecy. Ktoś powie – no dobra, ale dlaczego faul, skoro Bartkowski zdążył już wykonać zagranie? Nie ma to większego znaczenia. Analogiczna sytuacja – jeśli Bartkowski dośrodkowywałby z gry, a Kallaste spóźniony skasowałby go wślizgiem, to też Wiśle należałaby się jedenastka. Nie ma tu walki bark w bark, jest za to bark Estończyka w plecy wiślaka. Rzut karny należał się wiślakom, a zatem wynik weryfikujemy na 1:1.
W tym samym meczu sędzia popełnił też błąd na niekorzyść Korony. Z boiska wylecieć powinien bowiem Maciej Sadlok, który akurat w tym starciu zakumplował się zbyt blisko z Maciejem Górskim. Nie wiemy czemu obaj panowie tak byli na siebie cięci, ale na linii między nimi wrzało. A prowokatorem tych zajść najczęściej był Sadlok. Oto dwa starcia z 84. (wyżej) i 89. minuty (niżej):
Sadlok powinien dostać żółtko za pierwszy atak (nie dostał) i drugie za kolejny (dostał). Ale za ten błąd sędziego gola Koronie nie przyznajemy, bo w przewadze grałaby zaledwie przez pięć minut z hakiem. A zatem w błędach sędziowskich po 1:1, natomiast z wyżej wymienionych względów weryfikujemy wynik na 1:1.
No i na koniec chyba najgłośniejsza sytuacja weekendu, czyli starcie Carlitosa z Mariciem. Gdybyśmy ograniczyli się tylko do poniższej stopklatki, to nie mielibyśmy wątpliwości – upadający obrońca celowo zahacza lewą nogą o nogę napastnika, czyli arbiter powinien wskazać na wapno:
Aaaaale Legii karny się nie należał. Nie dlatego, że zawodnik Arki nie faulował. Nie dlatego, że wcześniej doszło do faulu Carlitosa na Mariciu (tak uznał sędzia Gil). Ale dlatego, że Hiszpan był na spalonym:
Generalnie Gil doszedł do słusznej konkluzji, że karnego dla Legii nie powinno być, jednak podjął złe rozwiązanie. Skasować akcję powinien wcześniej – odgwizdując z pomocą asystenta lub VAR – spalonego, a nie cudować z szukaniem faulu Carlitosa na Mariciu. Wyniku zatem nie weryfikujemy.
A rzeczona niewydrukowana tabela po 10. kolejce Ekstraklasy wygląda następująco: