Dimitris Goutas został piłkarzem Lecha Poznań. 24-letni Grek przyleciał do Wielkopolski we wtorek wieczorem i w czwartek rano Kolejorz wypożyczył go z opcją wykupu z Olympiakosu. Co o nim wiemy? Że raczej wygląda na ruch “bierzmy go, skoro czasu niewiele, a nuż się sprawdzi” niż “chcieliśmy go od miesiąca, ale długo negocjowaliśmy umowę z Grekami”.
W tym momencie przypomina nam się to, co Ivan Djurdjević mówił po blamażu z Wisłą Kraków, gdy zapytany przez dziennikarza o kwestię wzmocnień obrony, odpowiedział, że nie chce piłkarzy z przypadku i jeśli już ktoś do Poznania ma przyjść, to solidny defensor, a nie kolejna zapchajdziura. W Lechu przecież już nadto mają takich, którzy najlepiej wyglądaliby w pozycji siedzącej na ławce rezerwowych – tylko problem jest taki, że nie ma komu w tej obronie biegać.
No i Lech na gwałt szukał stopera. Tylko szukał go pod koniec sierpnia, gdy ci dobrzy znaleźli już kluby, a na rynku zostały już głównie resztki, po które silnym klubom europejskim nie chce się schylać. Może się mylimy, a za rok wejdziemy pod stół i odszczekamy to czarnowidztwo, bo Goutas okaże się kozakiem, jakiego Ekstraklasa dawno nie widziała. Może tak się zdarzy. Natomiast wszystkie przesłanki mówią o tym, że to gość, który może będzie solidnym ligowcem, ale Kolejorza pewnie nie zbawi.
Olympiakos oddaje go lekką ręką na kolejne wypożyczenie, gość nie miał szans na grę w pierwszym zespole. Ostatnie dwa sezony spędził w Belgii. Ale nie w klubach klasy Genk, z którym ostatnio mierzyli się lechici, a w Saint-Truiden czy Kortrijk. Czyli w kompletnych średniakach tamtejszej ekstraklasy, którym ani specjalnie nie grozi spadek, ani nie są brani pod uwagę przy walce o europejskie puchary. No i mówi się o tych klubach, że to farmy menadżerskie – agenci mają tam spore wpływy i przez występy w przyzwoitej lidze zachodniej promują wepchnąć swoich zawodników do jeszcze lepszych lig (lub belgijskiej czołówki). Goutasowi ta sztuka się nie powiodła – w JPL rozegrał blisko 50 meczów, ale nikt z belgijskiego TOP5 nie wyciągnął do niego ręki.
O Goutasa podpytaliśmy Mariusza Mońskiego, eksperta od ligi belgijskiej i holenderskiej, ale przyznał szczerze, że nie zapadł mu jakoś w pamięci. – Dlatego nie chcę go oceniać, bo nie przyglądałem mu się specjalnie. Na pewno jego zaletą jest fakt, że w St. Truiden grał w systemie z trójką i czwórką obrońców. Jednak grając w takich klubach z pewnością dobrze gra głową i wślizgiem, bo tam to są bardzo potrzebne umiejętności. Może być dobry jak na naszą ligę, bo jednak w Belgii defensywa jest na dużo wyższym poziomie niż np. w Holandii – mówi.
Gdyby w Belgii go ceniono, to poszedłby drogą Samuela Gigota, z którym grał w Kortrijk. Gigot rok temu trafił do Gent, a teraz za osiem milionów euro przeniósł się do Spartaka Moskwa. A Goutas znów wrócił do Pireusu i znów wysłano go na wypożyczenie.
24 lata, ponad 80 występów w greckiej ekstraklasie (głównie w barwach Skody Xanthi), blisko 50 meczów w belgijskiej ekstraklasie, wysoki, przeszedł okres przygotowawczy w Grecji. Niby na papierze wygląda to nieźle, ale nie ma przypadku w tym, że gość idzie na trzecie wypożyczenie w ciągu ostatnich trzech sezonów, a Lech też nie jest na tyle zdeterminowany, by wykładać za niego kasę już teraz. Takich rocznych wypożyczeń z opcją wykupu w Poznaniu było aż nadto i niewiele z nich ostatecznie kończyło się ofertą transferową.
Tak czy siak kibice Lecha powinni się ucieszyć, że ktoś w klubie zauważył braki w obronie. Pytanie jednak, czy Goutas jest lekiem na całe zło i nadzieją na przyszły rok?
fot. lechpoznan.pl/Lech Poznań