Związek z ekstraklasą jest trudny, przypomina toksyczną relację, w której niby jest miłość, ale są też kłótnie, pretensje, ciche dni, zdrady. Bywają separacje, po których się wraca, ale bez nadziei na lepsze jutro. Jednak choć bywa źle, to i ekstraklasa potrafi się ładnie umalować, uśmiechnąć i nawet przypominać poważne rozgrywki. Dowód? Mijająca kolejka.
Mówimy bowiem o serii gier, w której Steven Vitoria, a więc człowiek pozostający w trudnych stosunkach z piłką, wyprowadził akcję Lechii niczym Lucio w najlepszych latach, podał do boku, pobiegł w szesnastkę i skończył wszystko bramką. No, prędzej spodziewalibyśmy się śniegu w lipcu niż takich cudów. A w ogóle, nie dość, że mecz Pogoni z Lechią był całkiem przyzwoity jakościowo, to trzymał jak na szpilkach do – dosłownie – ostatnich sekund. Portowcy cisnęli i byli naprawdę bardzo blisko remisu, w ostatniej akcji meczu trzy razy mogli zdobyć gola, ale stanęło tylko na słupku. Dowody jakości tego meczu? Nie chcemy już przywoływać po raz kolejny Haraslina, ale kurczę, oglądało się to wszystko naprawdę bardzo dobrze.
I zaraz po tym starciu w sobotę dostaliśmy mecz Wisły z Górnikiem, gdzie emocji nie było, bo Biała Gwiazda zmiotła rywala, ale czystych umiejętności zobaczyliśmy jeszcze więcej niż o osiemnastej. Oczywiście za sprawą zwycięzców, którzy operowali piłką z taką łatwością, jaką rzadko widzimy w tej lidze. Kort, Kostal, Ondrasek bawili się wczoraj na boisku, po prostu. A jeszcze było widać, jak gospodarze są dobrze przygotowani do sezonu fizycznie, skoro byli w stanie ganiać zabrzan po murawie bez większych przeszkód jeszcze w 80. minucie. Przyjęcie Pietrzaka w szpagacie, nawijka Kostala, kilka uderzeń z dystansu. Wreszcie montaż NC+ mógł sobie wybrać kilka soczystych akcji do skrótu, bez zbliżeń na emocje kibiców i piłkarzy, skupiając się wyłącznie na piłkarskich fajerwerkach.
Można było pomyśleć: no, po takiej sobocie, w niedzielę liga zaserwuje nam spalonego schabowego. A guzik prawda, wciąż zabawa była przednia. Wisła Płock grając ze sporym rozmachem, rozbiła Legię między innymi za sprawą takiej bramki…
GOOOL Furmi @WislaPlockSA ⚽️ #Furman idealnie wykonał rzut wolny ✅ przegrywamy @LegiaWarszawa 0:2 #legia #LEGWPŁ pic.twitter.com/qiYxmaCegR
— AleksandraKalinowska (@Ola_Kalinowska) 26 sierpnia 2018
… a Legia, choć grała koszmarnie, żenująco i kompromitująco, wciąż ma jednak w swoim składzie kozaka, który zaserwował honorowe, ale niezwykle piękne trafienie.
Petit concours de coup france entre Furman et Carlitos. Ça fait 1-1 entre les deux joueurs mais 1-4 pour le Wisla Plock #LEGWPŁ pic.twitter.com/yT9Nwmclor
— Pilka & Nozna (@OwskiMateusz) 26 sierpnia 2018
Równolegle świetnie widowisko stworzyły ekipy Jagi oraz Miedzi i tutaj parę ciepłych zdań należy się Petteriemu Forsellowi. Czekaliśmy na niego dłużej niż dzieci na pierwszą gwiazdkę, bo wiele osób mówiło, że on zaraz-zaraz zacznie grać, tylko musi schudnąć, ale chyba Fin już dogadał się z wagą i wygląda naprawdę przyzwoicie. Wcześniej w tym sezonie zapewnił wygraną z Pogonią, bombardował bramkę Kuciaka świetnymi uderzeniami z rzutu wolnego, a dziś zapakował dwie sztuki. Jedna to bomba pod poprzeczkę, druga padła po zespołowej akcji Miedzi, czyli znów trzeba mówić o odpowiedniej jakości. A podcinka Romańczuka? Podanie Novikovasa? Z ujęć z tej kolejki naprawdę można zmontować wyjątkowo przyjemną kompilację zagrań, a przecież mowa o serii spotkań, w której polegli wszyscy czterej pucharowicze.
Jeśli dodać do tego wszystkiego fakt, że w piątek zobaczyliśmy siedem bramek, a w ogóle kolejka przyniosła nam 28 goli – ostatni raz więcej trafień ekstraklasa widziała w 33. kolejce sezonu 17/18. Niby wcale nie tak dawno, a jednak swoje musieliśmy odcierpieć, skoro w takie trzeciej kolejce bieżących rozgrywek ligowcy zebrali się na marne 15 trafień. Wypada więc docenić to, co zobaczyliśmy teraz. I śpieszmy się lubić ligę, tak szybko potrafi nas wkurzyć. Oby nie już jutro…