Coś więcej niż przejrzystość, coś więcej niż legalność, coś więcej niż statuty i paragrafy. Coś więcej niż profesjonalizm i wartości wpisane w prestiż instytucji. Coś dużo bardziej wyjątkowego i niespotykanego. Coś, czego normalny socio/właściciel FC Barcelony nie jest w stanie ogarnąć swoim umysłem, tym bardziej pamięcią. To coś, sprawia, że od 8 miesięcy bez pardonu, programowo hańbi się 114-letnią historię Futbol Club Barcelona. Bezustanna kronika policyjno-sądowa obraca w parodię filary Blaugrany, produkty flagowe od lat eksportowane do najdalszych zakątków świata – La Masię, Valors, powtarzane pod każdą szerokością geograficzną hasło: „Mes que un club”…
Skąd ten zgniły klimat wywoływany kolejnymi aferzyskami? Kto stoi za tym niewiarygodnym zbiegiem pechowych okoliczności? Komu zależało, żeby po 5 latach glorii i raju, po 16 trofeach oraz spłodzeniu dogmatów futbolu, nagle podnieść ten kataloński dywan i wymieść spod niego najczarniejsze brudy?

Prezydent Barcelony, Josep Maria Bartomeu i reszta klubowej wierchuszki (Faus, Vilarrubi, Cardoner & Company) są przekonani, że to sprawka zakrojonego na szeroką skalę spisku. Publicznie mówią o czarnej ręce, w kuluarach wkładają na nią białą, madrycką rękawiczkę. Na parakonferencjach wymachują pozwami wszystkim tym, którzy mają czelność szkalować i gnoić markę FC Barcelona. Za linię obrony zamiast autokrytyki, obrali rolę niewinnej ofiary. Ofiary niesprawiedliwych ataków i drakońskich kar, mających za cel położyć kres hegemonii katalońskiego klubu. Nie wierzą w losowość anonimowego donosu do FIFA piętnującego lewe zatrudnienie 16-letnich chłopaków z Koreii Płd., Kamerunu, Nigerii i innych zakątków świata. Nie dociera do nich, że mimo przestróg komisji Blattera (od 2007 roku monitorującej wszystkie transfery zatwierdzane przez krajowe federacje piłkarskie na całym świecie), Barca w ubiegłym roku notorycznie naruszała art. 19 Statusu i Transferów Piłkarzy, regulującego kwestie zatrudnienia nieletnich. W międzyczasie Rosell próbował go zmodyfikować, dostosować do potrzeb Barcelony i innych klubów modelowo szkolących (i wychowujących) utalentowanych juniorów. Problem w tym, że wszystko zostało utajnione, wyciszone. Sprowadzone do SMS-ów i maili z sekretarzem Valcke. Z sensownej poprawki do przepisów FIFA w kwestii handlem nieletnimi wyszła szemrana inicjatywa bez medialnego poparcia i wiedzy konkurencji – bez Arsenalu, Ajaksu czy Udinese. Coś więcej niż transparentność.
Zupełnie pogubiony w medialnych meandrach Bartomeu obwieścił wszem i wobec, że Barca żąda od FIFA specjalnej troski. Ł»e regulamin światowej federacji jest w kolizji z art. 6 hiszpańskiego Statutu Pracowników, zezwalającego na zatrudnianie 16-latków. Ł»e przecież nie można odesłać z kwitkiem spod drzwi La Masii tłumów afrykańskich i azjatyckich dzieci wysyłanych razem ze swoimi rodzicami przez rodzime federacje (a można zabronić tym katalońskim – bezpłatnego wejścia na Camp Nou). Barca, ustami swego prezydenta, zażądała od FIFA VIP-owskiego traktowania – wyjęcia spod mocy prawnej art. 19, bądź skrojenia go dla Katalończyków na wymiar. Jakby chodziło o koszulę z inicjałami, albo marynarkę od garnituru z dodatkową kieszenią na papierośnicę. Rosell, a teraz Bartomeu, poprosili o zezwolenie na jazdę po hiszpańskich autostradach z prędkością 160 km/h, kiedy reszta musi się stosować do limitu 130 km/h. Zanim je dostali, dalej zapisywali nieletnich cudzoziemców w Katalońskiej Federacji Piłki Nożnej. Z 33 prześwietlonych przez FIFA w ubiegłym roku, 5 nie miało prawa mieć wydanych kart zawodniczych uprawniających do gry w oficjalnych rozgrywkach na szczeblu juniorskim. Powiecie – śmiesznie mikroskopijna kropla w morzu handlu czarnoskórym piłkarzem w Belgii czy Holandii. A jak powiem – KSK Beveren to nie FCB Barcelona. Coś więcej niż przykład.
„La Masia no se toca” – ręce precz o 35 lat historii wzorcowej i owocnej pracy katalońskiej fabryki talentów. Ręce przecz od 17 milionów euro wydanych na nią rocznie z budżetu Barcy. Ręce przecz o Valdesa, Xaviego, Iniesty, Messiego, Bartry, Dongou i Deulofeu. Działacze FCB niczym ranione lwy zaczęli bronić swojego bezcennego stada. Tylko głupiec mógłby kwestionować kwintesencję produktu La Masii. To tak jakby negować sukcesy samej Barcelony i reprezentacji Hiszpanii, nie doceniać wizjonerstwa Cruyffa, geniuszu Guardioli i legendy Messiego. Problem leży gdzie indziej. Tu chodzi o chorobową nieumiejętność działaczy Barcy w gaszenia pożarów, dezaktywowaniu bomb zrzucanych przez: media, urzędy podatkowe, sądy, rywali, opinię publiczną, FIFA i innych anonimowych donosicieli. Ł»adna twarda ręka raz na zawsze nie rozprawiła się z zarzutami o: doping piłkarzy, mafijne względy w federacji RFEF (vide: „Villarato”), konspirację żydo-masońską z UNICEFEM w tle, upolitycznienie klubu (vide: niepodległościowe dążenia) i wreszcie o katarskie zakusy na katalońską tożsamość. Ani Laporta w końcowej fazie swojej kadencji, ani tym bardziej Rosell i Bartomeu nie ubrali Barcy w kuloodporny pancerz. Osłabili klub, wystawili go na łatwy, seryjny obstrzał. Nawet w starciu z karykaturalną instytucją ze Szwajcarii Barca broni się tak nieudolnie, że z góry skazana jest na porażkę. Dziś błotem oblepia się La Masię, jutro pod pręgierzem etyki i moralności staną kolejne pomniki.
W głowach cules musi kłębić się jeden, zasadniczy dylemat – „Co zrobić, żeby powstrzymać ten rosnący wrzód?” Pewnie najlepiej byłoby go wyciąć, wyrwać, zrównać z ziemią i zapomnieć. Choćby za cenę pogrzebania projektu Barca 2014/15. Doraźne, aczkolwiek bolesne. Nawet jeżeli ludzie, którym socios powierzyli prowadzenie klubu, za żadne skarby odejść z niego nie zamierzają, to niech przynajmniej ogłoszą w czerwcu wybory. I zgłoszą przy okazji swoją kandydaturę. Demokratycznie, sprawiedliwie… W swoim programie Bartomeu śmiało będzie mógł zawrzeć dowody na każdy odkryty przez siebie spisek. Udowodnić, że za wszystkim stoi Real. Będzie mógł wykazać, że w Fiskusie ścigającym podatkowe oszustwa Messiego – wtyki ma Florentino Perez, że socio Jordi Cases skarżący Barcę i 40 milionów zapłaconych papie Neymara – to marionetka na usługach kampanii madryckiego dziennika „El Mundo”, że sędzia Pablo Ruz węszący w papierach i uczciwości finansowej FCB – to przecież posiadacz karnetu na Bernabeu… Na zakończenie będzie mógł dodać, że FIFA wydała Barcy zakaz transferowy, po tym jak członkiem Komisji ds. Statutu Piłkarza został Pedro Lopez. III wiceprezes Realu Madryt.
Media w Katalonii wydały już wyrok, a działacze Barcy się pod nim podpisali. Nie interesuje ich, że gdyby Realowi naprawdę zależało na zbrukaniu image’u Messiego, to nasłaliby na Argentyńczyka wampirów podatkowych już 6 lat wcześniej (Messi nie odprowadził podatku dochodowego z tytułu praw wizerunkowych w latach 2007-2009). Gdyby Florentino Perez rzeczywiście chciał rozprawić się z triumfalnym marszem Katalończyków, to zakablowałby do FIFA nielegalne transfery kameruńskich chłopców jeszcze za kadencji Laporty. Nie jest w interesie Can Barca informować, że Pedro Lopez był jednym z nielicznych członków Komisji ds. Statutu Piłkarza, który głosował ZA poprawką art. 19, zgłoszoną przez Rosella.
Zapytam inaczej – a gdyby Real naprawdę prowadził kampanię dyskredytacji Barcy na wszystkich możliwych frontach, czy powinno to nas dziwić? Niemoralne? Pogwałcenie ducha sportowej rywalizacji? Być może, ale kiedy w grę wchodzi pół miliarda euro, kiedy trwa wyścig o klientelę w Azji i obu Amerykach, kiedy wszyscy w koło wymagają wyników i pucharów, uwierzcie mi, że cnoty schodzą na bardzo daleki plan. Nie mam wątpliwości, że gdyby z kodeksem w ręku, Milan mógł osłabić Inter, Arsenal – Chelsea, a Manchester Utd – City, to zrobiliby to bez mrugnięcia okiem. Trzeba sobie jakoś radzić w coraz tłoczniejszej dżungli sukcesu.
Nie wiem kto za czym i za kim stoi, kto kabluje, kto wręcza koperty, kto ma koneksje. Nie wiem czy za sznurki pociąga Real, czy Cruyff z Laportą szykują vendettę, czy może w Barcy zagnieździł się churchillowy wróg? Wiem tylko, że Barca w oficjalnej odpowiedzi na sankcję FIFA, w pierwszym punkcie, oznajmiła że obok niej, ukarana została też Federacja RFEF. Wspólnik w przestępstwie? Mafia? Jedni kryli drugich? Wspólne interesy? Doskonała pożywka dla milionów zwolenników teorii… spiskowych. Ja poczekam na odpowiedzi, odwołania i procesy. Reszta nie będzie tak cierpliwa – im tłumaczyć nie trzeba, skąd się wzięło te 12 rzutów karnych.
Historia Barcy w ostatnich 12 miesiącach przypomina mi piekielnie trudną do wyreżyserowania sztukę. Wielogatunkową, dynamiczną. Zaczęło się od prawdziwego dramatu (choroby i odejścia Tito oraz Abidala), później przyszła pora na sensację (zatrudnienie Taty Martino i tarapaty fiskalne Messiego), po czym byliśmy świadkami komedii, tudzież kabaretu pod tytułem: „Ile i za co zapłacono ojcu Neymara”. Marny spektakl, który kosztował posadę Sandro Rosella. W ubiegłą środę cules zaserwowano najgorszy z możliwych seansów – tragedię. Antygonę A.D. 2014 – zakaz transferów przed i w ciągu całego nadchodzącego sezonu. Właśnie teraz, kiedy Barca miała przejść solidny tuning w bramce, obronie i pomocy. I nawet, jeżeli przeciągający się proces odwoławczy przy Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu w Lozannie ostatecznie złagodzi karę Barcy, na transfery będzie za późno i za… drogo.
Dochodzę do wniosku, że tylko tika-taka, choć czasami zardzewiała, wciąż ma się całkiem dobrze. Tylko do futbolu żaden nieodpowiedzialny działacz swojej brudnej ręki nie włoży. Ł»aden organizm na roczną kwarantannę futbolu nie skaże, nikt nie złoży na niego anonimowego donosu. Tylko futbol może uratować Barcę. Pozwoli przetrwać burzliwe miesiące i odbudować zszargane zaufanie. To on jest dziś największą wartością i nadzieją. Messi, Xavi, Iniesta… – to oni, a nie Laporta, Rosella czy Bartomeu są jedyną wiarygodną instytucją. Barca to oni. Jedyni gwaranci sztuki na najwyższym poziomie. Bez tandety i żenujących spektakli. Bez jakiejkolwiek apelacji.
RAFAŁ LEBIEDZIŁƒSKI
z Hiszpanii
Twitter: @rafa_lebiedz24