Długo mógł się kojarzyć z kultowym już „trałkowaniem”. Jeszcze dłużej z rzetelnym wykonywaniem zadań boiskowego przecinaka. W myśl złotej reguły: podskocz, przypieprz, odskocz. Jednak ten wizerunek odchodzi do lamusa. Jeszcze kilka tygodni takiej bramkostrzelności, a Trałkę zaczniemy bez mrugnięcia okiem charakteryzować przede wszystkim jako wybitnego specjalistę od zdobywania (ważnych) bramek.
Można powiedzieć, że defensywny pomocnik Lecha jest jak guma od majtek – im bardziej zużyty, tym częściej strzela. Jednak nie jest to chyba zbyt fortunny komplement. Trzymajmy się zatem klasyki. Trałka jest jak wino. I tak dalej.
Od kiedy przeniósł się z Warszawy do Poznania, jego dorobek strzelecki w lidze prezentował się następująco:
- sezon 2012/13 – 1 bramka (28 meczów)
- sezon 2013/14 – 1 bramka (32 mecze)
- sezon 2014/15 – 0 bramek (32 mecze)
- sezon 2015/16 – 1 bramka (30 meczów)
- sezon 2016/17 – 2 bramki (34 mecze)
- sezon 2017/18 – 6 bramek (36 mecze)
- sezon 2018/19 – 1 bramka (1 mecz)
Nie jest to wielka matematyka – w minionym sezonie Trałka pokonywał bramkarzy częściej, niż podczas całej dotychczasowej przygody z Lechem. Kolejorz zagrał właśnie swoją pierwszą ligową kolejkę, a środkowy pomocnik już osiągnął ten poziom, do którego w sezonie 14/15 nie doskoczył przez całe rozgrywki. A przecież ma jeszcze bramkę w europejskich pucharach. Gola o gigantycznym ciężarze gatunkowym.
Jak trwoga, to stały fragment. I wrzutka do Trałki.
Tego samego Trałki, któremu kiedyś pogardliwie wyliczało się tygodnie bez strzelonej bramki. Teraz ładuje raz za razem. Jego najdłuższa strzelecka pauza w ekstraklasie trwała od 11 sierpnia 2013 roku, do 22 listopada 2015.
Przed laty, gdy wybierał się w pole karne rywali, pachniało kiksem. Teraz pachnie golem. Szokująca metamorfoza.
Wychodzi na to, że nawet grubo po trzydziestce piłkarz może się rozwinąć. Zachowanie Trałki przy stałych fragmentach gry jest po prostu wzorcowe. Kiedyś czegoś takiego w jego wykonaniu nie widywaliśmy. Albo – widywaliśmy raz na ruski rok. Tymczasem lider drugiej linii Lecha pazernie idzie na piłkę, świetnie umyka uwadze obrońców i popisowo składa się do główek. Profesor.
Jako defensywny pomocnik prochu już raczej nie wymyśli – wciąż jest graczem, któremu najlepiej wychodzi szarpanina z rywalem, odbiór piłki i przekazanie jej najbliżej ustawionemu koledze. Wykonuje to bardzo dobrze, ale bez wielkiej gracji. Jednak skuteczność po dośrodkowaniach ze stojącej piłki uczyniła na stare lata z Trałki piłkarza, cokolwiek powiedzieć, nietuzinkowego. Jeżeli ktoś myślał, że minione rozgrywki to był cud – nic z tych rzeczy. Jak tak dalej pójdzie, to zawodnik Kolejorza swój rekord bramkowy wyśrubuje jeszcze w październiku.
Aż strach pomyśleć, gdzie byłby na starcie sezonu Lech,gdyby nie instynkt strzelecki defensywnego pomocnika. I niech to rzuci światło na dyspozycję ofensywnych zawodników Kolejorza.
fot. 400mm.pl