Reklama

Nauczyciel, eliminator i pracuś. Człowiek, który złamał duopol. Diego Simeone

redakcja

Autor:redakcja

07 lutego 2015, 18:23 • 9 min czytania 0 komentarzy

Nie zdobył tytułu trenera roku 2014, choć – uczciwie mówiąc – statuetka śmiało mogła trafić w jego ręce. Nie wygrał też najbardziej prestiżowego trofeum w Europie, ale w zasadzie… Nic nie stoi na przeszkodzie, by jedno i drugie zrobił wkrótce. Statystyki mówiące o tym, że z Realem Madryt nie przegrał ani jednego z pięciu meczów w tym sezonie robiły wrażenie, ale jakie robi dopiero ta najnowsza, dzisiejsza? Historyczne 4:0, po pokazie futbolu z innej bajki. W lutym, kiedy wydawało się, że jest u szczytu możliwości własnego zespołu napisaliśmy o Diego Simeone długi tekst, przypominający jego sylwetkę. Dziś wypada nam tylko go przypomnieć. „Nauczyciel, eliminator i pracuś. Człowiek, który złamał duopol. Diego Simeone”. Materiał pochodzi dokładnie sprzed roku.

Nauczyciel, eliminator i pracuś. Człowiek, który złamał duopol. Diego Simeone

Jeśli ktoś chce sobie przypomnieć, zapraszamy. A właściwie – zachęcamy.

***

Postura, mimika i uroda przywodząca na myśl bossów wielkich karteli, pewność siebie i elokwencja cechująca największych artystów szkoleniowego rzemiosła. Diego „Cholo” Simeone. Facet, który może jedynie pomarzyć o kwotach, które na transfery przeznaczają pozostałe zespoły na podium La Liga. Gość, który nie ma w składzie żadnego zawodnika z kosmosu, nie ma do dyspozycji najdroższych i najpopularniejszych piłkarzy świata. A mimo to, w niedzielny wieczór, to właśnie on mógł z dumą spoglądać w tabelę ligi hiszpańskiej. Po dwudziestu pięciu miesiącach pracy, Atletico wreszcie może spojrzeć z góry, zarówno na derbowego rywala z Santiago Bernabeu, jak i na kolosa z Camp Nou.

Co więcej, w przeciwieństwie do pozostałych trenerów z hiszpańskiego TOP 3, to właśnie Simeone jest wymieniany jako główny architekt nieprawdopodobnego sukcesu. – Diego przekłada swój charakter piłkarza na własnych zawodników. Wszyscy są „małymi Simeones” – przekonuje Angel Cappa, argentyński trener. – Uczy ich determinacji, nieograniczonej pewności siebie i nieustępliwości. Doprowadził ten klub do pełnej transformacji, wymienił wszystko, od zawodników po całe otoczenie, zbudował drużynę, która może wygrywać wszędzie. Piłkarsko nie ma dla nich rywali nie do pokonania.

Reklama

Pan Nauczyciel

Choć według niektórych to raczej bezkompromisowy kat, niż nauczyciel. Szczególnie jeśli chodzi o egzekwowanie powtarzalności. Trzydziesta, pięćdziesiąta, siedemdziesiąta próba. To samo ćwiczenie, tak długo, aż wyjdzie perfekcyjnie. Aż piłka pofrunie dokładnie tam, gdzie zażyczył sobie tego „Cholo”. Stałe fragmenty, defensywne schematy, wbijana młotkiem do głów i serc nieustępliwość, zadziorność oraz determinacja. Sam przyznaje, że nauczył się tego od Passarelli, od Bielsy, Anticia i Bilardo. Jedna stojąca piłka, która może zmienić losy meczu, może nawet sezonu. Argentyńska, solidna szkoła, Simeone zresztą sam doskonale pamiętał, jak ważne potrafią być niuanse. To przecież on delikatnie podkolorował faul Beckhama w starciu z Anglią na MŚ we Francji, w 1998 roku. „Becks” wyleciał z czerwoną kartką, a chwilę później w ślad za nim, z mistrzostw wyleciała Anglia.

Simeone pod tym względem pozostaje konsekwentny. Przekazuje piłkarzom wszystko to, co samemu poznał w długoletniej, pełnej sukcesów karierze. Także dbałość o tak istotne niuanse, jak zdobywanie pola przy wrzutkach z rzutu rożnego. Poza tym wpisuje się w model typowego „wzorowego trenera”. „Wymagający, ale sprawiedliwy”. „Ostry i surowy, ale i troskliwy, opiekuńczy oraz tworzący unikalną atmosferę”. „Potrafi dać w kość, ale jednocześnie potrafi sprawić, by piłkarz uwierzył, że to ma sens”. Idealny wychowawca, trener na całe życie, facet, do którego nawet byli zawodnicy dzwonią ze świątecznymi życzeniami. Ale i…

Pan Wymagający

Ostre treningi fizyczne po każdym meczu. Setki, jeśli nie tysiące tych samych sentencji – nie liczy się posiadanie, liczy się zwyciężanie – jakby w opozycji do filozofii rodem z Katalonii, jakby w postawie pełnej sprzeciwu narzucaniu jednolitego kanonu „futbolowego piękna”. Powtarzalność. Determinacja. Pewność siebie i żelazna dyscyplina. Absolutne, ufne, bezgraniczne poddanie się zespołowi, przy jednoczesnym posłuszeństwie autorytarnemu wodzowi.

– Jeśli ktoś narzeka na to, czego od niego wymagam, to jest słaby, a słabi mnie nie interesują – mówi wprost. Niektórzy nieśmiało chcieliby go za to skrytykować, ale nawet nie musi się bronić – robią to za niego jego oddani podopieczni, którzy sprawiają, że szkoleniowiec tonie w pochwałach. Wymagający tyran, a jednak, ukochany „El Cholo”. – Żeby zostać najlepszym trenerem na świecie, brakuje mu tylko trochę doświadczenia i czasu – twierdzi Arda Turan, jego turecki podopieczny. Ciężko w jego wypowiedziach wyczuć lizusowski smród – to raczej ślepy podziw dla gościa, który absolutnie zrewolucjonizował rzeczywistość Atletico. – Zmienił naszą mentalność! – przekrzykuje Turka Filipe Luis.

Reklama

Pan Pracowity

– Moja rodzina jest w Argentynie. Po prostu nie mam nic ciekawszego do roboty – żartował z czasopismem „El Pais”, pytany o obsesyjny pracoholizm i absolutne zafiksowanie na punkcie futbolu. Zaczyna dzień od szybkiego śniadania z argentyńską yerba mate, przeglądu prasy, w której i tak zazwyczaj nie ma o nim ani słowa (największe katalońskie redakcje, odkąd Simeone jest poważnym rywalem dla Barcelony, nie zamieściły o nim jeszcze ani jednego większego, pozytywnego artykułu), po czym rusza do pracy. Motto? „Partido a partido”. „Mecz po meczu”. Czy jeszcze obszerniej – „dzień po dniu” – jak sam rozwija hasło-drogowskaz, którym kieruje się w pracy i w życiu. – Tak wygląda codzienność każdego człowieka na ulicy. Z dnia na dzień. Kolejne wyzwania, kolejne przeszkody, kolejne cele – tłumaczy Diego, zahaczając o filozofię. Wpaja to zresztą swoim podopiecznym, którzy nigdy nie oglądają się za siebie, ciągle prą do przodu, bez jakiegokolwiek zatrzymywania się. Samouwielbienie? Osiadanie na laurach? Nie u Simeone.

„El Cholo” jest w stanie wybić z głowy wszelkie pomysły „wolnego dnia w nagrodę za dobrą dyspozycję”, albo lżejszego treningu w imię uhonorowania wcześniejszych osiągnięć. Nie. Tu nie ma odpoczynku. Z końcowym gwizdkiem sobotniego meczu rozpoczynają się przygotowania do kolejnego weekendu. Według jego filozofii ta świadomość braku jakichkolwiek przerw i wakacji to podstawa motywacji. Sam zresztą w ten sposób komentuje swoją karierę piłkarską. – Nie miałem wakacji. Trzy mundiale, kilka występów w Copa America. Często wylatywałem na kadrę zmęczony, ale za każdym razem, gdy widziałem koszulkę z moim nazwiskiem w szatni, wszelkie zmęczenie znikało.

Pan Motywator

Teoretycznie w tym miejscu powinny się pojawić wypowiedzi jego zawodników, którzy mogliby obsypać trenera setkami komplementów, co zresztą czynią przy każdej nadarzającej się okazji. Zamiast tego lepiej posłuchać samego Diego, który nie bawi się w fałszywą skromność. – Każdy ma w sobie ogromne, ukryte pokłady motywacji. Ja potrafię do nich dotrzeć, potrafię je obudzić. Przechodząc do Atletico zastałem drużynę po przejściach, w dodatku rozbitą, ale złożoną z prawdziwych facetów i wielkich piłkarzy – mówił sam Simeone, pytany o motywację jego zawodników. Słowa na temat budzenia ukrytych talentów w jego podopiecznych to zresztą żadne czcze gadanie – wystarczy spojrzeć, jak zmieniała się gra Atletico właściwie od samego przybycia Simeone na Estadio Vicente Calderon.

– Skontaktowali się ze mną, gdy Atletico było jedynie cztery punkty nad strefą spadkową. Szczerze powiedziawszy, wiedziałem że tu wrócę. Przygotowywałem się na to. Wiedziałem, że kiedy będą mieli problem, zadzwonią do mnie. To po prostu musiało się stać – wspomina, jednocześnie podkreślając jak wiele udało się od tego czasu zmienić. – Wykonał olbrzymią pracę – zachwalał osiągnięcia Argentyńczyka legendarny Luis Aragones. We wszystkich wypowiedziach podkreślano zaś jego kontakt z zawodnikami. Jego indywidualne podejście, jego umiejętność wykrzesania wszystkiego co najlepsze, jego umiejętność wydobywania potencjału. Piłkarze go za to uwielbiają i sami rosną przy nim na gwiazdy światowego futbolu.

Sam Simeone przyznaje, że sporo możliwości motywowania daje mu etos „tego trzeciego”, jedynego klubu, który może postawić się wielkim gigantom z Santiago Bernabeu i Camp Nou. – Widzimy, że wzoruje się na nas wiele osób, więc walczymy o naszą społeczność. Spotykam zresztą na ulicach kibiców Sevilii, Osasuny, Villarrealu i wielu innych klubów, którzy są z nami. Mówią, że oglądając naszą drużynę, chcieliby żeby to ich zespół znajdował się w naszej sytuacji. I dopingują, bo chcą by ta liga dawała więcej szans innym ekipom, niż tylko Barcelona i Real – komentował w jednym z wywiadów. Po raz kolejny trudno wskazać luki w tym myśleniu. Piłkarze Atletico – między innymi za sprawą słów „El Cholo” czują się jak reprezentacja wszystkich, którzy mają dość duopolu. Przekucie tego w motywacyjne mowy w szatni to as w rękawie Simeone. Dowód na to jak ważny stanowi szybkie wycofanie się z opinii, że „liga hiszpańska jest nudna”. Argentyński szkoleniowiec sprostował swoje słowa: najpierw przyznając, że to złe słowo, a następnie wygłaszając mowę godną książek przygodowych budowanych na podstawie przygód Robin Hooda. „Ta liga nie może należeć do dwóch drużyn”.

Pan Efektywny

– Posiadanie piłki? W ogóle mnie to nie interesuje. Interesuje mnie zwyciężanie. Posiadanie piłki to opowieść, która dobrze się sprzedaje. Pewien sposób na zwyciężanie, ale nie jedyny – wypalił na jednej z konferencji Simeone, który powiedział głośno to, o czym wielu mówi od dawna. Styl gry, tysiące podań, czy indywidualne rajdy w Atletico są na drugim planie. Wszystko jest bowiem podporządkowane jednemu celowi – zwyciężaniu. Efektywność. Taktyczne rozmontowanie rywala, po czym bezwzględne posłuszeństwo trybików tej machiny, która determinacją i walką oraz wielkimi umiejętnościami jest w stanie rozłożyć dowolnego, nawet najsilniejszego rywala. – W Hiszpanii wszystkie mecze przebiegają tak samo. Chodzi o przewagę liczebną w środku pola – przekonuje Simeone i piekli się, gdy dziennikarze pytają go o derbowego rywala, czy grę Barcelony. – Czy pana martwi, czy pana martwi. Często zadajecie pytanie: „czy pana martwi”. Drużyna wygląda dobrze, jesteśmy na właściwych torach i dobrze wiemy, w jakich realiach funkcjonujemy – stwierdził na jednej z konferencji, gdy po raz kolejny poruszano temat sytuacji z lidze hiszpańskiej.

Simeone skupia się bowiem na realizacji celów drużyny, pomijając to, czy najwięksi rywale w drodze po tytuł wygrywają osiemnasty mecz z rzędu, czy potykają się w starciach ze słabszymi zespołami. Zresztą, pytany o mistrzostwo też odpowiada niechętnie. – Na pięć kolejek przed końcem powiemy wam, czy jesteśmy kandydatem do zwycięstwa w lidze – skwitował spekulacje na temat celów Atletico w tym sezonie. – Jego planowanie meczów jest absolutnie perfekcyjne – recenzuje pracę szkoleniowca Thibault Courtois, którego słowa znajdują potwierdzenie w dotychczasowych osiągnięciach Simeone. Dwa finałowe mecze – największe taktyczne wyzwania dla trenera Atletico – z Chelsea oraz z Bilbao odbyły się w całości po myśli „El Cholo”. Nic i nikt nie mógł zaburzyć planu obranego na te spotkania, co zauważyli hiszpańscy eksperci, zachwalając kunszt trenera z Buenos Aires. Przed meczem z Chelsea powiedział, że „budżet nie zawsze wygrywa”. Jak najbardziej.

Częściej wygrywa odpowiedni plan.

Pan Eliminatoria

Po ostatnich zwycięstwach w pucharach, Simeone został określony w hiszpańskim dzienniku „Marca” mianem „Mister Eliminatoria”. Wyliczono, że ze wszystkich dwunastu pucharowych meczów/dwumeczów Atletico pod wodzą Diego, zwyciężyło w jedenastu (przegrał tylko z Barcelonoą). – Mamy wielkiego trenera – cieszy się prezes, Enrique Cerezo. Miguel Angel Marin, generalny dyrektor Atletico dodaje z kolei, że „Simeone może osiągnąć najlepszy wynik w historii Atletico”. Wyraża jednocześnie nadzieję, że trener zostanie w klubie na lata.

Czy stać go na mistrzostwo? Jak sam mówi, każde działanie musi być oparte na małych krokach. Kiedyś opowiadał, że zmianę stylu życia spowodowały wyuczone w Velez zwyczaje dotyczące noszenia ubrań z treningów. – Od porządku zaczyna się lepsze życie! – przekonywał w jednym z wywiadów. Zwraca też uwagę na horoskop i związek między uczuciowością zawodników, a ich postawą na boisku. – Na boisku człowiek wyraża siebie, więc gra w takim stylu, w jakim żyje – zahacza o filozoficzne dyskusje o ludzkiej naturze.

I nawet jeśli zagaduje wszelkie bajania o mistrzostwie, nawet jeśli broni się przed otworzeniem przyłbicy i przyznaniem, że Atletico chce rozgonić hiszpański duopol – musi myśleć coraz intensywniej o finiszu ligi. W końcu dzisiaj może patrzeć z góry na całą konkurencję, jako lider jednej z najsilniejszych lig świata. Pytanie tylko – do kiedy? Dziennikarze pewnie zapytają go o to przy jutrzejszej konferencji, a on jak zwykle się wkurzy.

Ale to pytanie będzie padało coraz częściej. Kto wie, może i do samego końca sezonu?

TOMASZ ĆWIĄKAŁA i JAKUB OLKIEWICZ



Najnowsze

Hiszpania

Słodko-gorzki wieczór dla Realu. Są trzy punkty, ale ten krzyk Carvajala…

Kamil Warzocha
1
Słodko-gorzki wieczór dla Realu. Są trzy punkty, ale ten krzyk Carvajala…

Komentarze

0 komentarzy

Loading...