Reklama

Świat biegów w szoku. Amatorka podbiła Boston


Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

23 kwietnia 2018, 12:44 • 5 min czytania 17 komentarzy

122. Maraton Bostoński miał w tym roku niecodzienny przebieg. W kategorii kobiet po raz pierwszy od 33 lat wygrała reprezentantka USA – co już można uznać za dużą niespodziankę. Prawdziwą sensacją było jednak to, że druga na mecie zameldowała się Sarah Sellers, która w oficjalnym maratonie brała udział… dopiero drugi raz w życiu. Mało tego – jeszcze kilka lat temu słyszała od lekarzy, że z powodów zdrowotnych może zapomnieć o poważnym sporcie. Teraz może marzyć o igrzyskach olimpijskich!

Świat biegów w szoku. Amatorka podbiła Boston


“Kim jest Sarah Sellers? Pytam dla siebie i całego kraju” – dopytywali fani na Twitterze. Gdy anonimowa 26-latka odbierała medal, wszyscy przecierali oczy ze zdumienia i… gorączkowo sprawdzali w Google z kim mają w ogóle do czynienia. Sellers jako jedyna z czołówki nie miała agentów, sponsorów i kibiców. Nie ma też stałego trenera – raz na jakiś czas konsultuje się telefonicznie ze szkoleniowcem z czasów szkolnych. Wystarczy powiedzieć, że w mediach społecznościowych bardziej znana od niej była jeszcze do niedawna niszowa piosenkarka country o takich samych personaliach.

Sellers traktuje biegi jako pasję. Trenuje kiedy tylko może – najczęściej przerwach między kolejnymi dyżurami. Na co dzień pracuje bowiem jako anestezjolożka w Banner Health Centre w Arizonie. Dyżur zaczyna przeważnie o 6:30, dlatego aby odpowiednio przygotować się do startu musiała codziennie wstawać… o 4:00. Mimo wszystko do najstarszego biegu maratońskiego na świecie zgłosiła się bez nadziei na większy sukces. To miało być po prostu spełnienie marzeń dziewczyny, która przed laty pasjonowała się długodystansowymi biegami w liceum, ale w pewnym momencie musiała zrobić sobie przerwę z niezależnych od niej względów.

Według wszystkich, którzy pamiętają ją z dawnych czasów, od zawsze miała papiery na poważne bieganie. W 2013 roku – jeszcze pod panieńskim nazwiskiem Callister – była nawet blisko załapania się do amerykańskiej kadry młodzieżowej na 10000 metrów. Wtedy zaczęła jednak odczuwać ból w lewej stopie. Ojciec – znany ortopeda – sugerował, że dolegliwości mogą mieć podłoże stresowe i doradził córce zwolnienie tempa. Był jednak sam środek sezonu – Sellers nie zamierzała odpoczywać w takim momencie. Czuła się jednak coraz gorzej i w końcu udała się na dokładniejsze badania. Okazało się, że złamała kość łodkowatą – małą, ale niezwykle ważną kość w stopie.

Reklama

“Byłam załamana. Od czasów liceum biegałam każdego dnia kiedy tylko mogłam. Teraz zaczęłam słyszeć: “może powinnaś zainteresować się sztuką”. Uwielbiam sztukę, ale nie jestem osobą, która może siedzieć w miejscu. Muszę się ruszać. Muszę biegać” – wspomina Sellers.

Przerwa w poważnym bieganiu trwała aż 4 lata, bo rana goiła się naprawdę długo, a po drodze trzeba było jakoś odnaleźć się w życiu. Amerykanka zdążyła w tym czasie skończyć studia, wziąć ślub i podjąć pracę w zawodzie. W końcu nie wytrzymała – zaczęła próbować biegów na krótkim dystansie. Bólu w stopie nie było, więc poprzeczka stopniowo szła w górę. Biegała jednak tylko dla własnej satysfakcji.

Wszystko zmieniło się, gdy dowiedziała się, że jej brat Ryan szykuje się do startu w słynnym Maratonie Bostońskim. “Wtedy pojawiły się myśli – a może też powinnam spróbować? W końcu co mogło pójść nie tak?” – opowiada Sellers, która… nigdy wcześniej nie przebiegła żadnego maratonu! We wrześniu 2017 roku musiała to zrobić, aby uzyskać kwalifikację do startu w Bostonie. W Huntsville na wymagającej i specyficznej trasie pełnej podbiegów zdołała osiągnąć naprawdę dobry rezultat, ale sama do końca nie zdawała sobie z tego sprawy. Sytuacja zrobiła się poważna –  zawodniczka skontaktowała się z dawnym trenerem Paulem Pilkingtonem, który pomógł stworzyć nieco bardziej zaawansowany plan przygotowań.

Wciąż – nie był to idealny scenariusz, bo oboje nie mieli nawet bezpośredniego kontaktu. Sellers wysyłała trenerowi wyniki i plany kolejnych treningów, a on próbował jej pomóc na tyle na ile mógł z dystansu. Cichym marzeniem obojga było miejsce w TOP 15, jednak rzeczywistość przerosła wszystkie oczekiwania. Złożyło się na to wiele czynników, ale sama Sellers nie ukrywa, że najbardziej pomogła jej… fatalna pogoda. Podczas biegu cały czas lał ulewny deszcz, a oprócz tego mocno wiało. Pochodząca z Etiopii Mamitu Daska była faworytką i przez długi czas przewodziła stawce, jednak w końcu poddała się w starciu z żywiołem – taki sam los stał się udziałem kilku innych utytułowanych profesjonalistek. Tymczasem zahartowana w treningach w naprawdę każdych warunkach Sellers biegła swoim tempem i kompletnie nie była świadoma tego, co działo się wokół.

“Po tym biegu czułam się jakbym wyszła ze zmywarki” – powiedziała. Na mecie myślała, że wszyscy robią sobie z niej żarty mówiąc o drugim miejscu. Zszokowani organizatorzy rozpoczęli konferencję prasową od nieśmiałej prośby do Sellers, by ta opowiedziała kilka słów o sobie, bo… nie mieli przygotowanych o niej żadnych materiałów.

Reklama

W kategorii mężczyzn triumfował Yuki Kawauchi, który również nie jest zawodowym sportowcem i nie był zaliczany do grona faworytów. Na co dzień pracuje pod krawatem w biurze prefektury w Saitamie, ale w przeciwieństwie do Sellers jest jednak znany w świecie biegów. Nikt na świecie częściej od niego nie kończył maratonu w czasie poniżej 2 godzin i 20 minut – co zostało nawet wpisane do księgi rekordów Guinessa.

Kawauchi ze względu na pracę nie może wiązać się kontraktami sponsorskimi – zarabia tylko tyle ile gwarantują organizatorzy. Za triumf w Bostonie zyska 150 tysięcy dolarów. Sarah Sellers przygarnie połowę tej kwoty, ale dla niej to i tak kosmiczne pieniądze. Doskonale wie na co je przeznaczy – razem z mężem zamierzają spłacić studencką pożyczkę. Pytana o możliwość przejścia na zawodowstwo tylko się uśmiecha.

“Kocham moją pracę i wiążę z nią przyszłość, ale kocham też biegi i jedno wiem na pewno – nadal będę startować. Po prostu kocham jedno i drugie i nie zamierzam z niczego rezygnować. Nie jestem żadną ikoną, bo nie zrobiłam jeszcze nic znaczącego. Moja historia pokazuje jedno – czasem warto ciężko pracować i mieć wielkie marzenia” – podsumowuje Sellers. Teraz może zacząć marzyć o największym wyzwaniu każdego sportowca – udziale w igrzyskach olimpijskich. Wynik uzyskany w Bostonie może się okazać dopiero początkiem naprawdę pięknej historii.

KACPER BARTOSIAK

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

17 komentarzy

Loading...