To takie rozgrywki, w których każdy może wygrać z każdym. W których pojęcie „faworyt” jest negatywnie weryfikowane częściej niż gdziekolwiek indziej. Mniej więcej taką renomą cieszy się w naszych oczach liga angielska. Ale gdybyśmy próbowali kogoś do tego przekonywać na przykładzie dzisiejszych meczów, szybko wytrącono by nam z rąk wszystkie argumenty.
Na osiem rozegranych dziś meczów, w siedmiu za każdym razem wygrywała drużyna zajmująca wyższe miejsce w tabeli:
1. Manchester City ograł 9. Everton.
2. Manchester United ograł 14. Swansea
3. Liverpool ograł 16. Crystal Palace
7. Burnley ograło 20. West Brom
8. Leicester ograło 12. Brighton
13. Newcastle ograło 15. Huddersfield
17. West Ham ograł 18. Southampton
Jedyny remis padł zaś w spotkaniu… zespołów znajdujących się idealnie pośrodku tabeli – 10. Bournemouth z 11. Watfordem. Nudy? Na te jednak nie można było narzekać. A i coś dla estetów bez problemu by się znalazło. Oto nasz subiektywny przegląd najważniejszych wydarzeń.
1. Egipski król nie schodzi z tronu
Żal nam Crystal Palace Roya Hodgsona. Były selekcjoner reprezentacji Anglii wyszedł z tym sezonie w siebie, by jakoś naprostować to, co zepsuł jego zespół pod wodzą Franka De Boera, gdy na początku sezonu przegrywał mecz za meczem. Orły wygramoliły się ze strefy spadkowej, wydawało się, że utrzymania będą pewne nieco szybciej niż po 38. kolejce. Hodgson nic sobie nie robił z rosnącej listy nieobecnych, bo co tydzień jakoś klecił skład zdolny do ciułania punktów. A potem przyszły mecze z czołówką, w których Palace pokazało się ze świetnej strony. Zdyscyplinowane, nie klęczące i proszące o najniższy wymiar kary, a głodne punktów. I co?
– Tottenham wyrwał 1:0 po bramce Kane’a po rożnym w 88. minucie
– Manchester United wyciągnął z 0:2 na 3:2 po golu Maticia w 91. minucie
Wreszcie dziś Liverpool wbił gola na 2:1 w 84. minucie spotkania. Za sprawą – a jakżeby inaczej? – Mohameda Salaha, który znalazł się wtedy z piłką na piątym metrze od bramki Hennesseya i zakończył długie walenie głową w mur po bramce Sadio Mane na 1:1. Orły znów zostały z niczym.
2. Setka Lukaku, dwójka Alexisa
Ważne gole – nie tylko dla zespołu, ale i dla siebie – zdobyli na Old Trafford Romelu Lukaku i Alexis Sanchez.
Pierwszy zanotował setne trafienie w Premier League wobec fatalnego krycia Alfiego Mawsona. Belg odskoczył od angielskiego stopera na kilka metrów, a gdy dostał już piłkę do nogi, na próby skutecznej interwencji było dawno za późno.
Drugi trafił dopiero po raz drugi w barwach Manchesteru United w Premier League (i w ogóle pierwszy raz od dwóch miesięcy), zdejmując z siebie przynajmniej kilka kilo presji nakładanej z każdym tygodniem, gdy nie zachwyca tak, jak w najlepszym okresie w Arsenalu. Bajońska tygodniówka na pewno go nie usprawiedliwia. Wręcz przeciwnie.
Jeśli chodzi o Łukasza Fabiańskiego – przy żadnym z goli nie miał nic do powiedzenia. Wybronił zaś w drugiej połowie strzał z bliska Lukaku, za co na pewno należą mu się brawa. Poza tym miał jednak zdecydowanie mniej roboty, niż się pewnie spodziewał.
3. City pozostaje City
Idzie Wielkanoc, więc strzela Jesus. A oprócz niego – standardowo, gdy nie ma Aguero – Sterling i Sane. Nie zaskakuje też zestaw asystentów – dwa ostatnie podania zaliczył David Silva, jedno Kevin De Bruyne. Przewidywalne, jak i wszystkie dzisiejsze wyniki.
Mimo to bramki City trzeba obejrzeć, bo to znów popis wszechstronności tego zespołu. 1:0 – idealny wolej Sane. 2:0 – znakomita kontra tuż po świetnej okazji bramkowej Evertonu. 3:0 – błyskawiczna kombinacja na jeden kontakt zakończona wyjściem 3 na 3 i pewnym strzałem Sterlinga.
Bramka Bolasie (też konkretnej urody) nie zmienia ani o jotę percepcji tego spotkania. Manchester City zmiażdżył Everton. Oznacza to, że do koronacji The Citizens może dojść już za tydzień, w dodatku w derbach Manchesteru na The Etihad. Trudno o lepszą okazję, by przypieczętować piekielnie imponujący sezon.
4. West Brom pieczętuje swój los
Z tygodnia na tydzień coraz trudniej wierzyć w to, że West Brom jest w stanie pozostać w Premier League. Z tygodnia na tydzień argumenty za tym stają się coraz śmieszniejsze.
Śmieszna nie jest za to pozycja w drużynie Grzegorza Krychowiaka. Mogło się wydawać, że po przerwie reprezentacyjnej, podczas której Krychowiak złapał trochę minut w reprezentacji, zaszłości między Polakiem a Alanem Pardew mogą pójść w niepamięć. Nie poszły. „Krycha” nie dostał choćby minuty, by pomóc swojej drużynie.
Tylko czy jej ktokolwiek, cokolwiek jest w stanie pomóc?
5. Comeback Wisienek
Co robisz, gdy widzisz, że w 92. minucie przy prowadzeniu 2:1 w twoje pole karne zmierza Jermain Defoe? Defensorzy Watfordu uznali, że priorytetowo odpowiedzą sobie jednak na pytania o to, co zjedzą jutro z rodziną na śniadanie, jaką długość ma równik oraz dokąd tupta nocą jeż. W efekcie ze zwycięstwa – czwartego kolejnego na Vickarage Road – zrobił się remis. Bo Defoe to zbyt szczwany lis, by z piłką przy nodze miał nie wykorzystać hektarów wolnej przestrzeni w polu karnym.
***
Naprawdę rzadko zdarza się, by liga angielska była aż tak do bólu logiczna i przewidywalna, jak dziś. Niespodzianki? Te piłkarze Premier League pozostawili zajączkowi.
***
Komplet wyników:
Crystal Palace – Liverpool 1:2
Brighton – Leicester 0:2
Manchester United – Swansea 2:0
Newcastle – Huddersfield 1:0
Watford – Bournemouth 2:2
West Brom – Burnley 1:2
West Ham – Southampton 3:0
Everton – Manchester City 1:3
Fot. Newspix.pl