W ostatnich dniach żyjemy powołaniami Adama Nawałki, który zdecydował się na trzech debiutantów – Bartosza Białkowskiego, Pawła Jaroszyńskiego i Tarasa Romanczuka. Jednak nie tylko u nas piłkarze będą testowani pierwszy raz w kadrze. Selekcjoner reprezentacji Hiszpanii, Julen Lopetegui zdecydował się postawić na Daniego Parejo z Valencii, Rodrigo z Villarrealu oraz Marcosa Alonso z Chelsea. Powołanie tego ostatniego budzi w Hiszpanii najwięcej emocji. Zresztą nic dziwnego, bo historia 27-latka jest niesamowita.
Wielu ekspertów mówi, że powołanie przyszło zbyt późno, a co na to sam piłkarz?
– Nie ma znaczenia czy powołanie przyszło dla mnie zbyt późno, czy też wręcz odwrotnie. Najwazniejszy jest fakt, że je otrzymałem. Jestem wdzięczny za ten gest, staram się nie kalkulować. Skupiłem się przede wszystkim na grze dla Chelsea, więc powołanie jest niespodzianką i nagrodą za pracę, którą wykonałem w ostatnich latach. Wszyscy koledzy w szatni mi gratulowali, a ja już nie mogę doczekać się tego uczucia, gdy zagram dla Hiszpanii – zaznaczył Alonso.
Bez wątpienia powołanie Marcosa Alonso jest sporym zaskoczeniem. Wcale nie chodzi o to, że rozgrywa słaby sezon i dostał zaproszenie do kadry. Po prostu już w sezonie 16/17 grał dobrze, a szansy na pokazie się w reprezentacji nie otrzymał. W tegorocznych rozgrywkach szczyt formy osiągnął jesienią, a nie teraz – w ostatnich tygodniach – gdy gra raczej przeciętnie. Choć w jego przypadku jest tak, że wiele zależy od postawy całej drużyny. Gdy zespół gra dobrze, Alonso jest jego bardzo mocnym punktem. To nie jest typ zawodnika, który w pojedynkę może zmienić losy spotkania. Można więc powiedzieć, że powołanie nadeszło w najmniej spodziewanym momencie. Zresztą sam piłkarz nie liczył, że dostanie szansę w kadrze narodowej akurat teraz, bo na przerwę reprezentacyjną planował krótki urlop w Dubaju. Wątpimy jednak, by Alonso zmartwił się tym, iż stracił kasę na bilety lotnicze i hotel.
– Mój tata dowiedział się o moim powołaniu jeszcze przede mną, ponieważ w tym czasie miałem trening. Wracałem do domu i miałem zamiar spotkać się z rodziną, tymczasem zadzwonił do mnie ojciec i powiedział z ironią: “A więc dołączasz do nas?” Wszyscy w rodzinie są bardzo dumni i cieszą się, że zagram dla kraju – powiedział pomocnik Chelsea.
No właśnie, Marcos wreszcie dołączy do swojego ojca i dziadka, którzy w przeszłości grali dla “La Furia Roja”. Marcos Alonso Imaz (znany jako Marquitos) – dziadek piłkarza Chelsea – w kadrze zagrał jedynie dwa razy. Jego debiut przypadł na przegrany mecz z Francją w 1955 roku. Nieco ponad ćwierć wieku trzeba było czekać, by syn piłkarza Realu Madryt również zagrał w kadrze. Potomek Marquitosa do drużyny narodowej został powołany w 1981 roku. Wraz z reprezentacją – trzy lata później – poleciał na Euro 84. Hiszpania wówczas wywalczyła srebrne medal, a Marcos Alonso Pena rok później zakończył karierę reprezentacyjną. w 1990 roku urodził mu się syn – Marcos Alonso Mendoza, który niebawem będzie miał okazją zagrać w barwach narodowych przeciwko reprezentacjom Argentyny i Niemiec.
– Nie mogę powiedzieć, który z nas był najlepszy – mój dziadek występował w reprezentacji dawno temu, bo w latach 50-tych, niewiele jest przekazów wideo z tamtego okresu – śmieje się piłkarz Chelsea.
Na oceny przyjdzie jeszcze czas, ale całkiem możliwe, że Alonso przebije ojca i dziadka już w pierwszych miesiącach, bo oni na mundialu nie zagrali. A nawet jeśli się tak nie stanie i wychowanek Realu Madryt do Rosji nie pojedzie, to i tak mamy do czynienia z piękną historią. Trochę szkoda, że najstarszy z kadrowiczów Alonso zmarł sześć lat temu, bo na pewno byłby dumny ze swojego wnuka, któremu wpajał miłość do Real Madryt, a przede wszystkim piłki nożnej.
fot. NewsPix.pl