W kwestii losowania rywali w dowolnych rozgrywkach, zazwyczaj ścierają się dwie grupy. Jedna, nazwijmy ją romantyczną, chce silnych bodźców. Dawać mię ten Liverpool, albo i Manchester United. Może i nie przejdziemy dalej, ale będzie co wspominać. Reprezentacja? Marzy mi się grupa z Niemcami, Hiszpanią, Nankatsu i Golden State Warriors. Turniej w pokera? Chętnie sprawdziłbym się z Wielkim Szu i Eddym z “Lock, stock and two smoking barrels”.
Druga grupa, w niej jestem również ja, chciałaby z kolei jak najdłużej unikać wyzwań. Niech to będą mecze z Etiopią, niech to będą emocjonujące starcia z Kazachstanem – byle były zwycięskie. Pragmatyczne podejście do losowania to jednak również szereg problemów do rozwiązania. Na przykład – lepiej wylosować mocnego europejskiego rywala z drugiego koszyka oraz dwóch słabych z koszyków trzeciego i czwartego – co wymusza niejako zadowolenie z drugiego miejsca w grupie, czy jednak bardziej korzystne jest dobranie najsłabszej drużyny z drugiego koszyka, oraz dwóch mocnych rywali z pozostałych koszyków? Wtedy ryzyko jest większe, ale tworzy się niepowtarzalna okazja, by powalczyć o pierwsze miejsce w grupie.
Można oczywiście uciec w banały, przekonywać, że “wszystko zweryfikuje boisko” oraz “w każdym meczu będziemy walczyć o zwycięstwo”, jednak kto siedzi w piłce dłużej niż 90 minut spotkania reprezentacji raz na miesiąc ten widzi, jak różny jest poziom trudności w zależności od kolejności wyjęcia kulek. Portugalia w drodze po mistrzostwo Europy grała z Chorwacją, Polską i Walią, podczas gdy po drugiej stronie drabinki Włosi ograli Hiszpanów, tychże Włochów zgolili Niemcy, którzy z kolei dostali w czapkę od Francuzów. Same hity, niemal przedwczesne finały. Inyymi słowy: Hiszpanie chcąc dotrzeć do finału musieliby pokonać kolejno Włochów, Niemców i Francuzów. Włochy, Niemcy, Francja kontra Chorwacja, Polska, Walia.
To musi działać na wyobraźnię. Ale po co właściwie ten przydługi wstęp? Ano po to, że w ostatni weekend wpadłem w panikę, która wydaje mi się całkiem solidnie uzasadniona.
Najpierw była sucha informacja – do meczu z Senegalem zostało mniej niż 100 dni. Okres, podczas którego nikt już nie zmieni klubu, nikt nie zostanie wypożyczony, żaden z asów skłóconych z trenerem nie zdąży wypracować z nim relacji przyjacielskiej, nikt z poważnie kontuzjowanych nie powróci do pełnej formy. Za krótko, by wierzyć w drastyczne odmienienie oblicza którejkolwiek z reprezentacji – za mało czasu, za mało zgrupowań, za mało spotkań. Trzeba budować na tym co mamy i z mocnym odniesieniem do tego, gdzie w obecnym momencie są nasi reprezentanci. A co mamy i gdzie są?
Najbardziej wstrząsające wrażenie robi przeczytanie składu z ćwierćfinału Euro 2016.
Michał Pazdan – elektryczny jak nigdy, ewidentnie pod formą, jedno ze słabszych ogniw Legii Warszawa
Artur Jędrzejczyk – borykający się z problemami zdrowotnymi i trzymaniem nerwów na wodzy, co udowodnił w starciu z Mario Situtem. Gdy objeżdżał go Michail Radut – a Michail Radut objeżdżał do tej pory co najwyżej stadion przy Bułgarskiej w poszukiwaniu wejścia do szatni – wydawało się, że to Ronaldo mija 66-letniego Mirosława Bulzackiego
Arkadiusz Milik – od października 2016 roku zagrał w Serie A niespełna 240 minut, zdobył dwie bramki
Grzegorz Krychowiak – WBA, odkąd Krychowiak trafił do tego klubu, wygrało 1 z 27 spotkań ligowych
Kamil Grosicki – w ostatnich 13 kolejkach Championship Grosicki tylko raz wyszedł w pierwszym składzie, ostatni ligowy gol w połowie grudnia, ostatnia ligowa asysta w połowie listopada, Hull z kolei to dolna połowa zaplecza angielskiej Ekstraklasy
Jakub Błaszczykowski – od 5 listopada nie zagrał ani minuty, ogółem w tym sezonie w bijącym się o utrzymanie Wolfsburgu wystąpił w 7 spotkaniach
W całym turnieju grali jeszcze:
Sławomir Peszko – dwa gole i trzy asysty w tym sezonie w barwach Lechii Gdańsk, zespołu walczącego o utrzymanie w Ekstraklasie
Tomasz Jodłowiec – gra w Piaście Gliwice
Filip Starzyński – rozczarowuje jak całe Zagłębie Lubin, jeśli akurat się nie leczy, to dochodzi do pełni sił, 3 gole i 2 asysty w Ekstraklasie w tym sezonie
Bartosz Kapustka – pracuje w Niemczech, ale trudno określić w jakiej roli
Z siedemnastu zawodników, którzy wzięli udział w turnieju, dziesięciu jest w poważnych tarapatach. Jeśli weźmiemy pod uwagę szerszą kadrę – to dochodzą jeszcze kontuzjowani Rafał Wolski i Maciej Makuszewski, czy stojący w miejscu pod względem rozgrywanych minut Dawid Kownacki.
Jeśli spojrzymy na trzon zespołu, który dał nam w ostatnich dwóch latach tyle radości – roi się od luk. Mocną mamy obsadę bramki, stopera oraz napastnika. Na upartego można założyć, że nieregularnie grający Zieliński i Linetty to brak większych problemów w środku, jest też powracający do zdrowia Łukasz Piszczek, który powinien być w pełni sprawny podczas grupowych meczów. Ale co dalej? Obaj podstawowi skrzydłowi od dawna nie są pierwszoplanowymi postaciami swoich zespołów, które przecież żadnymi wielkimi klubami z finałowych faz Ligi Mistrzów nie są. Błaszczykowski i Grosicki 2018 to dwa szczeble niżej niż Błaszczykowski i Grosicki 2016, przynajmniej pod względem zdrowia i regularności gry. Rezerwa? Kapustkę trudno traktować w tej chwili poważnie, Makuszewski i Wolski raczej się nie poskładają na czas, zostają tak naprawdę Wszołek i Rybus – obaj o innej charakterystyce, niż podstawowi boczni pomocnicy, w klubach zresztą zaznajomieni są też z grą na bokach obrony. No bo i kto jeszcze? Frankowski, Kądzior i Kurzawa? Michalak? To wszystko goście, którzy jeszcze nawet nie przerastają Ekstraklasy, trudno od nich oczekiwać efektywnej walki na mundialu.
A kto do pary z Glikiem? Kto do pary z Lewandowskim? Kto na lewą obronę? Czy Krychowiak jest w formie, która pozwoli mu uciągnąć środek reprezentacji? Jeśli tak, to w jakim wariancie? Linetty, Zieliński i Krychowiak kontra Kouyate, Gueye i Ndiaye?
Mamy silną prawą obronę, gdzie Piszczek ma właściwie trzech godnych następców, Bereszyńskiego, Kędziorę oraz Gumnego. Ale na drugiej stronie jest totalna plaża. W teorii mamy silny środek, ale ani Zieliński, ani Linetty, ani tym bardziej Krychowiak nie czują się dobrze w roli typowej dziesiątki skupionej na dogrywaniu piłek do Lewandowskiego. Zieliński w klubie przyzwyczajony jest do obsługiwania dwóch kapitalnych skrzydłowych oraz szybkiego napastnika. W kadrze, jeśli nic się nie zmieni przez najbliższe 90 dni, zamiast Insigne i Callejona będzie miał Frankowskiego i Michalaka.
Oczywiście to hiperbola, ale musimy zacząć o tym pisać już teraz, by w odpowiedni sposób podejść do turnieju mistrzowskiego. Przed Euro 2016 zapowiedzi typu “jedziemy po półfinał” nie były żadnym pompowaniem balonika a realną oceną naszych możliwości. 1/8 finału była obowiązkiem, ćwierćfinał małym sukcesem, dopiero półfinał byłby sensacją. To była realna wycena siły naszej kadry przez pryzmat występów w całym sezonie 2015/16 kluczowych ogniw naszej reprezentacji, ale i przez pryzmat siły rywali. Teraz zaś? Jak wygląda nasza kadra, widać wyżej. Jesteśmy uwieszeni na Gliku, Lewandowskim i bramkarzach, skrzydeł nie mamy prawie wcale. A rywale?
Wyobraźmy sobie, że na lewą flankę pilnowaną przez Artura Jędrzejczyka z asekuracją Michała Pazdana i powracającego z połowy rywala Kamila Grosickiego wjeżdżają Sadio Mane (14 goli i 7 asyst w Liverpoolu) i Keita Balde (8 goli i 11 asyst w Monaco). No przecież to idzie się popłakać już teraz, na 3 miesiące przed grą. A pamiętajmy – w środku szefują tam wspomniani Gueye i Kouyate, czyli liderzy linii pomocy w średniakach Premier League. Tu warto jeszcze raz zestawić – największą gwiazdą na skrzydłach w Polsce jest obecnie powracający do zdrowia rezerwowy zespołu z nizin Championship. Gdzie Everton i West Ham United, gdzie Hull City?
Regularnie w obronie Napoli gra Kalidou Koulibaly, który opuścił w tym sezonie 270 minut gry. Niektórzy nasi kadrowicze tyle przebywali na boisku, Koulibaly tyle pauzował – raz za kartki, dwa razy odpoczywał. 3300 minut na murawie w barwach wicelidera Serie A. Obok Salif Sane, jeden z bardziej regularnych stoperów Bundesligi, wprawdzie jedynie w barwach Hannoveru, ale za to gra od deski do deski.
Kiepsko to się zapowiada, naprawdę. Większość zdrowa, wybiegana, regularnie grająca, nawet z sukcesami. A przecież to nie jest nawet faworyt grupy. W Kolumbii mamy m.in. Rodrigueza, Falcao, Muriela, Sancheza, Ospinę i Baccę – wszyscy co tydzień grają w mocnych klubach w mocnych ligach.
Na 100 dni przed mundialem, pół naszego składu to szpital, ćwiartka to rekonwalescenci, podczas gdy dwóch najpoważniejszych grupowych rywali ma w składzie podstawowych zawodników drużyn z najsilniejszych lig świata. Wizja pojedynków Mane z Jędrzejczykiem czy Rodrigueza z Mączyńskim wygląda średnio, ale co gorsza – nie za bardzo możemy to odwrócić w drugą stronę. Lewandowski – jasne, to robi wrażenie na każdym. Ale czym poza Robertem postraszymy Koulibaly’ego? Co będzie mogło zaskoczyć Davinsona Sancheza?
Panika to dobre słowo na stan, który zapanował u mnie po głębszym zapoznaniu się z raportami dotyczącymi zdrowia oraz obecnej pozycji w klubach poszczególnych Polaków i Senegalczyków. Jeszcze raz przypomniałem sobie losowanie i od dziś już wiem – z drugiego koszyka trafiajmy nawet i wspomniane Nankatsu, byleby los oszczędził nam z trzeciego rywali tak niewygodnych jak choćby Senegal.
Nadzieja? Tak. Adam Nawałka to trener, który po pierwsze ma kupę farta, a po drugie, potrafi zrobić coś z niczego. Michał Pazdan przed Euro 2016 też nie był jeszcze Pazdan Boyem, którego “chce dziewczyna”, ale koszmarem, który spędzał sen z powiek fanom reprezentacji. Kapustka przed Euro był piłkarzem Cracovii z kilkunastoma dobrymi występami na koncie. Jeśli wtedy Nawałka to wszystko poskładał, to w czerwcu nie zdziwią mnie nawet tweety Gary’ego Linekera i Russella Crowe’a na temat solidnej postawy Adriana Danka z Sandecji Nowy Sącz.
To zresztą kolejny powód do optymizmu. Wiele razy w historii mieliśmy kilka indywidualności. Rzadko mieliśmy drużynę. A ten skład, nawet jeśli połowa dopiero odrzuciła kule, to drużyna pełną uśmiechniętą gębą. Zdrowie czy formę da się w 90 dni podreperować. Albo przynajmniej chciałbym w to wierzyć.