Przed rokiem wyraźnie najlepszym ofensywnym pomocnikiem z klasą “B” okazał się Piotr Zieliński, a dziś… sytuacja jest identyczna. Patrząc po stylu gry Napoli, renomie Maurizio Sarriego czy – przede wszystkim – samym sportowym potencjale Polaka, wydawało się wtedy, że przeskok na klasę światową jest w jego zasięgu. Dziś zresztą możemy napisać to samo, ale też rozwój ofensywnego pomocnika nie okazał się tak znaczący, jakbyśmy sobie tego życzyli.
Co dla polskiego kibica najważniejsze, Zieliński wreszcie w jakimś stopniu przełożył formę z klubu na reprezentację. W sześciu tegorocznych meczach eliminacyjnych był pierwszym wyborem Nawałki i – poza feralnym starciem z Danią – w każdym spotkaniu potrafił wypracować przynajmniej jednego gola. Łącznie ta sztuka udała mu się aż sześć razy, a jedynym spotkaniem, którego nie dokończył, było to z Rumunią:
Tak jak w kadrze selekcjoner zaczyna wyczytywanie składu m.in. właśnie od Zielińskiego, tak w klubie to wciąż 12. zawodnik Napoli. Gra dużo, niemal w każdym meczu (jesienią 17/19 występów w lidze), ale też tylko siedem razy w tej rundzie wybiegł w pierwszym składzie w Serie A. To, czego Zielińskiemu najbardziej brakuje do zrobienia następnego kroku, to właśnie pewna pierwsza jedenastka w Neapolu. Regularność występów. I oby przyszła runda była pod tym względem dla Polaka przełomowa.
Dużo o Zielińskim? No dużo, bo za jego plecami mamy sporą biedę. Klasę wyższą ligową przyznajemy jedynie Adrianowi Mierzejewskiemu, który przed kilkudziesięcioma minutami strzelił swoją siódmą bramkę dla Sydney FC, i to na przestrzeni zaledwie dziesięciu meczów! Warto jednak nadmienić, że w Australii występuje jako fałszywy skrzydłowy. Tak czy inaczej, dla Mierzejewskiego jest to kolejna liga, w której się sprawdza, co wcale jednak nie było takie oczywiste po dość przeciętnej wiośnie w barwach Al-Sharjah SCC. Jakkolwiek spojrzeć, Adrian obrał przeciekawą ścieżkę kariery i potrafi zaadaptować się w rozmaitych warunkach, ale też jego wybory raczej nie sprawiają, by zwiększał swoje szanse chociażby na powrót do reprezentacji Polski.
Strzelający w Australii Mierzejewski wciąż jednak pokazuje plecy lokalnym liderom. Chimerycznemu Rafałowi Wolskiemu, który jednak wciąż liczy się w wyścigu o wyjazd na mundial oraz chimerycznemu Radosławowi Majewskiemu, który po bardzo dobrej wiośnie (indywidualnie, nie drużynowo) zaliczył niezbyt udaną jesień. Natomiast pierwszą piątkę zamyka wciąż męczony przez kontuzje Filip Starzyński, który jednak na przestrzeni roku ustrzelił w ekstraklasie siedem goli, a kolejne dziewięć wypracował. Przy lepszym zdrowiu pomocnik Zagłębia mógłby zdecydowanie mocniej zamieszać w całym rankingu.
Dalej mamy dwóch piłkarzy o nieco innej charakterystyce, grających bardziej jako ofensywnie usposobione ósemki. Najpierw Macieja Gajosa z Lecha, który jest bardzo regularny i nie schodzi poniżej pewnego poziomu. A później Mateusza Klicha, czyli człowieka, który nie uczy się na własnych błędach. Jego dotychczasowa kariera najdobitniej bowiem pokazuje, że chłop jest stworzony do kopania w Holandii i nie do końca stworzony do kopania w innych zagranicznych ligach. Nie inaczej było też w tym roku – wiosną Klich świetnie wyglądał w Twente, jesienią zupełnie przepadł w Leeds.
Jako że pozycja ofensywnego pomocnika nie jest najsilniej obsadzoną w Polsce, dziesiątkę zamykają piłkarze z dumnie brzmiącą kategorią “z braku laku”. Najpierw Marcin Budziński, który znacznie słabiej wypada w Australii niż Adrian Mierzejewski i głównie zaczyna mecze na ławie. Następnie zaliczający ciężki przełom sezonów i dopiero próbujący stanąć na nogi w Lechii Patryk Lipski, wreszcie nieśmiało zaznaczający swoją pozycję w ekstraklasie Filip Jagiełło. Patrząc całościowo – zestawienie nie napawa nas jednak wielkim optymizmem. Natomiast jedynym argumentem, by nasza reprezentacja nie grała dwoma napastnikami, ale właśnie z klasyczną dychą, wciąż pozostaje tylko i wyłącznie Zieliński.