Krychowiak w pierwszym składzie WBA, wielki comeback Crystal Palace, Liverpool i Arsenal gubiące punkty w środku tygodnia, niesamowity Willian i japońskie show w Leicester. Działo się w rozegranej w środku tygodnia kolejce Premier League, a tutaj możecie nadrobić to wszystko, co działo się na boiskach Premier League we wtorek i środę.
Powrót Krychy
I to jaki! Nie będziemy ściemniać i wkręcać wam, że Polak zatrzymał Liverpool, ale wraz z kolegami odwalił dziewięćdziesiąt minut tytanicznej pracy, by udało się wywieźć punkt i czyste konto z Anfield. Czyli dokonać czegoś, co nie udało się w tym sezonie nikomu poza Manchesterem United – a próbowały już choćby Arsenal czy Chelsea.
Z tego, co słyszeliśmy, Krycha zagrał więcej niż przyzwoicie i wcale nie musi to być jego ostatni mecz w pierwszym składzie The Baggies pod wodzą Alana Pardew.
Gra West Brom, w pierwszym składzie Ten-Którego-Nie-Lubią i okazuje się, że po godzinie meczu z Liverpoolem Krychowiak ma najwięcej kontaktów z piłką (ze sporą przewagą), już trzy kluczowe podania (cały zespół – 4), do tego 2 odbiory i 3 przechwyty. #napohybel
— Michał Zachodny (@mzachodny) 13 grudnia 2017
Czy Liga Mistrzów jest gotowa na Burnley?
Takie pytanie krążyło wczoraj po Twitterze, gdy na niemal 24 godziny w top four znalazła się ekipa Seana Dyche’a.
Burnley to przypadek absolutnie nieprawdopodobny, bo trudno byłoby sobie wyobrazić, by miejsce dające awans do Champions League miała w Premier League okupować drużyna zdolna do wbicia średnio mniej niż gola na mecz. Żelazna defensywa dała jednak w obecnych rozgrywkach Burnley dokładnie tyle punktów, ile piekielnie groźne ofensywy Liverpoolu (18 goli strzelonych więcej od ekipy Dyche’a) czy Tottenhamu (14 goli strzelonych więcej).
Willian show
Po porażce z West Hamem, Chelsea nie dała się na długo wytrącić z rytmu. Starcie z Huddersfield było prawdziwą deklasacją w wykonaniu The Blues. Gospodarze nie potrafili znaleźć sposobu na zatrzymanie przede wszystkim Edena Hazarda i Williana, którzy rozbujali Terriery na skrzydłach. Pierwszy z nich nie zapisał się co prawda wśród strzelców i asystentów, ale swoje zdzialał drugi. Brazylijczyk zaliczył asysty przy golach Bakayoki i Pedro, sam też zapakował gola. Huddersfield nie dostało więc szansy, by napsuć The Blues tyle krwi, co Manchesterowi United (wygrana 2:1), ale też City (porażka 1:2 po golu z samej końcówki spotkania).
Derby nudy
Jeśli ktoś lubi niecelne lub zablokowane strzały, obronę Częstochowy w wykonaniu jednego z zespołów i nieudane próby przestawieniu autobusu w wykonaniu drugiego, podczas derbów Londynu między Arsenalem i West Hamem bawił się przednio. My – nie. Generalnie można z nich było wynieść niewiele rozrywki, a kilka wniosków. Takich jak ten, że Olivier Giroud ma całą masę ograniczeń i fakt, że ma kilka centymetrów wzrostu więcej od Lacazette’a i wyskoczy do wyższego dośrodkowania wcale nie oznacza, że sprawdzi się lepiej w grze w ataku pozycyjnym. No ale – jak to Giroud…
Giroud dzisiaj pokazuje, że jest klocem nieprzystosowanym do gry kombinacyjnej, ale w następnym meczu wejdzie w 80′, w 87′ szczeli z głuwki i znowu niektórzy będą go chcieli w pierwszym składzie
— Michał Walczak (@xwalchuckx) December 13, 2017
Zgodnie z planem
Tak właśnie potoczyły się starcia Manchesteru United i Tottenhamu, których obie ekipy nie miały prawa nie wygrać. W obu meczach nie doczekaliśmy się wielkich fajerwerków, a skromnych 1:0 i 2:0, ale też natężenie spotkań w tej fazie sezonu skutecznie hamuje piłkarzy przed żyłowaniem się przez pełne 90 minut. Najważniejsze tak naprawdę jest to, że udało się uniknąć wpadki, która stała się udziałem innych kandydatów do miejsc na podium – Liverpoolu i Arsenalu.
Łabędzie na dnie
Trudno było przypuszczać, że Swansea postawi się Manchesterowi City. Łabędzie zostały zmiecione przez machinę Pepa Guardioli, która kontynuuje serię zwycięstw. Nie było jednak tak oczywiste, że porażka zepchnie je na ostatnie miejsce w tabeli. Stało się tak dlatego, że wreszcie wielkie zwycięstwo odniósł zespół Crystal Palace. Wielkie, bo po comebacku od 0:1 do 2:1, w dodatku dopełnionym golem w doliczonym czasie drugiej połowy. Wielkie, bo udowadniające, że sytuację z Benteke, który wepchnął się w kolejkę do wykonywania karnego przed Milivojevicia, nie został większy ślad i ta sytuacja nie spowodowała jakiegoś drastycznego spadku morale. Ba, po ograniu Watfordu, nie najwygodniejszego przecież rywala w lidze, powinny one porządnie podskoczyć.
A, co do Swansea – Łukasz Fabiański puścił cztery gole. Czy mógł przy sytuacjach bramkowych zrobić coś więcej? Kurczę, wydaje się, że tak. Do wrzutki Silvy (Bernardo) do Silvy (Davida) wyszedł tak jakoś niepewnie. Przy rzucie wolnym De Bruyne został zmylony przez Otamendiego, więc można go usprawiedliwiać, tak jak przy sytuacji Davida Silvy na 3:0, gdy ten wpadł w jego piątkę i podciął piłkę nad nogą Polaka. Gol na 4:0 to zaś strzał Aguero z dość ostrego kąta, więc wydaje się, że można było nieco nadrobić ustawieniem. Choć precyzja strzału sprawia, że nie widzimy sensu w obarczaniu Fabiana winą, szczególnie po kryminale, jaki zagrała cała linia obrony w ogóle dopuszczając do uderzenia.
Japoński goalfest
Ogrom materiału, na którym można pracować przed mundialem, zapewnił Adamowi Nawałce mecz Southampton z Leicester, a więc spotkanie, w którym w tej kolejce padło najwięcej bramek. A to dlatego, że ogromny udział w tworzeniu świetnego widowiska mieli Japończycy. Po pierwsze – koncert dał Shinji Okazaki, autor dwóch goli i asysty. Po drugie – swoje trafienie zaliczył też Maya Yoshida.
***
Komplet wyników:
Burnley – Stoke 1:0
Crystal Palace – Watford 2:1
Huddersfield – Chelsea 1:3
Newcastle – Everton 0:1
Southampton – Leicester 1:4
Swansea – Manchester City 0:4
Liverpool – West Brom 0:0
Manchester United – Bournemouth 1:0
Tottenham – Brighton 2:0
West Ham – Arsenal 0:0