– Zaczyna się mecz, kibice krzyczą: “Grubego nie musicie kryć!”. Myślę, w porządku. Po piętnastu minutach z trybun leci “Kryjcie tylko grubego!”.
Ryszard Piotrowski to etatowy król strzelców w niższych ligach śląskich. W ostatnich pięciu latach zgarnął cztery korony, teraz pewnie zmierza po kolejną jako kapitan C-klasowego KS Szczerbice. Wsparcie ma – kumplem z szatni jest choćby… żużlowy mistrz świata. Grę w piłkę łączy z wyjazdami na Górnik Zabrze, trenowaniem dzieciaków, a także oczywiście życiem rodzinnym. To wszystko miła odskocznia od ciężkiej pracy w kopalni. Zapraszamy.
***
Trochę się śmieje z tego zamieszania. Mój serdeczny przyjaciel był na meczu i cykał zdjęcia do „Nowin”. Jeszcze do szatni nie zdążyłem wejść, a on już siedział w aucie, już mu się spieszyło, krzyczał:
– Richard, takie super zdjęcie mom, zobaczysz co się będzie działo, będzie hicior!
– Dobra, ino żebym głupich min tam nie strzeloł.
Tak naprawdę bramkarz zderzył się z kolegą z drużyny przy wyskoku do główki, a ja tylko stałem. Wszyscy myślą, że ja ich powaliłem, ale tak to właśnie bywa z prawdą na zdjęciach. Agresywnie nigdy nie gram, nie pamiętam kiedy dostałem kartkę za faul. Nie raz się dostało łokciem w głowę przy wyskoku, ale nie płaczę.
Ale silny z ciebie chłop.
Trochę krzepy mam.
Jaki masz styl gry?
Najlepiej gra mi się tyłem do bramki. Jeśli na szesnastym metrze dostanę piłkę od kolegów to mogę przyjąć, odegrać na ścianę, obrócić się z przeciwnikiem lub puścić kogoś w uliczkę.
Obrócić w sensie – z przeciwnikiem pod pachą?
(śmiech). Nie zawsze tak jest. Czasami mnie też ktoś przepchnie. Koledzy pytali “Rysiek, jak ty możesz dać się obalić?”. Ale jak sytuacja akurat tak się toczyła, że jedną nogę miałem w powietrzu, to wtedy nie trzeba wielkiej siły by mnie przewrócić. Oczywiście gra bark w bark to mój atut, ale nie uważam, żebym tylko tą siłą grał.
Widziałem twój strzał, gdzie składasz się do nożyc, więc chyba faktycznie samą siłą nie grasz.
Te nożyce akurat trochę nie wyszły, ale z piłeczką jestem od siódmego roku życia. Nawet jak jestem teraz większej postury, to techniki użytkowej troszeczkę zostało.
Gdzie zaczynałeś jako siedmiolatek?
Grałem w Naprzodzie Rydułtowy do 19 roku życia, udało mi się jako juniorowi pomóc drużynie awansować z okręgówki do 4 ligi. Sezon tam pograłem, potem poszedłem do Krzanowic, niestety spadliśmy. Później było różnie. Krzyżkowice, Gaszowice, Szczerbice pierwszy raz. Po dwóch latach w Szczerbic poszedłem do Zameczku Czernica, tam zrobiłem króla strzelców, wróciłem do Szczerbic i szósty rok tu jestem.
Za młodu miałeś marzenie, żeby zostać profesjonalnym piłkarzem, czy zawsze to było hobby?
Każdy młody marzy by zostać piłkarzem i grać z orzełkiem na Śląskim (śmiech) Przynajmniej wtedy, bo teraz marzyłby o Narodowym. Jak byłem młody trochę za bardzo liczyły się zabawy i imprezy, a potem pokończyły się nawet czwarte ligi. Po wojsku już wiedziałem, że to będzie tylko hobby. Nie do końca tak to się poukładało jak człowiek marzył będąc dzieckiem, ale niczego nie żałuję. Jestem w miejscu, w którym jestem, mam wspaniałą żonę, dwie wspaniałe córeczki.
Ile strzeliłeś bramek w tym sezonie? Znam różne wersje, są rozbieżności.
Graliśmy osiem meczów. Zagrałem siedem razy. Strzeliłem siedemnaście goli. Nie ukrywam, chłopaki grają na mnie, z zadań defensywnych jestem wyłączony praktycznie całkowicie, mam się skupić tylko na tym, żebyśmy bramki strzelali. Ale nie twierdzę, że beze mnie by sobie nie poradzili. Wiadomo, bez tych bramek byłoby trudniej, ale to bardzo dobra drużyna, spokojnie dałaby sobie radę.
Mimo to niezły rezultat, nawet biorąc pod uwagę folklor niższych lig.
Każdy myśli, że trafić w B-klasie czy C-klasie gra się bez problemów. Tak nie jest. Ktoś jedzie 20-30 km w deszczu czy upale, zostawia w domu rodzinę, poświęca czas wolny, a potem powie: to są Szczerbice, niech strzelają? Nie. Każdy jedzie wygrać. Trzeba zostawić serducho na boisku i walczyć. To, że wygraliśmy 6:0 wcale nie znaczy, że było łatwo. Każdy daje z siebie ile może.
Taktyka Szczerbic to laga na ciebie?
Kiedyś graliśmy długą piłę. “Bijcie na Ryśka, on coś tam strzeli”. Teraz nie gramy lagi. 4-4-2, rozgrywamy piłkę już od bramkarza, potem szukamy miejsca skrzydłami lub środkiem, nawet ładnie dla oka. Widać to też po widzach, bo jest ich coraz więcej, ostatnio nawet ŚZPN napisał, że na Szczerbice w C-klasie przyszło sto osób. Rewelacja. To w dużej mierze zespół złożony z chłopaków, których trener Krzysztof Podleśny prowadził w juniorach w II lidze wojewódzkiej. Jak skończyli wiek juniora, to doszli do nas. Ostatni sezon się ogrywaliśmy, brakło nam punktu do awansu, teraz chcemy pokazać wszystkim, że jesteśmy najlepsi i zasługujemy na awans do klasy B.
Wygraliście wszystkie mecze póki co, nie licząc Pucharu Polski.
W Pucharze Polski graliśmy z zespołami z okręgówki. Z Rymerem Rybnik wygraliśmy po dogrywce 1:0, potem też przegraliśmy z Granicą Ruptawa 1:2.
W szatni jesteś ty, weteran, a do tego sami młodzi?
Jest nas kilku starszych – poza mną szwagier Rafał, do tego Szczepan, Krzysiu, Mateusz. Ale nie jest tak, że trzymamy szatnię i tylko starsi się liczą. Rutyna musi się wiązać z młodością. Po ostatnim 6:0 nikt nie jechał do domu, poszliśmy posiedzieć, pogadać na gorąco o tym co się działo na boisku, co było dobrze, co źle. Atmosfera jest coraz lepsza, wyniki temu sprzyjają, wszystko w klubie jest poukładane. Wydaje mi się, że mamy dobre zaplecze, boisko i salę gimnastyczną dzięki szkole. Do tego boisko wielofunkcyjne, gdzie mogą trenować dzieciaki. Dzięki naszemu wójtowi udało się załatwić z gminy pieniążki na nowy, piętrowy budynek klubowy. Prawie sto dzieci u nas trenuje, w I zespole mamy ponad dwudziestu zgłoszonych do grania, to stała kadra. Jak na wioseczkę sympatycznie. Słyszę pochlebne opinie na nasz temat.
Nic tylko przychodzić i grać. Problemów z frekwencją pewnie nie macie.
Osiemnaście osób na treningu. Ja niestety na treningi chodzić już nie mogę, bo trenuję dwie grupy dzieci w Szczerbicach i im poświęcam więcej czasu. Gdybym jeszcze trenował, musiałbym po 5-6 godzin siedzieć na boisku, a przecież jest praca, jest rodzina.
Ostatnio mieliście niezłe wzmocnienie – gra u was Kacper Woryna, żużlowy mistrz świata.
Kacper zagrał na razie trzy mecze. Na mecz w Skarbieńsku, gdzie wygraliśmy 6:4, przyjechali za nim kibice. Mieli koszulki “Kacper Woryna, nr 22”, po meczu przyszli, cykali zdjęcia, zbierali autografy. Mówiłem z nim żartobliwie: zobacz Kacper, cztery razy w pięciu ostatnich sezonach królem strzelców byłem, kurde nikt nie przychodził, a ty po pierwszym meczu już gwiazda. Trochę żeśmy się pośmiali, Kacper to fajny chłopak.
Jak mu idzie?
Trzy razy wszedł po 20 minut na tak. Widać, że to sportowiec przez duże S – przygotowanie fizyczne rewelacja, dieta tak samo, wszystko elegancko, więc nie wygląda jak ja (śmiech). O dziwo technicznie też bardzo dobrze sobie radzi. No i walczak straszny. Na Kokoszyczach graliśmy ważny mecz, wygraliśmy 2:1. Jak Kacper wszedł to fruwał po boisku.
Kacper jak Kacper, ty jesteś kapitanem, etatowym królem strzelców. Ciebie też rozpoznają?
Śmieszniej jest jak mnie nie rozpoznają. Kibice widzą mnie na rozgrzewce, krzyczą: “ty, gruby, w rugby powinenieś trenować!”. No dobra. Zaczyna się mecz: “Grubego nie musicie kryć!”. W porządku. Po piętnastu minutach z trybun leci “Kryjcie tylko grubego!”. Zawsze się z tego z chłopakami śmiejemy. Ja podchodzę do tego spokojnie, żarty też są w piłce potrzebne. Mam wielu kolegów w innych drużynach, zawsze wymienimy kilka słów, czasem wypijemy po meczu piwko. Pośmiejemy się wtedy, bo temu sito założyłeś, a on ci odpowie “dobra, ty mnie sito, ale my mamy trzy punkty”.
Tak regularnie strzelasz, nie masz zapytań z wyższych lig?
Co roku. A-klasa, B-klasa, nawet okręgówka, ale wszystkim grzecznie dziękuję. Zostanę w Szczerbicach do końca, to mój klub, tu mieszkam, tu trenuję dzieciaki, z którymi bardzo się zżyłem. Nie mam zamiaru tego zmieniać.
No właśnie, jesteś również trenerem.
Prowadzę jedną z grup 08-09 w KS Szczerbice – drugą prowadzi Robert Piekarski, kiedyś zawodnik pierwszoligowej Siarki – a także rocznik 2010 i młodszych akademii Górnika Zabrze w Szczerbicach. Raz w tygodniu spotykamy się, bawimy, nie nazwałbym tego treningiem, bo zabawa przede wszystkim. Już raz nasze dzieci wyprowadzały piłkarzy Górnika przed I ligowym meczem, teraz też to zrobią przed Górnik – Jaga. To jest dla nich coś, że mogą trenować z herbem słynnego klubu, pojechać do Zabrza albo na spotkanie z zawodnikiem. Wiem też, że z rodzicami na Górnika jeżdżą i ja się tylko cieszę z tego, że od małego mogą trenować pod takimi barwami.
To trudna praca. Czasem trzeba być autorytetem, czasem kolegą. Czasem trenerem, czasem prawie jak rodzicem.
Trzeba czasem wejść w ich skórę i bawić się treningiem równo razem z nimi, przypomnieć sobie jakie to było uczucie być dzieckiem. Często jak schodzę z treningu to jestem spocony, ale uradowany, a jeszcze w domu z żoną się śmieję – ten zrobił dzisiaj to, ten tamto. Zawsze jest wesoło. Cel na treningu to żeby dzieciaki czuły się bezpiecznie i swobodnie. Cieszyły się spotkaniem z kolegami i koleżankami. Najważniejszy jest uśmiech po treningu.
Sam też jesteś wiernym kibicem Górnika.
Oczywiście.
Jak Górnik zaszczepił się w twoim sercu?
Mieszkałem w Rydułtowach na osiedlu Orłowiec, gdzie wszyscy kibicowali KSG. Można powiedzieć, że stało się to z jednej strony automatycznie, aczkolwiek po pierwszym meczu na Roosevelta wiedziałem, że to jest to, miłość do końca życia. Miałem 12 lat, Górnik grał chyba z Legią i Kuźba strzelił dwa gole. Mówię “chyba”, bo tych meczów było tak wiele, że trudno spamiętać. Idolami dzieciństwa byli Kuźba, Hajto, Wałdoch, Brosz, Agafon, Bledzewski, Wiśniewski, Lekki, Probierz.
Chodziłeś na Roosevelta regularnie.
Regularnie to może za dużo powiedziane. 45 km do Zabrza, więc jak starsi koledzy mnie zabrali to fajnie, ale z mamą czy tatą na mecz nie jeździłem, zawsze z kolegami.
Za zgodą rodziców czy bez?
Różnie to było. Raz pamiętam jak ojciec zamknął drzwi od domu na klucz żebym nie jechał. Poszedł do ubikacji, znalazłem klucz, otworzyłem drzwi i wystrzeliłem na mecz.
Bolało cię siedzenie po powrocie?
Jeśli dobrze pamiętam to tak. Ale warto było.
Tamte lata na trybunach są owiane specyficzną atmosferą.
Chodziłem na trybunę kibicującą, lubiłem sobie pośpiewać ze wszystkimi. Tak bym zostawił ten temat.
Teraz na stadion zabierasz czasem całą rodzinę.
Moja starsza córka, Julia, jest nawet w akademii. Chciałem zaznaczyć, że nic jej nie narzucałem. Potrenowała trochę, powiedziała – tato, super, ale nie chcę. Okej, nie ma sprawy. Potem się pytała jak tam na treningu, czy był ten, czy tamta, bo to dzieci z jej przedszkola i pewnie mówiły, że jest fajnie. Zdecydowała, że chce wrócić i rok już jest z nami. Przed meczem z Jagą będzie jedną z wyprowadzających na mecz.
Poza pracą z dziećmi i grą w Szczerbicach codziennie zjeżdżasz pod ziemię do pracy.
Pracuję w kopalni Rydułtowy na czwartym oddziale wydobywczym. Zjeżdżam 1000 metrów pod ziemię, a potem jeszcze głębiej. Praca jest ciężka. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Jest zapylenie, jest ciepło, trochę żelastwa na plecach trzeba przenieść. Sytuacje zdarzają się różne. (dłuższa pauza) Szczerze, to nie chcę o kopalni wiele mówić. Cieszę się, że załoga jest w porządku, kierownik również.
Widziałem, że żona wspiera cię w pasji do piłki.
Wiadomo, że przy chałupie byłoby roboty w weekend, ale ona wie, że nie usiedzę w miejscu. Pojadę z dzieciakami na trening, mam swój mecz, a jeszcze czasem pojadę na Górnika. Wie, że to dla mnie bardzo ważne, za co serdecznie jej dziękuję. Wiem, że mogę zawsze na nią liczyć, także w trudnych chwilach. Wspiera mnie na każdym kroku: kiedyś byłem na treningu czy na meczu, a tu zdjęcie na Messengerze: “już czeka na ciebie” i FIFA 18 (śmiech). Super prezent na dzień chłopaka. Żona też grała kiedyś w piłkę w Unii Racibórz, a także w Żywcu. Pamiętam, że była bardzo dobra.
Chodziłeś na jej mecze?
Pamiętam ją z treningów, trenowały wtedy na Naprzodzie jak przyszły z Niewiadomia.
To podczas meczów prawdziwa loża ekspertów.
Spalonego nie muszę tłumaczyć, nie pyta też w 90 minucie w których koszulkach nasi (smiech). Możemy razem pooglądać piłkę i porozmawiać na jej temat.
I jak rozmawiacie o obecnym Górniku?
Wielki szacunek dla trenera Brosza. Spójrzmy na tabelę. Górnik jest liderem. Czego chcieć więcej? Oby to utrzymali i było piętnaste mistrzostwo. Wierzę też w nasze akademie. Pootwierano ich w regionie bardzo dużo. Jakiś sukces z tego musi być, dzieci bardzo się garną. To niemożliwe, by wśród tylu trenujących dzieciaków nie było kilku perełek czystej wody.
Czego ci życzyć?
Zdrowia przede wszystkim, żeby kontuzje omijały. Mam 33 lata, jeszcze chcę pograć, wejść do B-klasy, utrzymać się ze Szczerbicami, a może powalczyć o coś więcej? Górnik żeby zdobył piętnasty tytuł mistrza Polski. I żeby dzięki temu wywiadowi dużo chłopaków z niższych lig nie wstydziło się, że gra w niższych ligach. Zauważyłem to. Ktoś pyta „gdzie grasz”, oni „a co ci będę gadał, w B-klasie, przestań”. Ja gram w C i się nie wstydzę. No i co?
Leszek Milewski
Napisz autorowi “Milewski na bramkę”
Fot. Michał Gołda, Nowiny.pl