W tym sezonie sędziowie – a przy okazji też i piłkarze – serwują nam prawdziwą sinusoidę. Czasami, jak w pierwszej kolejce, praktycznie nie oglądamy sytuacji kontrowersyjnych, a panowie z gwizdkiem nie mylą się wcale. A czasami, jak w drugiej serii gier, niejasności jest od groma, a przy tym kilka pomyłek arbitrów. Po trzeciej kolejce ponownie znaleźliśmy się blisko stanu idealnego, choć tym razem bez wypaczeń jednak się nie obeszło.
Najpoważniejszy w skutkach błąd miał miejsce w meczu Arki z Wisłą Płock, bo prowadzący spotkanie Paweł Raczkowski niesłusznie wskazała na wapno, po faulu Kiełpina na Jurado, który – co nie ulega najmniejszym wątpliwościom – miał miejsce przed polem karnym. Tym sposobem Arka wyrównała stan meczu, a wynik utrzymał się już do samego końca. Arbiter z Warszawy tym samym wypaczył wynik spotkania, które w niewydrukowanej tabeli kończy się skromnym zwycięstwem przyjezdnych.
Natomiast najpoważniejsze w skutkach wejście, które zostało błędnie zinterpretowane przez sędziego, to oczywiście faul Łukasika na Sito Rierze, przez co Hiszpan musiał zakończyć udział w meczu i czas pokaże, ile wyniesie jego przerwa w grze. Spójrzmy…
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Łukasik za swój faul obejrzał żółtą kartkę, więc jest teraz nietykalny i żadna Komisja Ligi nie może pochylić się nad jego sprawą. Tomasz Musiał widział to starcie, wycenił je na żółtko, więc temat zamknięty. Jedyny ślad po tym zdarzeniu – rzecz jasna poza kostką Riery – zostanie więc w niewydrukowanej tabeli, w kolumnie sędzia pomógł (Lechia) i sędzia zaszkodził (Śląsk). Od 73. minuty gry wrocławianie powinni grać w przewadze, więc w teorii powinno być im łatwiej strzelić zwycięskiego gola, a potem prowadzenie utrzymać (bądź powiększyć). Dodajmy też, że cała sytuacja miała miejsce an tyle późno, że w myśl naszych zasad i tak nie moglibyśmy dopisać Śląskowi gola (mniej niż 30 minut gry w przewadze). Szczęśliwie gospodarze wygrali, więc błąd arbitra jest tu stosunkowo łatwiejszy do przełknięcia.
Co dalej? W Zabrzu sporo kontrowersji wzbudziło starcie Koja z Pawłem Brożkiem w polu karnym Górnika. Jako że w meczu używany był system VAR, który reaguje tylko przy ewidentnych pomyłkach, tu takowa nie miała miejsce, bo żadnej interwencji nie było. My zdecydowanie przychylamy się do interpretacji Szymona Marciniaka – trochę zabrakło do jedenastki i arbiter wybroni się z podjętej decyzji. Podobnie zresztą jak Daniel Stefański po starciu Gumnego z Zivecem w polu karnym Lecha. Z kolei faul Sedlara na Jóźwiaku po obejrzeniu odpowiedniej powtórki w ogóle nie budzi wątpliwości.
Po trzech kolejkach ligi w niewydrukowanej tabeli – podobnie jak w rzeczywistości – prowadzą Jagiellonia i Zagłębie. Różnica jest jednak taka, że u nas po piętach – poza Górnikiem i Wisłą Kraków – depczą im także Legia i Wisła Płock. Całe zestawienie prezentuje się następująco: