Tak jak przy ofensywnych środkowych pomocnikach czy skrzydłowych potrafiliśmy z optymizmem montować ranking, tak przy snajperach tego komfortu już zabrakło. Co prawda objawiło się parę ciekawych nazwisk – obcokrajowców jak Sheridan, rodzimych jak Niezgoda – ale to jeszcze nie jest ten poziom, który chcielibyśmy widzieć. Stąd, niestety, brak klasy „B”, czyli reprezentacyjnej.
No bo weźmy choćby królów strzelców minionego sezonu – Marco Paixao i Marcina Robaka, którzy zajęli odpowiednio trzecie i piąte miejsce. Logika podpowiada, że powinni zająć lokatę pierwszą i drugą, ale to byłoby spojrzenie płytkie i złudne. Robak owszem, strzelił 18 bramek, jednak pamiętajmy, że aż osiem z nich padło po uderzeniu z jedenastki – super, napastnik ma nerwy na wodzy, lecz też nie róbmy z tej sztuki cholera wie czego. Z kolei Portugalczyk choć potrafił zachwycać, polując na dwa hattricki w przeciągu 11 dni, to jednak równie często umiał irytować. Dobrze to oddają zestawienia kozaków i badziewiaków, które układamy po każdej kolejce – Marco cztery razy znalazł się w towarzystwie ekskluzywnym, ale też czterokrotnie siedział w kozie z najsłabszymi. To razi, jawi go jako piłkarza chimerycznego, stąd miejsce tylko na najniższym stopniu podium.
Wygrywa Cernych, który co prawda strzelił sześć bramek mniej od wymienionej dwójki, ale i tak zaimponował nam bardziej. Jest bowiem napastnikiem z większą paletą możliwości, umie strzelić gola, umie też go wypracować, miał sześć asyst i jedno kluczowe podanie, podczas gdy Robak i Paixao zaliczyli tylko po trzy asysty. Litwin też się kapitalnie rozwinął – poprzedni sezon kończył z marnymi czterema golami – i był regularny, sześciokrotnie widzieliśmy go w zestawieniu kozaków, tylko raz u badziewiaków.
Cernych więc zasłużył, ale i miał też szczęście, bo pewnie gdyby Nikolić został jakimś cudem w ekstraklasie, to on byłby na szczycie. Niby ostatniej rundy w Polsce nie miał jakiejś wybitnej, ale jednak walnął 13 goli, wprowadził Legię do Ligi Mistrzów strzelając pięć goli w sześciu eliminacyjnych meczach – choć też pamiętamy, że część z nich padła po jedenastkach. Niko to jednak klasa, prosta statystyka: oddał 48 strzałów, 31 było celnych. 64% celności. Dla porównania: Cernych 43%, Paixao 42%, Robak 38%, Sheridan 30%.
W kategorii „C” gra jeszcze ten ostatni – fajnie wszedł do ligi, zaczął ładować od razu, bez szukania formułek na temat aklimatyzacji. Jesteśmy ciekawi co pokaże dalej, poprawić na pewno musi jedno: strzelanie przeciwko topowi rozgrywek, bowiem bramkarze Legii, Lecha i Lechii pozostali przez niego nienaruszeni.
Kategoria „D” to Prijović, Kownacki i Frączczak. Pierwszy był słabszy w lidze – tylko pięć goli – ale świetnie odnalazł się w Lidze Mistrzów, asysty przeciwko Realowi czy Sportingowi były kluczowe dla transferu Wojskowych do rozgrywek piętro niżej. Kownacki miał świetny moment, kiedy w pięciu pierwszych wiosennych meczach Lecha trafił pięć razy, potem zabrakło kropki nad i. Z kolei Frączczak wciągnął Pogoń do grupy mistrzowskiej, w kolejkach 28., 29., 30. trafiał cztery razy, w sumie uzbierał 12 goli przez cały sezon ligowy.
E-klasa to Niezgoda i Siemaszko. Pierwszy jest odkryciem (10 bramek), które nieco zgasło pod koniec marca, bo od tego czasu Jarek do bramki rywala nie trafił ani razu. Natomiast co do piłkarza Arki – pewnie będziecie kpić, że to zestawienie piłkarzy nie siatkarzy, ale niech ten jeden paskudny moment tego gościa nie przekreśla. Trafiał ważne gole również wcześniej, żeby tylko przypomnieć strzał z finału Pucharu Polski.