Johan Cruyff twierdził, iż w piłkę nożną gra się głową i miał rację z dwóch powodów. Pierwszy to ten fizyczny, w końcu umiejętność grania w powietrzu przydaje się dość często. To tłumaczenie go jednak sobie darujemy. Drugi natomiast można sprowadzić do kwestii psychiki danego zawodnika, która albo uwalnia, albo blokuje jego potencjał. Gracze polegający na sferze mentalnej często są chimeryczni, flegmatyczni, ale jak już odpalą, to klękajcie narody. I właśnie w obecnym sezonie Brytyjczycy często klękają przed Adamem Lallaną.
Największy wystrzał formy przytrafił się Anglikowi w najbardziej potrzebnym Liverpoolowi momencie. Wydawało się bowiem, że The Reds wpadną w maksymalnie duże kłopoty, kiedy w meczu z Sunderlandem kontuzji doznał Coutinho. Od samego początku sezonu to właśnie Brazylijczyk był głównym motorem napędowym ekipy z Anfield, a cała reszta (Firmino, Mane, Lallana) tylko mu wtórowała. Ostatni z wymienionych jednak przejął po nim batutę i sam zaczął dyrygować całą ofensywą.
Powiedzmy sobie otwarcie: mało kto spodziewał się takiego rozwoju wydarzeń. Odkąd pomocnik pojawił się w Liverpoolu naprawdę dobrą formę raczej miewał niż miał, nawet na początku bieżącego sezonu. Tym bardziej pozytywnym zaskoczeniem była jego gra od 13. kolejki Premier League. Do dziś rozegrał 9 spotkań, w których strzelił 4 gole i zaliczył 2 asysty, przy czym warto odnotować, że z Bournemouth czy Plymouth wystąpił przez odpowiednio 22 i 15 minut. Swoją regularnością Anglik sprawił jednak, iż kibice Liverpoolu mogli wykrzyknąć w jego kierunku: „Wąski, jak ty mnie zaimponowałeś w tej chwili!”
Podobne rzeczy zapewne nie raz mówił mu sam Jurgen Klopp, który jest zresztą kluczowy w przemianie Lallany. Niemiec bardzo ufa swojemu podopiecznemu, a demonstrował to niemal od samego początku pracy na Anfield. Na przestrzeni ostatniego roku mieliśmy dał nam sporo dowodów, na przykład gdy po zremisowanym meczu z Tottenhamem Anglik padł w ramiona szkoleniowca, a ten chwalił go po udanym występie. Niemiec chwalił go też publicznie, podkreślając, jak ważnym zawodnikiem w jego układance jest wychowanek Southamptonu. – Zwróćcie uwagę jak on zawsze inicjuje nasz pressing! – zachwycał się na konferencji prasowej po ograniu Evertonu w kwietniu (3:0).
https://twitter.com/AnfieldHQ/status/820230958884515840
Ostatnia z przytoczonych wypowiedzi świetnie obrazuje przemianę, jaką przeszedł Lallana podczas kadencji Kloppa. Z zawodnika, który niegdyś nie wytrzymywał tempa gry drużyny, stał się postacią potrafiącą samemu dyktować wysokie tempo boiskowym kolegom. Jeszcze za Brendana Rodgersa braki fizyczne były bardzo widoczne i przekładały się one na ogólny poziom występów Anglika. Żartowano wówczas, że kibice LFC, oprócz wyników meczów, obstawiają także w której minucie pomocnik zostanie zdjęty z boiska. I choć procent spotkań, jakie Adam rozgrywa w pełnym wymiarze czasowym od tego czasu się nie zmienia (oscyluje wokół 65%), to pod względem intensywności zrobił on ogromny postęp. W wygranym 4:1 pojedynku z Leicesterem przebiegł dokładnie 13,1km, co dotychczas pozostaje najlepszym wynikiem w ekipie Liverpoolu, w bieżących rozgrywkach.
Można więc uznać, że najbardziej hiszpański ze wszystkich Anglików ostatecznie przestał być popychadłem, tudzież tłem dla innych gwiazd Premier League.
Źródła efektywności Lallany należy szukać także w decyzjach taktycznych, jakie podejmuje Klopp. – Z nami wszystkimi jest podobnie. Mamy swoją ulubioną pozycję i grając w piłkę zawsze chcielibyśmy na niej występować – mówił Niemiec po meczu z Hull. – Gdybym spytał moich ofensywnych pomocników na jakiej pozycji lubią grać najbardziej, większość odpowiedziałaby, że na „dziesiątce”. Reakcja Adama prawdopodobnie byłaby identyczna. Dlatego go nie pytam! – opowiadał przewrotnie. Kontynuując swoją wypowiedź, szkoleniowiec Liverpoolu zwracał również uwagę na to, iż w ofensywie najważniejsza jest umiejętność wykorzystywania wolnej przestrzeni, a także tworzenie jej. Zwłaszcza wtedy, gdy przeciwnik broni bardzo głęboko, jak wówczas Hull.
Dlatego też Klopp daje Lallanie stosunkowo dużo swobody, chyba najwięcej spośród wszystkich ofensywnych pomocników i napastników. Działa to trochę jak u Guardioli. – Ja staram się doprowadzić moich piłkarzy pod przeciwne pole karne, a tam już muszą polegać na swoim instynkcie – tłumaczył niegdyś Hiszpan. Pomocnik Liverpoolu ściśle trzyma się ustawienia, głównie gdy w posiadaniu piłki pozostaje rywal. Wtedy stara się zająć właściwą pozycję, pomóc w kryciu czy pressingu. Kiedy jednak to The Reds mają futbolówkę przy nodze, Anglik często dowolnie interpretuje swoją rolę. Wystarczy sprawdzić kilka heatmap i wykresów z jego występów:
W Hiszpanii nazwano by go „todocampista”, bo jak widać na wyżej załączonym obrazku, Lallana pojawia się wszędzie i nigdzie. To kluczowa kwestia, bo dzięki niej samego pomocnika trudno jest upilnować, zaś z drugiej strony jego mobilność pozwala Liverpoolowi stwarzać przewagę liczebną tam, gdzie akurat wyczuje słaby punkt w formacji przeciwnika. A że obok siebie ma graczy dynamicznych oraz świetnych technicznie (Cou, Firmino, Mane, a nawet Wijnaldum), to również sprzyja grze kombinacyjnej.
Fani Liverpoolu mogliby dziś zawłaszczyć sobie przyśpiewkę o pomocniku, którą niegdyś regularnie wybrzmiewała na St. Mary’s, stadionie Southamptonu. – He plays on the left, he plays on the right, Adam Lallana, makes Messi look shite [ang. on gra na lewej, on gra na prawej stronie, Adam Lallana sprawia, że Messi wygląda jak gówno].
Tym bardziej Kloppa oraz fanów The Reds powinny cieszyć tak prozaiczne rzeczy, jak statystyki Adama. Biorąc pod uwagę samą Premier League, to on podaje najcelniej ze wszystkich ofensywnych pomocników (86%), z czego blisko 57% tego typu zagrań kieruje do przodu. Do tego wygrywa 63% dryblingów – najwyższy wynik w całej jego karierze – oraz 71% strzałów kieruje w światło bramki. Z regularnie grających zawodników ustępuje tylko Milnerowi, ale należy wziąć pod uwagę, iż obecny lewy obrońca Liverpoolu wykonuje rzuty karne.
W tym wszystkim brakuje jeszcze jakiejś wisienki na torcie. Większość kibiców życzyłaby sobie, by Anglik dobił w tym sezonie do tak zwanego „double-double”. Jest to co prawda termin koszykarski, ale i w futbolu znajduje zastosowanie. Chodzi mianowicie o dwucyfrową liczbę goli oraz asyst w przeciągu całego sezonu. Lallana taki wynik wykręcił dwukrotnie, lecz występował wówczas w League One i Championship. Wszystko wskazuje na to, że w obecnym sezonie uda mu się spełnić oczekiwania fanów. Mamy dopiero połowę stycznia, a pomocnik już zaliczył po siedem bramek i kluczowych podań. Warto podkreślić, iż rok temu identyczne statystyki miał dopiero na koniec wszystkich rozgrywek. Musiałaby zatem stać się jakaś katastrofa (odpukać!), żeby liczniki Adama się zatrzymały.
Kolejną okazję do wykazania się pomocnik będzie miał już dzisiaj, w najbardziej prestiżowym meczu, w jakim tylko piłkarz Liverpoolu może zagrać, czyli z Manchesterem United. Między wierszami Jose Mourinho już zapowiedział, że zamierza wyraźnie utrudnić życie ofensywie LFC. – To co jest właściwe taktycznie może okazać się niezgodne z nastrojami i emocjami kibiców – mówił Portugalczyk.
A zatem, Panie Lallano, pora wspiąć się na wyżyny. Teraz już nie będzie testów, lecz same oczekiwania.
Mariusz Bielski