Pierwszy mecz przegrali 0:27, drugi 0:30. Rezultaty porównywalne do słynnego Samoa Amerykańskich ze złotym pokoleniem Australii, czyli do meczu, w którym w oczywisty sposób obie drużyny dzieliła różnica dziesięciu klas. Ale taka przepaść w poznańskiej B-Klasie? Kim są Jadwiżański KS? Czy powiedzieli sobie w szatni kilka mocnych słów i wyciągnęli wnioski? Sprawdziliśmy to podczas ich prestiżowego starcia z KS Szczytniki. Zapraszamy.
***
– Wymyśliliśmy sobie, że fajnie byłoby pograć, ale okazało się, że łatwiej podpiąć się pod kogoś niż zaczynać od zera. Kolega znał się z prezesem parafialnego Jadwiżański KS – to klub przy parafii Świętej Jadwigi. Mają tam kilka sekcji juniorskich, ping pong… Prezes powiedział, że ogarnie nam papierkową robotę, a my jesteśmy samofinansującą się ekipą.
Jak wyglądały wasze letnie przygotowania. Wyjazd do Turcji wzorem ligowców?
Spotykaliśmy się na miesiąc przed startem ligi, ale różnie to wychodziło. Zazwyczaj było zbyt mało osób i graliśmy w dziada.
W Crystal Palace gra na małej przestrzeni uważana jest za klucz do sukcesu, także nowocześnie.
To prawda. A dzień przed pierwszym meczem zwolniliśmy trenera.
Też zgodnie z trendami.
Facet powiedział, że nam pomoże, a w sumie był na jednym treningu. Nigdy mu nie pasowały terminy, na mecz też powiedział, że nie przyjedzie, a u nas za brak trenera z licencją dostać można nawet tysiąc złotych kary. Notabene o to wiele ekip się skarży do WZPN, że obecność licencjonowanego trenera jest wielką trudnością na tym szczeblu. Nam udało się ogarnąć kogoś, kto jest z nami do teraz, bardzo się angażuje i nie robi tego za pieniądze. Ten nasz pierwszy mecz… W składzie dziesięć osób, które nigdy nie grało na dużym boisku i Stachu. Stachu, który zagrał na pełnowymiarowym pięć lat temu. Obrona cały czas stała w polu karnym, napastnicy gdzieś daleko, druga linia z przodu – mieliśmy dziurę pięćdziesięciu metrów między formacjami. Zaskoczyła nas słaba skuteczność rzutów z autu, to nasza pięta achillesowa – wykonywaliśmy dobrze tylko jakieś 60% z nich. Kadrowo też nie było najmocniej, nie mieliśmy żadnego rezerwowego. Na stoperze grał piętnastolatek, wielu w ogóle wypadło… To było jak nauka pływania na głębokim morzu. Szybko okazało się, że futbol w TV jest przyjemniejszy.
Przeżył ten piętnastolatek?
Nie wiemy. Nie widzieliśmy go od tamtej pory, więc nie mamy pewności. Meblorz ma jedną z najmocniejszych grup kibicowskich w lidze, więc nasze otwarcie ligi było huczne – race, huk petard, grill. Nawet weszli do nas do szatni i powiedzieli: tylko zwycięstwo! Chyba im się szatnie pomyliły.
To musiało boleć, że tak zawiedliście kibiców Meblorza Swarzędz.
My się natomiast nie zawiedliśmy na kibicach Meblorza, bo ich przygotowania odbyły się pod monopolem w Swarzędzu.
Po ilu minutach padła pierwsza bramka?
Z Meblorzem po jakichś trzech.
Pierwsza bramka ustawiła spotkanie.
Kibice krzyczeli do nas, że dalej chłopaki, ruszajcie się, walczcie chociaż! Kondycyjnie odbiegaliśmy strasznie. Zgrupowania na rynku w Poznaniu nie przyniosły takiego skutku, jakiego się spodziewaliśmy.
Ja myślę, że świeżość po tak ciężkich zgrupowaniach przyjdzie na drugą część rundy.
Kibice po wszystkim podeszli do nas i zaczęli bić brawo. Nie spodziewali się, że wyjdziemy z szatni na drugą połowę, bo większość wolałaby dostać walkowera – szczerze przyznam, że my też byliśmy trochę zaskoczeni, że wyszliśmy. Zaśpiewali nam, że graliśmy do końca, szacunek za walkę. Cieszyli się też, że cztery pierwsze pozycje w tabeli strzelców okupują ich piłkarze.
Siadacie w szatni po pierwszym meczu w historii klubu, po 0:27. Co się wtedy mówi, myśli?
Najpierw padło pytanie – kto ma papierosy. Raczej pojawiła się spina, żeby było lepiej, niż rezygnacja. Skoro wydajemy na to pieniądze, skoro już coś postanowiliśmy, to chcemy grać dalej. My naprawdę nie wiedzieliśmy nic. Jak się ustawiać. Jak się biega. Jak się gra na takim boisku. Nie mieliśmy pojęcia czego się spodziewać.
Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt – albo 30:0 do przodu albo 0:30 do tyłu.
Raczej wiedzieliśmy, że dostaniemy ostre baty, ale zastanawialiśmy się czy 0:5 czy 0:15. Wyszło 0:27.
Mówicie, że w szatni taka spina, żeby było lepiej, a w drugiej kolejce jeszcze gorszy wynik.
Z pierwszego meczu na drugi poprawiło się tyle, że doszło dwóch rezerwowych. Do połowy graliśmy jak z Meblorzem, 12 minut się broniliśmy zanim padł pierwszy gol, ale potem chłopaki się załamali. Bramki padały co chwilę. Piłkarze Olimpii Poznań podeszli mega poważnie, deptali po nogach, ani na chwilę nie traktowali nas ulgowo – cały czas gonili, żeby zrobić jak najwyższy wynik. Są nowym klubem, to też chcą się pokazać.
Nie chcę się powtarzać z pytaniem, ale nie wyobrażam sobie atmosfery w szatni po 0:30.
To był najgorszy moment, najtrudniejszy. Wszyscy zeszli ze spuszczonymi głowami, nawet za dużo nie rozmawialiśmy. Myśleliśmy, że z meczu na mecz będzie widać poprawę, a tutaj nic.
Pojawiły się wątpliwości, czy to dalej ciągnąć?
Nie, bo my też wiedzieliśmy, że akurat w drugim meczu brakło kilku graczy, choćby Stachu nie grał…
Stachu nie do zastąpienia.
Z bratem środek pola trzyma, zobaczysz, nowoczesny futbol. Kolejny mecz był wreszcie lepszy, mogliśmy wygrać. To było świeżo po dwóch prawdziwych treningach, kiedy spotkaliśmy się w poważniejszej grupie.
Uznaliście, że formuła treningów polegająca na trenowaniu dziada jednak się wyczerpała.
Dziad nie zdał egzaminu. Wiesz, nas też to od początku denerwowało – zgłosiło się 20 osób, że chcą grać, a później nikt nie przychodzi. Na szczęście potem przyszli ludzie, którym faktycznie zależało. Rozgłos też pomógł – pisali do nas, czy można dołączyć. Wciąż piszą, ale zamknęliśmy już okienko na ten sezon.
A jak napisze Berbatow? Wciąż jest bez klubu.
To pomyślimy. Może wyjątkowo dla niego zorganizujemy testy. W każdym razie w trzecim meczu strzeliliśmy historyczną pierwszą bramkę, przegrywaliśmy do przerwy tylko 1:2, mieliśmy swoje sytuacje. Ten mecz przegrany 3:8 był do wygrania, ale niestety, trafiło się później formacyjne nieporozumienie, dwóch zawodników zmieniło pozycje, nie wiedzieli do końca kto gdzie gra, środek był odsłonięty i padły cztery bramki.
Zabrakło szczęścia.
To jest trudne w tej lidze, że my chcemy pograć piłką, jakąś klepkę, a inni mają wyuczone proste schematy: cross przez całe boicho, napastnik załącza speed i koniec. Może nie Olimpia i Meblorz, bo to dobre drużyny, ale te następne tak non stop robiły, bo to im dawało bramki. My chcemy coś poklepać w środku.
A więc wy to raczej taka Barcelona. Jakie nastroje przed dzisiejszym meczem?
Dzisiaj była taka mobilizacja, że musieliśmy wybrać meczową osiemnastkę, z frekwencją ostatnio nie ma problemów. Zrobiliśmy też solidny research, u nich jest kilku kontuzjowanych. Szczytniki to drużyna starszej daty, najstarszy u nas, Kamil, 27 lat, byłby u nich najmłodszym. Poza tym spojrzeliśmy na ich zdjęcie, i tak na Smudę oceniamy, że są do ogrania. Dzisiaj będą też znowu nasi kibice, wtedy też się inaczej gra. Ostatnio cały mecz kibicowali na stojąco. Nawet dudy były.
Dudy. No tak, tradycyjny instrument z trybun.
Nawet ksiądz proboszcz przyjeżdża. Ostatnio doping prowadził.
Nie pytam o przyśpiewki.
Jest spokojnie, JKS Gol, Jadwiżański Klub Sportowy, Gol, Gol, Gol. Prawda, że przyśpiewki musimy jeszcze dopracować (śmiech). Ale spokojnie, to dopiero nasz piąty mecz.
Nie boicie się, że z czasem koszty was zjedzą?
Trochę tak. Wynajem boiska 300 złotych. Na każdy mecz przyjeżdża trzech sędziów, musisz wszystkich opłacić, a jeszcze zwrócić im koszty dojazdu. I już się zdarzało, że choć wszyscy byli z Gniezna, to przyjeżdżali na trzy samochody, rozumiesz. Brak trenera licencjonowanego – tysiąc złotych kary. Walkower – 500 zł. Trochę się boimy, ale póki co udaje się wiązać koniec z końcem. Szukamy sponsora, kampania piwowarska odpisała nam na maila, że śledzą nas, imponuje im nasze zaangażowanie, ale tylko profesjonalne drużyny mogą sponsorować.
***
– Mati, przebieraj się!
– Przebieram, tylko peta spalę.
Ustawiam się strategicznie pod szatnią, w miejscu, gdzie najlepiej paliłoby się papierosa. Tutaj są zawsze najlepsze nieoficjalne rozmówki.
– Dlaczego my w szatni gospodarzy?
– Bo jesteśmy gospodarzami.
– A, no tak.
Albo najistotniejsza z perspektywy meczu, co okaże się niebawem:
– Czemu ja drugi na bramkę?! Jestem obrońcą!
– Musi być ktoś w protokole drugim bramkarzem. Spokojnie, wejdziesz na obronę i tak – uspokaja jednego z graczy trener, Dawid.
– Nie założę stroju bramkarza. Nie ma mowy.
***
Murawa – stół. Nie dziwią opinie, że boisko w Owińskach to jedna z najlepszych muraw w B-Klasie. Naprzeciwko hotel, ciekawe czy pokoje z widokiem na mecze JKS są droższe.
Sędziowie są na kwadrans przed meczem. Widać, że sława JKS do nich dotarła, natomiast z drugą ekipą gorzej:
– A to to jest kto?
Gdy z szatni dobiegają okrzyki, jakie wlałyby zwątpienie w serce Leonidasa, nie omieszkają skomentować.
– Po tym okrzyku sądzę, że dziś może być 30:0 dla nich.
– Co ich nie widać tak długo? A nie, idą wojownicy.
Chłopaki dziarsko trenują, uwagę zwraca numer 7, Antek, który nawet policzki ma pomalowane w klubowych barwach. Łapcie zapis przedmeczowej konferencji prasowej:
– Trenerze, jaka strategia na dziś?
– Wygrać.
***
Za kulisami można się dowiedzieć, że ta wypowiedzieć powinna być wzbogacona o “wygrać, bo jak nie z nimi, to z kim?”. Szczytniki KS też przegrały wszystko, też potrafiły oberwać wysoko. Ten mecz zarazem budzi nadzieje, jak i spory strach – istotnie, wydaje się, że są w zasięgu. Ale jeśli i z nimi wysoko przegrają?
Tymczasem wybija 16:00, trzeba zaczynać, a bramkarza jak nie było, tak nie ma. Do klatki musi wejść ten, który tak się irytował, że chociaż w protokole ma być golkiperem. Problem jest piętrowy: nie ma nawet rękawic.
– Słyszałem z kielecczyzny anegdotę, że facet bronił w rękawicach hutniczych – komentują trybuny. Ostatecznie udaje się skołować rękawice w ostatniej chwili.
– Ten bramkarz już grał kiedyś na bramce? – pytam asystenta łamane na kierownika, a w wolnych chwilach zawodnika.
– Nie, ale jest bardzo dobrym obrońcą.
Kibice jak zawsze służą wsparciem.
– Po chuj wam bramkarz. Nikt się nie przedrze przez tą obronę.
***
Osiem minut spóźnienia z pierwszym gwizdkiem, kibice martwią się o kary z Canal+. Na trybunach grill, tutejsze piro – pół metra ognia tuż przy linii bocznej. Kibicom trzeba oddać – trwa nieustanny doping, w dodatku na dwa młyny: jedni intonują swoją pieśń, drudzy swoją, i jakoś to leci.
– Jak mam iść na Kolejorza, to jestem chory. Byłem ostatnio na Zagłębiu, kurwa dramat. A tu, przegrają, wygrają, serce na boisko zostawione.
Pierwszy golkiper dzwoni tak po kwadransie gry. Miał dziś bieg wokół jeziora Malta, dobra wieść – właśnie skończył! Trener nawet nie chce z nim rozmawiać.
Wynik to wciąż 0:0.
***
Korzystam z okazji i przepytuję jednego z rezerwowych. W przerwie zasłynie krzykiem “ROBERTO CARLOS!” przed uderzeniem, a potem potężnym lobikiem gdzieś w okolice szwendającego się za siatką burego psa.
Czy uważasz, że to skandal, że trener nie wystawił tak doskonałego zawodnika jak ty?
Jestem oburzony, że moje spektakularne możliwości nie zostały docenione. Wiem jednak, że udowodnię swoją przydatność.
Plotki mówią, że gdybyś grał, byłoby już 10:0 dla was.
Piłka jest bardzo nieprzewidywalnym sportem, ale myślę, że skromne 5:0 już by było.
Grałeś w tych słynnych pierwszych dwóch meczach?
Nie. Przyszedłem po nich. Dlatego nie dziwi nagła poprawa rezultatów. Przyszedłem na mecz w Żydowie, gdzie było tylko 0:9, i gdzie byśmy wygrali, gdyby nie krety. Tamtejsza murawa to krety na krecie, a wszystkie jeszcze pomagają gospodarzom.
Ostro było w Żydowie, słyszałem po przyśpiewkach.
Ostro. Nasi kibice przyjechali w bardzo licznej grupie, dwie osoby.
Ultrasi.
Myślimy, żeby pójść do Castoramy, kupić kolorowe kominiarki, żeby nie było problemów. Niedługo zamierzamy otworzyć sekcję sportowo-chuligańską.
Co sądzisz o nowatorskiej decyzji wystawienia obrońcy na bramce?
To nasza prowokacja. My tak wszystkich chcemy zaskoczyć, zmylić, że niby dostajemy, a potem wszystko zaczniemy wygrywać.
***
Historyczne, dziewicze prowadzenie JKS miało miejsce po bezdyskusyjnym karnym. Mecz jest bardzo wyrównany, jedni i drudzy łatwo stwarzają sytuację – dobrze się to ogląda. Byłem kiedyś na derbach gminy Złoczew i tam nie było pół okazji przez całe spotkanie, a ten radosny futbol trzyma jak na szpilkach. W 28 minucie historia staje się faktem.
– Nigdy tak długo nie wytrzymaliśmy bez straty gola!
Ławka rezerwowych JKS wiwatuje.
– Od teraz proponuję owację w 28 minucie co mecz.
– Powiedziałbym “grajmy swoje”, ale to mogłoby być źle zrozumiane.
Pochwały w złą godzinę, Szczytniki wyrównują po kontrze. JKS jednak strzela bramkę do szatni i do przerwy jest 2:1. Bohaterem ewidentnie obrońco-bramkarz, który kilka razy wyciąga naprawdę trudne piłki, a ze dwa razy sam na sam. Gdzieś wokół boiska chodzi jakiś anglojęzyczny facet w bluzie Ajaxu Amsterdam – w klubie już rozszyfrowali, to skaut, przyjechał po bramkarza, ale oni go nie oddadzą.
Wynik?
– Tworzy się dobry followup do okładki “Przeglądu”, “LEGIA W SZOKU” – komentują trybuny.
***
Po zmianie stron najbardziej dojmująca jest rosnąca frustracja piłkarzy ze Szczytnik. Niby odrabiają na 2:2, niby stwarzają sytuacje – golkiper z przymusu ma już w tym momencie ksywkę “człowiek magnes” – ale wkrótce, po kolejnych ciosach JKS, gasną w oczach. Gasną fizycznie, a mentalnie się rozsypują – zaczyna się wytykanie palcami, pretensje po najmniejszych błędach. Nieco nadziei wlać w nich może fatalna skuteczność JKS w wykonywaniu autów, ale wkrótce mecz staje się jednostronny – pierwszy raz w historii dla Jadwiżańskiego, a nie odwrotnie. Padają dwa gole Kamila Ancana, każdy w momencie, gdy właśnie miał zostać ściągnięty z boiska. Okazja po okazji, sam na sam, kilka prób lobowania bramkarza… Wreszcie koniec. 5:2. Bramki: Zieliński, S. Kiernicki, Ancan, Ancan, Baehr. Historia futbolu na oczach Weszło.
– Staszek, jak ci będzie smakować to zwycięstwo?
– Jak będzie smakować to się dowiem, gdy wejdę do monopolowego.
Zaczyna się pitch invasion i wielka feta. Wielka? Może nie pod względem liczebnym, ale dla tych wszystkich ludzi to naprawdę znaczy bardzo, bardzo wiele. Kibice robią spektakl – skandują nazwiska zawodników pod szatnią, tak jak skandowali nazwiska strzelców i dopingowali bez przerwy dziewięćdziesiąt minut. Dud dziś brakło, ale był bęben i zdarte gardła.
– Może Lech dziś przegrał, ale my wygraliśmy. I kto jest prawdziwą dumą Poznania?
***
Rozmawiam z bohaterem meczu, Kubą Zajderem, bramkarzem.
Czy Fabian ma czuć się zagrożony?
Może, może.
Spodziewasz się powołania od Nawałki?
Spodziewam się powołania od angielskiego trenera. Zrobię sobie obywatelstwo i będą grał, tam mają problem z bramkarzami.
Zostajesz więc golkiperem na stałe.
Jeszcze nie wiem, muszę się zastanowić. Byłem obrońcą póki co. Rękawice dzisiaj pożyczyłem w ostatniej chwili. Kluczowa była pierwsza sytuacja: sam na sam, które wybroniłem prawą ręką. Jakbym się rzucił w lewo i nie obronił, to myślę, że cały mecz byłoby gorzej. Ale go wyczułem.
***
Konferencja pomeczowa z trenerem, Dawidem:
Wierzyłem w nich od dawna, wiedziałem, że potrafią. Nawet jak przegrywaliśmy 0:27, 0:30, widziałem, że chcą, że są mega zaangażowani. To najważniejsze. Przychodzi powoli zgranie i widać efekty.
Co w tym meczu najbardziej ci się podobało?
Składne akcje zespołu i to, że mimo mankamentów, dziury w środku, potrafiliśmy wyjść obronną ręką. Druga sprawa – przyjechało osiemnastu chłopaków, którzy żyli tym meczem i autentycznie żyją tą drużyną. Ta wygrana niesamowicie nas zbuduje – nikt na treningach, meczach, nie będzie pamiętał o porażkach, tylko będzie myślał o tym zwycięstwie, i że chęcią, walką, pracą, można wygrywać.
***
Antek, siódemka, Jadwiżański playmaker.
Jak się czuje MVP spotkania?
Najważniejsza jest drużyna, najważniejsze są wyniki, Jadwiżański Klub Sportowy ponad wszystko. Walczyliśmy dla kibiców i to oni tworzyli widowisko. Czuję się wspaniale.
(Krzyki dziewczyn po tej wypowiedzi)
To twój fanklub?
Jedna nie może się dowiedzieć o drugiej, taka jest prawda.
Dlaczego każdą bramkę chciałeś strzelić lobem?
Szanuję bramkarza drużyny przeciwnej, wiedziałem, że nie jestem w stanie go pokonać w sposób tradycyjny. Okazało się, że w sposób nietradycyjny też nie jestem w stanie.
Czy jak trafisz do Realu też będzie taki cwany?
Po co Real, jak JKS w osiem lat awansuje do Ekstraklasy. Czekamy co nam zaproponuje Legia Warszawa, póki co wiemy, że nie są w stanie wyjść z własnej szatni, nie odpowiadają na wyzwanie.
Czyli jak Real Madryt, to w finale Ligi Mistrzów z JKS.
Patrząc na obecną formę Realu mogę mieć wątpliwości, aczkolwiek niech trenują chłopaki, zobaczymy co da się zrobić.
***
Mam nadzieję, że chłopaków nie zjedzą koszty, bo te, moim zdaniem, nie są takie małe. Owszem, rozkładają się na ładnych parę osób, ale to są regularne wpłaty wymagające jakichś poświęceń – dla jednych mniejszych, dla innych większych, na pewno nie są bezbolesne. Może odbetonowywane powoli związki powinny zająć się również tym fantem? Przecież jak piłkarska piramida na samym dole będzie kuleć, to całość zacznie się chwiać. Wymóg licencjonowanego trenera i drakońskie jak na poziom rozgrywkowy kary za jego brak, wydają mi się dużą przeszkodą.
Sam Jadwiżański imponuje tym, jaka społeczność już, po paru meczach, wytworzyła się wokół drużyny. Gdyby wygrali przed pustymi trybunami też mieliby wielką frajdę, ale usłyszeć skandowanie swojego nazwisko, móc pobiec podziękować trybunom, które wspierały cię przez dziewięćdziesiąt minut – na chwilę mogli poczuć się jak prawdziwy piłkarze, i to taki, który swoją grą sprawił przyjemność również innym. Wspólne zdjęcie po ostatnim gwizdku to nie fotografia piłkarzy z kibicami – to zdjęcie wszystkich, którzy zapracowali na sukces.
Wątpię, by Stachu jeszcze kiedyś powiedział „Futbol w TV jest przyjemniejszy”.
Leszek Milewski