Gdybyśmy mieli policzyć wszystkich piłkarzy Ekstraklasy, z których strony nie spodziewamy się niczego dobrego, zabrakłoby nam palców. I to biorąc pod uwagę wszystkie kończyny, a i tak nie byłby to nawet półmetek listy. Dotyczy to zarówno młodych piłkarzy, niespełnionych talentów, ludzi, którzy tylko ślizgają się po kolejnych klubach, jak i zawodników nowych, ściąganych do naszej ligi z różnych zakątków świata i często niezrozumiałych dla nas przyczyn. Pula takich ananasów generalnie jest stała – jedni w końcu odchodzą, a przychodzą kolejni – ale czasami zdarza się, że ktoś nas pozytywnie zaskakuje.
Sprzyja temu szczególnie początek sezonu, gdy w klubach dochodzi do tzw. nowych rozdań, trwają ruchy na rynku transferowym i można zacząć wszystko od zera. Nie inaczej było tym razem, uznaliśmy więc, że warto poświęcić kilka ciepłych słów ludziom, którzy niespodziewanie sprawiają, że oglądania Ekstraklasy jest choć trochę przyjemniejsze.
ŁUKASZ SEKULSKI
Tak, nawet my uroniliśmy łezkę po Cabrerze. Klub z Kielc generalnie nigdy nie narzekał na nadmiar piłkarzy, dla których warto przyjść na stadion, Hiszpan, który w zeszłym sezonie wypracował 18 bramek (16 strzelił sam + zaliczył 2 asysty), był tu swego rodzaju wyjątkiem. Ten swoisty piłkarski mezalians nie mógł jednak potrwać zbyt długo, Cabrera będzie teraz grał za lepsze pieniądze dla Anorthosisu Famagusta, a kielczanom zostało liczenie na coś, co nie miało wielkiego prawa wypalić.
A mianowicie duet Przybyła-Sekulski. Nie zdziwiło nas nic a nic, że rywalizację o wyjściowy skład wygrał ten drugi, ale jego postawa już tak. W Jagiellonii po prostu odbił się od ściany i to pomimo, że konkurencji wśród “dziewiątek” nie miał zbyt wielkiej. 9 meczów i 1 gol. Co gorsza na wypożyczeniu w Kielcach zanotował dokładnie ten sam bilans, więc bolesny był ten przeskok z drugoligowych boisk. Gdyby chodziło o klub z nieco większymi możliwościami, kolejnej szansy mogłoby już nie być. Ale jest Korona i kolejna okazja do pokazania się. To inny typ napastnika niż poprzednik, który robił furorę, ale walecznością i skutecznością naprawdę można sporo nadrobić. Jeszcze kilka takich spotkań jak to z Lechem, a kibice Korony na wspomnienie o gościu, który nazywa się Airam Cabrera, będą reagowali tylko wzruszeniem ramion.
MICHAŁ KOPCZYŃSKI
W rozmowie z Przeglądem Sportowym sam przyznawał, że nie do końca wierzył, że coś jeszcze z niego będzie i w sumie trudno mu się dziwić, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że w całym zeszłym sezonie pomimo masy spotkań, Czerczesow dał mu pograć przez zawrotne 272 minuty. Generalnie od momentu debiutu w drużynie ze stolicy w 2012 roku, zaliczył marne 10 występów, więc można powiedzieć, że tylko dzięki wypożyczeniu do Wigier Suwałki mógł poczuć się jak piłkarz.
Zdziwiliśmy się, gdy podpisał nową umowę w Legią, ale też byliśmy niemal przekonani, że prędzej czy później wyląduje w słabszym klubie Ekstraklasy lub nawet na zapleczu. Wiecznie żyć marzeniami przecież nie można, jego koledzy porobili kariery, a on ciągle był tak anonimowy, że niedawno jeden z komentatorów nazwał go młodym (ma 24 lata).
I tu wchodzi Besnik Hasi, powiedzmy, że cały na biało. Zaufał chłopakowi. Może nie za bardzo miał wybór, ale jednak – Czerczesow w podobnej sytuacji coś by pewnie wykombinował. Efekt? Sześć występów w pierwszym składzie, w co najmniej dwóch był najlepszym piłkarzem całej Legii, a w reszcie nie odstawał. A momentami wygląda jakby w Ekstraklasie miał 99 występów, a nie 9.
FILIPE GONCALVES
Może i jesteśmy zbyt uprzedzeni, ale wybaczcie – nie obiecywaliśmy sobie zbyt wiele po 31-letnim Portugalczyku, który nigdy nie wyściubił nosa poza tamtejszą ligę. Powody, by wyjechać wcześniej na pewno miał, bo nie grał w klubach z topu, które nawet w środku kryzysu, mogły się pochwalić płynnością finansową. To budziło nasze lekkie podejrzenia, a gdy doszedł do tego fakt, że gość nie strzelał i nie asystował w trzech ostatnich sezonach, w kościach czuliśmy powtórkę z dobrze znanej rozrywki.
Pewnie sam jest zaskoczony tym, jak szybko udało mu się przełamać. Nas jednak bardziej kupił dograniem do Ryoty Morioki z rzutu wolnego, tym przy pierwszej bramce dla wrocławian w spotkaniu z Pogonią. Duża klasa. Ale wiadomo – nie o ofensywne bilanse głównie tu chodzi, mówimy o defensywnym pomocniku. Szybko przejął kontrolę nad środkiem pola Śląska. Imponuje spokojem i odpowiedzialnością, a przy tym nie ustępuje Hołocie czy Hateley’owi, przy pokazywaniu serca do gry. To może być strzał w dyszkę.
ROBERT GUMNY
Chwalenie jakiegokolwiek piłkarza Lecha po takim początku sezonu w wykonaniu drużyny, na pierwszy rzut oka wydaje się być nie na miejscu, ale im dłużej przyglądamy się temu chłopakowi, tym bardziej utwierdzamy się w przekonaniu, że wrzucanie wszystkich do jednego worka jest niesprawiedliwe. Gumny, który dopiero od niedawna na legalu może kupić browar w sklepie, jest jak na razie bodajże najlepszym obrońcą Kolejorza w tym sezonie. A gra przecież z doświadczonymi typami, czyli lekkie pomieszanie z poplątaniem, teoretycznie to on ma największe prawo, by czegoś nie potrafić, dla niego najłatwiej znaleźć wymówkę.
Tym bardziej, że ciągle gra na nie swojej pozycji. To nominalnie prawy obrońca, po lewej stronie biega z konieczności. Mogą być z niego ludzie. Byle tylko głowa nadążała za nogami, mamy nadzieję, że bliżej mu do Linettego niż Kownackiego.
DARIUSZ ZJAWIŃSKI
Długo czekał na poważną szansę w Ekstraklasie po tym, jak nie zaistniał zarówno w Legii Warszawa, jak i Odrze Wodzisław. Ciężko było pozostać obojętnym na bramki strzelane na zapleczu, ale jednak najwyższa klasa rozgrywkowa rządzi się innymi prawami. W Cracovii delikatnie rzecz mówiąc się nie odnalazł:
– 2 gole w 25 meczach w pierwszym sezonie,
– 2 gole w 23 meczach w drugim.
Nic więc dziwnego, ze Jacek Zieliński unikał jak tylko mógł ustawienia z typową “dziewiątką”, a w mediach cały czas powtarzał, że chciałby napastnika, który pozwoliłby mu grać takim systemem. Zjawińskiego ciężko było uznać za poważnego kandydata. Na szczęście dla niego, środkowy napastnik to towar deficytowy na dzisiejszym rynku, więc słabsze kluby chętnie zaproponowały mu pozostanie w elicie. Zdecydował się na Arkę. Na razie gra trochę w kratkę – dwa słabe występy, dwa naprawdę bardzo dobre, ale to z pewnością może się udać.
Bilans strzelecki już ma taki jak w dwóch poprzednich sezonach. Musi dojść do pobicia rekordu. Tak trzymać – te słowa kierujemy nie tylko do Zjawińskiego, ale do całej piątki.
Fot. FotoPyK, 400mm.pl