Nie, w niedzielny wieczór rywalem Paulusa Arajuuriego nie był Tyson Fury, ale Michal Papadopulos i jego chyba już najsłynniejszy łokieć w Ekstraklasie. Za takie zmasakrowanie przeciwnika i wysłanie do szpitala czeski napastnik zobaczył jedynie żółtą kartkę, a powinien dostać od Daniela Stefańskiego szansę na potrzymanie swojej ofiary za rękę w tymże szpitalu. Przy tego typu starciach zawsze ponawiamy zasadnicze pytanie do naszych sędziów – kiedy wreszcie zaczniecie chronić zdrowie zawodników? Czy naprawdę Papadopulos musiałby urwać Finowi głowę, by wylecieć z boiska?
Lech może się czuć podwójnie pokrzywdzony, bo wcześniej arbiter nie zauważył jednak umyślnego zagrania ręką w wykonaniu Cotry w polu karnym Zagłębia. Innymi słowy “Kolejorzowi” należał się rzut karny, a gdzieś od 40. minuty powinien grać z przewagą jednego zawodnika. W myśl zasad niewydrukowanej tabeli za każdą ze wspomnianych krzywd dopisujemy Lechowi gola, a wynik weryfikujemy na 2:2. Tylko tyle możemy zrobić, chociaż wiadomo, że gdyby Stefański prowadził to spotkanie poprawnie, przebieg meczu byłby zupełnie inny. I kto wie, czy koniec końców nie skończyłoby się nawet zwycięstwem gospodarzy.
Kolejny wypaczony wynik mieliśmy w starciu Termaliki z Cracovią, gdzie pierwsza bramka dla gospodarzy padła po ewidentnym spalonym. Oddajmy jednak Mariuszowi Złotkowi, że nie pomylił się przy kolejnych stykowych sytuacjach, czyli słusznie uznał drugiego gola piłkarzom Czesława Michniewicza oraz słusznie wskazał na wapno po faulu Stefanika. Tutaj także weryfikujemy wynik na 2:2. Co ciekawe, to już drugi taki rezultat w tej kolejce, chociaż w rzeczywistości nie padł ani razu.
W pozostałych meczach błędów też nie brakowało, ale na szczęście nie wypaczyły one końcowych rozstrzygnięć. Bramka dla Wisły Płock padła ze spalonego, ale Piastowi i tak udało się wyrwać w tym meczu trzy punkty. Z kolei w starciu Arki z Wisłą Kraków gospodarzom nie należał się rzut karny, co też nie miało większego przełożenia na wynik. Warto jednak zwrócić uwagę, że to drugi mecz z rzędu, w którym podopieczni Dariusza Wdowczyka zostali skrzywdzeni przez arbitra. I wreszcie, w meczu Górnika Łęczna z Lechią z boiska powinien wylecieć też Wolski, ale w myśl zasad niewydrukowanej tabeli, do końca spotkania pozostało zbyt mało czasu, by dopisywać gospodarzom gola (potrzeba minimum 30 minut gry w przewadze). Natomiast z wyrzucenia z boiska Sasina arbiter spokojnie się wytłumaczy.
No dobra, skoro zganiliśmy już arbitrów, to teraz ich pochwalmy. W meczu Pogoni z Koroną Diaw przy swoim upadku w polu karnym dołożył zbyt dużo teatru i naszym zdaniem Krzysztof Jakubik podjął słuszną decyzję nie gwiżdżąc jedenastki. Z kolei w starciu Jagiellonii z Ruchem było czerwono, ale Paweł Raczkowski we właściwych momentach sięgał do kieszonki. Również w meczu Legii ze Śląskiem nie było grubszych błędów, ale kilka mniejszych już tak. I to właściwie tyle dobrych słów… Fakty są takie, że w dwóch pierwszych kolejkach błędów sędziowskich było zdecydowanie zbyt wiele, a w naszej tabeli zdecydowanie za dużo się dzieje.