Sto bramek we wszystkich rozgrywkach pękło im jeszcze w styczniu. Pierwszy raz w historii granicę piętnastu goli przekroczyło w jednym klubie Premier League aż trzech zawodników. Manchester City bił rekordy strzeleckie, a ich licznik w lidze zatrzymał się na 102. Nie było wyjścia – 11. maja trzeba było wznieść w górę mistrzowski puchar.
To był jeden z najbardziej pasjonujących sezonów angielskiej ekstraklasy. Oczywiście – City dwa lata wcześniej podniosło poprzeczkę emocji na niespotykany wcześniej poziom, ale walka z Liverpoolem i Chelsea na finiszu rozgrywek 2013/2014 to również było coś, czym pasjonowali się obgryzając paznokcie aż do krwi kibice na całym świecie.
1. Liverpool – 77 pkt
2. Chelsea – 75 pkt
3. Manchester City – 71 pkt (i jedno spotkanie rozegrane mniej)
(stan na 18.04.2014)
Tak prezentowała się czołówka tabeli w okolicach połowy kwietnia. Konia z rzędem temu, który przewidziałby, że „The Citizens” jeszcze przeskoczą i „The Reds”, i „The Blues”, nie myląc się już ani razu aż do końca sezonu. W przeciwieństwie do rywali. Chelsea swoje ambicje pogrzebała w starciu z rozjeżdżającym rywali walcem Sunderlandem, którego wielka ucieczka jako żywo przypominała tę Leicester z poprzedniego sezonu. Liverpool natomiast wyłożył się najpierw z Chelsea, gdy Luis Suarez przez 90 minut nie potrafił znaleźć sposobu na oszukanie debiutującego w Premier League Czecha Tomasa Kalasa, a Steven Gerrard zaliczył swój słynny upadek, później jeszcze dobijając samych siebie i wypuszczając z rąk prowadzenie 3:0 z Crystal Palace. W 9 minut.
A City szło jak po swoje. Pierwszy raz w historii Premier League trzech zawodników jednego zespołu przekroczyło barierę 15 bramek – Yaya Toure trafił 20 razy, Aguero zdobył tych gol 17, Dzeko – 16. Wcześniej tylko Chelsea potrafiła zakończyć sezon z bardziej imponującym dorobkiem strzeleckim (103 bramki w sezonie 2009/2010). No ale skoro nawet Jesus Navas potrafił wtedy zdobyć 4 bramki – nie ma się co dziwić. Hiszpan do dziś nie trafił w lidze po raz kolejny.