Szefowie Premier League raczej nigdy nie będą paradować w koszulkach “against modern football”, raczej nigdy nie wybiorą się też na młyn West Hamu aby pomóc bębniarzowi, ale trzeba im oddać jedno: prowadzą z trybunami dialog. Nie są głusi na to racje kibiców. To znaczy: już nie są, bo przez lata najbogatsza liga świata traktowała fanów jako tych, którzy powinni całować herb aktualnego prezesa Premier League za każdym razem, gdy tylko uda się zdobyć bilet na stadion. To jednak już przeszłość.
Temat, który różnił obie strony od lat: ceny biletów. Premier League rozumowała w ten sposób: dostarczamy wam coraz lepszy produkt, więc normalne jest, że ceny są coraz wyższe. Nikogo nie robimy w konia, to uczciwe zasady, praktykowane wszędzie i po prostu zdroworozsądkowe.
Kibice z kolei sugerowali: toniecie w pieniądzach. Każdy azjatycki kraj płaci fortunę za prawa do transmisji, jeden Hong Kong 400 milionów dolarów, i naprawdę w takich warunkach musicie wyciskać jeszcze z nas ostatni grosz?
To nie był konflikt z gatunku tych, które mają jednoznaczne rozwiązanie. Obie strony miały swoje racje. Szefowie Premier League jednak zrozumieli jedno: kibice to nie klienci, a członkowie spektaklu. To nie tylko dzięki piłkarzom, menedżerom i prezesom mecze Premier League mają taką oglądalność, bo trybuny robią atmosferę, nadają klimatu. Dlatego zamiast twardej polityki z gatunku “dlaczego mamy uprzywilejowywać akurat tą część klientów?” coraz częściej pojawiają się tony współpracy.
Niedawno błyskawicznie z wysokich cen biletów wypisał się Liverpool. Już zarządzono bilety za 77 funtów i ta cena musiała oburzyć. Fani „The Reds” zorganizowali więc efektowny protest #WalkOutOn77: ponad dziesięć tysięcy osób wyszło w siedemdziesiątej siódmej minucie meczu z Sunderlandem. Hasło „love the team, hate the prices”, zadziałało, kibice wygrali. Włodarze Liverpoolu nie tylko wycofali się z drakońskich cen za bilety, ale też oficjalnie przeprosili.
Teraz kolejny sukces: Premier League ustanowiła odgórnie, że ceny biletów dla kibiców przyjezdnych przez najbliższe trzy sezony nie mogą być droższe niż 30 funtów. Ruch kibicowski Twenty’s Plenty od TRZECH lat walczył o taką zasadę, i jakkolwiek ich walka nie zakończyła się pełnym sukcesem, bo postulowali bilety po 20, tak dajcie spokój: i tak strzelają tam szampany. Jest postęp, jest kompromis, jest autentyczna chęć słuchania.
Głos z tej organizacji: – Przez lata byliśmy sfrustrowani brakiem dialogu z władzami. Cieszymy się, że to się zmieniło. Wreszcie zostaliśmy wysłuchani, a wszyscy kibice mogą poczuć, że są ważni, że docenia się ich wkład.
A tu wymowny wyciąg z oficjalnego oświadczenia ligi: “Kibice jeżdżący na wyjazdy są niezbędni dla dobrej meczowej atmosfery, a ona również jest znakiem rozpoznawczym Barclays Premier League i odróżnia nas od innych rozgrywek”.
Można dyskutować bez “oddawajcie koszulki”, “Smuda wypierdalaj” i coś osiągnąć? Można. Rzeczowa dyskusja z szacunkiem i uznaniem wzajemnych racji. Może ten nowoczesny korpofutbol da się oswoić.