Mecz ma znaleźć się pod specjalną kuratelą UEFA, która wyśle na stadion rekordową liczbę działaczy. Obserwatorzy mają zasiąść wszędzie – na sektorze gości, na murawie, na sektorach gospodarzy, przed stadionem, prawdopodobnie także w pubach w centrum miasta. Podobnie jest z policją – zarówno turecka, jak i rosyjska jest postawiona na nogi już od kilku dni. Fanatyków Lokomotivu Moskwa mają eskortować służby i funkcjonariusze ze stolicy Rosji, a za tym kordonem ma się znajdować drugi, złożony już ze stróży prawa rodem z Turcji.
Tak wygląda krajobraz przed bitwą. Tak wygląda krajobraz przed najgorętszym starciem od meczu Serbii z Albanią w Belgradzie. Fenerbahce – Lokomotiv. Stambuł – Moskwa. Turcja – Rosja. Dokładnie w momencie, gdy w tureckich barach dyskutuje się niemal wyłącznie o rosyjskim zaangażowaniu w działania w sąsiedniej Syrii, dokładnie w momencie, gdy część analityków wojskowych coraz poważniej bierze pod uwagę otwartą wojnę turecko-rosyjską.
***
Nawet dla laików sytuacja jest jasna. Turcja zestrzeliła rosyjski bombowiec, bardzo odważnie się do tego przyznała, w dodatku zaznaczyła, że piloci byli informowani i proszeni o zmianę kursu. Rosja konsekwentnie broniła swoich żołnierzy, sugerując, że to Ankara popełniła błąd. Gdy w połowie grudnia losowano pary 1/16 finału Ligi Europy, Władimir Putin grzmiał, że Allah pokarał rządzącą Turcją klikę odebraniem im rozumu. Trwa dochodzenie czy to siły nadprzyrodzone, czy jednak ten złośliwy los kazał Gianniemu Infantino wyciągnąć z kulistego akwarium kuleczki z Lokomotivem i Fenerbahce. Jedno jest pewne – gdy ogłaszał wyrok, blady strach padł na wszystkich angażujących się w organizację tego meczu.
Po wydarzeniach z przełomu listopada i grudnia, po zaangażowaniu Rosji w konflikt Syrii i butnych wypowiedziach Recepa Erdogana, prezydenta Turcji, odwołano niemal wszystkie mecze między zespołami z tych dwóch państw – przykładem choćby siatkarskie zespoły Dynama Moskwa i Biełogorii Biełgorod, które odmówiły gry w Lidze Mistrzów z zespołami z Turcji. Do tego sankcje handlowe, embarga, pełne agresji wypowiedzi z obu stron, odwołane zgrupowania…
Tutaj na przykład kibice Spartaka Moskwa wydają dyplomatyczną notę do Ankary.
Więcej? Przyjrzyjcie się występom tureckiego skrzydłowego, Gökdeniza Karadeniza w barwach Rubina Kazań. Od połowy listopada – czyli od zestrzelenia rosyjskiego samolotu nad Turcją – ani jednego rozegranego meczu. Belgijscy politycy przy okazji zasugerowali, że kiepskim pomysłem będzie przyjazd kibiców Zenitu Sankt Petersburg do Gent na mecz Ligi Mistrzów. Powód? Duża turecka mniejszość w tym mieście…
A warto dodać, że przecież jeszcze przed pogorszeniem stosunków na linii Ankara-Moskwa przy okazji meczu Besiktasu z Lokomotivem doszło do kilku pomniejszych starć na ulicach miasta.
***
Na meczu ma więc zabraknąć jakichkolwiek manifestacji politycznych, pod groźbą bardzo wysokich kar od UEFA. Kontrola będzie wzmożona, a sam fakt użycia służb dwóch państw i ponadnarodowych specjalistów ds. bezpieczeństwa z federacji piłkarskiej sporo mówi o starciu. Tyle że to niewiele, gdy bierzemy pod uwagę szerszy kontekst. Gdy bierzemy pod uwagę, że miesiąc temu Władimir Putin grzmiał o tureckim wsparciu dla terrorystów i zarabianiu na wojnie w tym rejonie świata. Gdy bierzemy pod uwagę, że rosyjskie wojska zbliżają się do granicy z Turcją, gdy bierzemy pod uwagę manewry militarne na Krymie. Ledwie wczoraj rosyjski analityk wojskowy Paweł Felgenhauer był cytowany we wszystkich mediach, gdy zupełnie wprost powiedział: Putin szykuje się w ten sposób do wojny z Turcją.
Choć sytuacja w regionie jest skomplikowana, w konflikt zamieszani są syryjscy rebelianci, wojska dotychczasowego syryjskiego reżimu, terroryści z Państwa Islamskiego, Kurdowie walczący o niepodległość i wreszcie dwa wielkie państwa na granicy Europy i Azji, to właśnie od stosunków Rosji z Turcją może zależeć najwięcej.
Stosunków, które mogą ulec zmianie w zależności od przyjęcia moskiewskich kibiców w Stambule i jakości współpracy służb obu państw przy organizacji tak ryzykownego wydarzenia.