Już w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, 26 grudnia przed północą, gdy po całym dniu obżerania się usiadłem do komputera, na tablicach moich znajomych z Poznania roiło się od pełnych dumy oświadczeń. Jeden wspomina dziadków, którzy chwycili za broń, by wyrąbać sobie drogę do – jakkolwiek to brzmi – polskiej Wielkopolski. Drugi zmienia zdjęcie profilowe i wstawia rapowy utwór wspominający bohaterstwo swoich ziomków sprzed niemal stu lat. Trzeci pokazuje medale, które jego przodkowie otrzymali za udział w tym zrywie. Rano doszły do tego smsy z Poznania – o 16.40 całe miasto ma zapłonąć w hołdzie tym, dzięki którym Wielkopolska znalazła się w granicach niepodległej II Rzeczpospolitej.
Byłem oszołomiony tym, jak mocno Powstaniem Wielkopolskim żyje cały ten region, byłem oszołomiony, jak mocno to rozlewa się również na nas, łodzian, na warszawiaków, na całą Polskę. Nie chcę tutaj wartościować, podkreślać, jaka grupa społeczna szczególnie włączyła się w popularyzację wiedzy o tym zwycięskim powstaniu. Nie chcę przypominać, że to akcja “PowstańMY” organizowana przez kibiców i działaczy Lecha Poznań wciągnęła do akcji rozpowszechniającej informacje o zrywie Polaków z końca 1918 roku między innymi prezesa PZPN Zbigniewa Bońka czy prezesa Ekstraklasy, Dariusza Marca. Fakty są jednak takie, że gdy prezydent miasta, Jacek Jaśkowiak, spędzał czas w łóżku na urlopie (nawet pochwalił się tym na Facebooku…), mieszkańcy Poznania robili to:
Prezydent nie pojawił się ani na oficjalnych uroczystościach, ani później, podczas tej wielkiej wieczornej manifestacji dumy z historii Wielkopolski.
Jestem pewny, że za dwa lata ten sam prezydent zniesmaczony będzie krzyczał, że kibole “zawłaszczyli” uroczystości.
***
Bardziej niż Jaśkowiak, wkurzają mnie mimo wszystko politycy Platformy Obywatelskiej. Po ośmiu latach aroganckiego tępienia całkiem zwyczajnych ludzi przez instytucje z nimi powiązane – by wspomnieć choćby świeżutko ujawnione przez portal kulisy24.pl działania w sprawie wyjaśnienia “afery taśmowej”, w tym podsłuchiwanie dziennikarzy ujawniających taśmy – teraz krzyczą o ograniczaniu wolności słowa i innych wartościach, które przez długie lata mieli w dupie. To naprawdę znakomity dowcip, gdy płaczą nad upolitycznieniem TVP, podczas gdy przez ostatnie lata jedną z twarzy tej stacji był Tomasz Lis, w swojej retoryce i wypowiedziach bardziej “upolityczniony” niż niejeden poseł. Jasne, też wkurza mnie samowola PiS-u, irytuje mnie, że znajomych z PO podmienia się znajomymi z PiS-u (Jasiński…), tradycyjnie olewając kompetencje na rzecz wierności wobec środowiska politycznego. Też wkurzają mnie projekty zwiększenia inwigilacji.
Ale gdy nad tym wszystkim krokodyle łzy ronią goście, którzy rządzili w momencie, gdy Gazeta Wyborcza (Wyborcza!) pisała tak:
W 2010 roku po badaniach Urzędu Integracji Europejskiej zleconych przez Komisję Europejską okazało się, że polskie społeczeństwo jest najbardziej inwigilowanym w całej Unii Europejskiej. Na tysiąc dorosłych Polaków, aż 27,5 musiało liczyć się z tym, że ich billingi były sprawdzane przez specsłużby. Mało tego, wszystkie informacje operatorzy muszą udostępniać na własny koszt. By uzyskać dostęp do naszych billingów, służby nie potrzebują żadnych pozwoleń sądów, tak jak to jest w przypadku podsłuchów.
No to ja jednak czuję się dość nieswojo. Tak jak wówczas, gdy PO wykręca własną kartoniadę, krzyczy “precz z komuną” i kreuje się na opozycję wyklętą. I ta słabość opozycji martwi mnie tym bardziej, im bardziej wkurzają mnie działania PiS, mordy Piotrowiczów i jemu podobnych oraz plany rozszerzenia inwigilacji obywateli. Najrozsądniej w tym bajzlu zaczyna wyglądać Kukiz z Liroyem i narodowcami pod bokiem. Moim zdaniem to nie jest dobra informacja dla Polski.
***
Swoją drogą, brać na sztandary “och-jakże-uciśnionego” Tomasza Lisa to jak dopatrywać się spisku PZPN w wyłączeniu ze środowiska Kazimierza Grenia. Niby można, ale kto to kupi? Zresztą, można to w prosty sposób odwrócić, gdy PiS na twarz dobrej zmiany wybiera Piotrowicza, Asta, Jasińskiego i oczywiście profesor Pawłowicz. Tak jakby wszystkie partie zaczęły się ścigać, która najbardziej obrzydzi do siebie wyborców. Poza Petru. W obrzydzaniu Petru specjalizują się media dorzucające go nawet do prognozy pogody.
***
Wracając do rzeczy naprawdę ważnych – wczoraj na Weszło pojawiło się dość obszerne podsumowanie wszystkich patologii 2015 roku. Mam wrażenie, że z roku na rok jest coraz ciężej o złożenie takiego zestawienia, a nawet wymienienie tych kilku największych wtop to raczej kwestia niższych lig. Weźmy przykłady z mijającego roku: leczenie w Bytovii Bytów to patologia, ale to środek pierwszej ligi. Ustawiane sparingi Floty Świnoujście to jakiś absurd, ale to bankrut z drugiego szczebla rozgrywkowego. Pijacki rajd Gigołajewa czy wpadnięcie na trening prosto z melanżu w wykonaniu Droppy to rzeczy nie do zaakceptowania w profesjonalnym futbolu, ale znów: dotyczyły aktorów trzeciego planu.
Mam wrażenie, że dochodzimy do momentu, w którym pierwsze osiem czy nawet dwanaście zespołów ligi to uporządkowane, porządnie zorganizowane i posiadające w miarę spójną strategię przedsiębiorstwa, które albo doskonale tuszują wszelkie patologie na własnym podwórku, albo po prostu już pozbyły się ananasów, które potencjalnie mogłyby zrujnować profesjonalny wizerunek. Mam wrażenie, że w Ekstraklasie liczącej dwanaście drużyn wszystko byłoby tak do bólu grzeczne i przepuszczone przez sitko marketingowców, że z nudów musielibyśmy zacząć śledzić wnikliwie pierwszą ligę.
Ciekawe, kiedy ten ład organizacyjny przyczyni się do zwiększenia poziomu sportowego. Nawet “Bereszyński-gate” czy nagła zmiana kursu w Lechu Poznań, gdy zwolniono kilka osób tworzących jego tożsamość podczas kadencji Macieja Skorży nie zmieniają ogólnych wrażeń. Góra ligi już się sprofesjonalizowała i pewnie zabraknie jej w rankingu patologii za rok 2016. Ciekawe co z dolną ósemką, pod przywództwem wystawionej na sprzedaż i “już-prawie-niemal-za-pięć-dwunasta” sprzedanej Korony Kielce. Na razie zapowiada się desperacka, coroczna walka o miejską kroplówkę, co z profesjonalizmem ma wspólnego tyle, co Ronald Gigołajew z szoferem pani Daisy.
Aktualizacja: Korona już dostała miejską kroplówkę, nawet bez większej histerii w Radzie Miasta. 3,8 miliona złotych w budżecie miasta na 2016 rok, nawet znośnie, szczególnie na tle klubów, które formalnie nie są spółkami miejskimi, a i tak sporo otrzymują z publicznej kasy.