Klątwa rzutów karnych w AZ. Nieprawdopodobne

Maciej Piętak

22 grudnia 2025, 10:01 • 4 min czytania 1

W niedzielne popołudnie kibice AZ Alkmaar byli świadkami nie tylko gradu goli, ale i kontynuacji jednej z najbardziej niewiarygodnych serii w europejskim futbolu. Ich ulubieńcy przegrali na wyjeździe 3:4 z Fortuną Sittard, jednak po ostatnim gwizdku więcej mówi się o fatalnej skuteczności gości z rzutów karnych.

Klątwa rzutów karnych w AZ. Nieprawdopodobne
Reklama

AZ i rzuty karne to trudna relacja

Czarna seria drużyny z Alkmaar trwa od połowy października. Ostatnim zawodnikiem, który trafił do siatki z jedenastu metrów, był Troy Parrott. Irlandczyk nie pomylił się w starciu z Ajaksem Amsterdam. Od tamtej pory nad piłkarzami AZ ciąży fatum.

Zaledwie pięć dni później holenderski klub otrzymał kolejną jedenastkę. Do rzutu karnego w meczu Ligi Konferencji przeciwko Slovanowi Bratysława podszedł kapitan, Sven Mijnans. 25-letni holenderski pomocnik chwilę wcześniej strzelił gola, jednak jego próbę z jedenastu metrów obronił Dominik Takac. Mecz i tak ostatecznie udało się wygrać 1:0.

Reklama

W tym samym tygodniu AZ podejmowało przed własną publicznością Utrecht. Miejscowi prowadzili 3:0 po bramce Mijnansa oraz dublecie Troya Parrotta. Irlandczyk w 60. minucie miał szansę na skompletowanie hat-tricka, jednak jej nie wykorzystał. Oddał słabiutki strzał w sam środek bramki.

To był bardzo, bardzo zły karny. To nie w moim stylu. Sposób, w jaki ostatecznie go wykonałem, był żenujący. Mocno wiało i musiałem wcześniej poprawiać ustawienie piłki przez wiatr, ale to żadna wymówka. Jestem na siebie wściekły, bo jestem dumny z tego, jak wykonuję rzuty karne. Mam nadzieję, że koledzy z drużyny wybaczą mi dzięki tym dwóm innym golom – mówił po meczu Parrott dla ESPN. Koledzy pewnie mu wybaczyli, bo AZ i tak mecz wygrało – 4:1.

Minął tydzień. Nadszedł 2 listopada i pora na kolejne spotkanie. Tym razem wyjazd do Rotterdamu na starcie ze Spartą. W 28. minucie Parrott mógł zrehabilitować się za nieudaną próbę w ostatnim meczu, ale… uderzył równie źle. Znowu nisko, znowu słabo, znowu bramkarz obronił. AZ wygrało 1:0, ale Irlandczyk nie wpisał się na listę strzelców. Zdobył co prawda bramkę z gry, ale ta nie została uznana ze względu na spalonego.

– Nie będzie z tego zadowolony, a wydaje mi się też, że się poślizgnął. Miałem również podejrzenie, że bramkarz zbyt wcześnie opuścił linię, ale zostało to sprawdzone. To się zdarza – stwierdził Maarten Martens, trener AZ.

Rywale też pudłują

Minęły cztery dni. Ekipa z Alkmaar wraca do gry w Lidze Konferencji. Na Selhurst Park rywalem było Crystal Palace. Wyjątkowo jednak nie będziemy wspominać o karnym AZ, a o jedenastce jego rywala. Na początku rywalizacji wynik mógł otworzyć Jean-Philippe Mateta. Francuz uderzył precyzyjnie, ale za lekko. Klątwa zatem tyczy się nie tylko graczy z Alkmaar, ale i ich przeciwników.

W kolejnych trzech spotkaniach karnych nie dyktowano. Na wapno sędzia wskazał dopiero 30 listopada przy okazji meczu z Twente. I to w najlepszym możliwym momencie – 99. minuta, wynik 0:1. Do piłki podchodzi oczywiście Troy Parrott. Nie wykorzystał dwóch ostatnich jedenastek, ale wrócił podbudowany z przerwy na reprezentacje, podczas której został bohaterem narodowym.

Zresztą z Węgrami wykorzystał rzut karny, więc też tego oczekiwano od niego w Eredivisie.

W tym ważnym momencie zdecydował się na podcinkę, jednak przeniósł piłkę nad poprzeczką i trzy punkty zostały w Enschede.

Minęły trzy tygodnie, w międzyczasie Jagiellonia urwała z AZ remis, a seria dalej trwa. W niedzielę została przedłużona do pięciu jedenastek z rzędu. W starciu z Fortuną Sittard tym razem do rzutu karnego podszedł Mijnans (pomimo tego, że Parrott był na boisku). Bramkarz obronił tę próbę, a, co gorsza, trzy minuty później Fortuna przeprowadziła akcję, po której wyszła na prowadzenie 3:2. Ostatecznie wygrała cały mecz 4:3.

Kenneth Perez, były piłkarz i ekspert telewizyjny, nie krył irytacji tłumaczeniami kapitana AZ o „braniu odpowiedzialności”. – Naprawdę nie mogę słuchać tego słowa przy rzutach karnych: odpowiedzialność. Gdyby naprawdę chciał wziąć odpowiedzialność, oddałby piłkę Peerowi Koopmeinersowi – grzmiał Perez. Jego zdaniem to właśnie młodszy z braci Koopmeinersów dysponuje najlepszym uderzeniem w zespole, a winę za obecny stan rzeczy ponosi trener Martens, który zdaje się tego nie dostrzegać podczas treningów.

Fakty są jednak bezlitosne. Pięć ostatnich rzutów karnych – wszystkie zmarnowane. Sztab musi szybko znaleźć sposób na tę niemoc, bo w przeciwnym razie klątwa może kosztować klub kolejne punkty.

Fot. Newspix

1 komentarz

Liczy, pisze i komentuje - nie zawsze w tej kolejności. Studiuje matematykę, a wcześniej przewinął się przez redakcje 90minut, FutbolNews oraz Żyjemy Futbolem. Prywatnie kibic Wisły Kraków oraz Chelsea. Ma beznadziejny gust muzyczny, jeszcze gorsze poczucie humoru, ale tyle dobrego, że czasem napisze jakiś niezły tekst

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Inne ligi zagraniczne

Reklama
Reklama