Reklama

Trela: Niedobitki. Rola Polaków w Bundeslidze wciąż marginalna

Michał Trela

23 sierpnia 2025, 13:04 • 8 min czytania 5 komentarzy

Czekanie na polskiego gola w lidze niemieckiej trwa już ponad dwa lata. I nie jest przesądzone, że w tym roku się skończy. Polaków w Bundeslidze wciąż gra garstka, a i ona ma przed sobą poważne przeszkody.

Trela: Niedobitki. Rola Polaków w Bundeslidze wciąż marginalna

W tamto sobotnie majowe popołudnie kończące sezon w Niemczech, dzwonek oznajmiający polskie bramki w Bundeslidze zabrzęczał dwa razy. O 15:32 Jakub Kamiński dał Wolfsburgowi prowadzenie z Herthą Berlin, a 26 minut później Marcin Kamiński pozwolił Schalke złapać kontakt z Lipskiem. Trudno było wtedy przypuszczać, że na kolejne trafienie Polaka w najwyższej lidze niemieckiej przyjdzie czekać ponad dwa lata.

Reklama

Polacy w Bundeslidze. Ich rola wciąż mało dostrzegalna

Nowy sezon ligi niemieckiej, który wystartował w piątek, raczej nie przyniesie przełomu, jeśli chodzi o renomę polskich piłkarzy za zachodnią granicą. Ale może przynajmniej zatrzyma licznik uruchomiony przez obecnego gracza Wisły Płock podczas ostatniego w karierze występu w Bundeslidze.

Jeszcze niedawno zarówno wszechobecność Polaków w niemieckich klubach, jak i strzelane przez nich gole, głównie za sprawą Roberta Lewandowskiego, były dla tutejszych kibiców oczywiste. Od wyjazdu snajpera do Barcelony widać jednak wyraźnie, jak marginalną rolę odgrywają w Niemczech polscy piłkarze. W pierwszym sezonie po odejściu Lewandowskiego z Bayernu regularnie bronił jeszcze w Augsburgu Rafał Gikiewicz, a w Wolfsburgu występował Jakub Kamiński, będący świeżo po wyjedzie z kraju. Epizody zbierali z kolei Marcin Kamiński, Jacek Góralski, czy Tymoteusz Puchacz.

Bramkowej posuchy nie zdołali przełamać w kolejnych latach Dawid Kownacki, który nie przebił się w Werderze Brema, czy Robert Gumny, występujący w Augsburgu w miarę regularnie, ale kompletnie nie notując konkretów pod bramką rywali. Historyczne dno przyniosły rozgrywki 2023/2024, gdy minuty w Bundeslidze uzbierało jedynie trzech Polaków. To najmniej od wczesnych lat 80., kiedy wyjazdy zagraniczne były jeszcze mocno ograniczone ze względów politycznych.

Pewniak Grabara

Pod tym względem minione rozgrywki przyniosły delikatną poprawę. Wprawdzie Puchacz w Holsteinie Kilonia odbił się od Bundesligi równie wyraźnie, jak wcześniej w Unionie Berlin, a dla Gumnego przygoda z Augsburgiem również dobiegła końca, za to bezboleśnie przebiegł transfer Kamila Grabary do czołowej ligi świata. W przypadku bramkarzy nie zawsze jest oczywiste, że od razu po przyjeździe z mniejszej ligi wskoczą między słupki. Tym bardziej trzeba docenić, że Polak, pomijany w powołaniach przez Michała Probierza, gdy tylko był zdrowy, pojawiał się w bramce.

Także u progu tego sezonu Grabara jest Polakiem, o którego można mieć najmniej obaw. Do klubu nie trafił w lecie żaden nowy konkurent, bo nie można za takiego uważać 17-letniego Jakuba Zielińskiego z Legii Warszawa, który na razie będzie numerem cztery. Paul Simonis, nowy trener, podobnie jak poprzednicy planuje stawiać na Polaka. W rozpoczynającym sezon meczu pucharowym z V-ligowym SV Hemelingen, wygranym 9:0, Grabara stał między słupkami.

Główną nadzieją Polaka powinno być ustabilizowanie przez nowego trenera pozostałych części drużyny. W poprzednim sezonie Grabara, zwykle nie ze swojej winy, puszczał sporo bramek, a zespół znów kręcił się w dolnej części tabeli. Według modelu Hudl StatsBomb w skali sezonu 26-latek był jednak minimalnie na plusie, czyli statystycznie wybronił wszystko, czego należało oczekiwać i jeszcze uchronił zespół przed jednym pewnym golem. To dało mu szósty wynik wśród podstawowych bramkarzy ligi. Nie czyni to z niego automatycznie gwiazdy w tym fachu, ale stanowi dobrą bazę pod budowanie mocnej pozycji na niemieckim rynku. Zwłaszcza, jeśli nowy selekcjoner zacznie zwracać baczniejszą niż poprzednik uwagę na jego występy.

Nowe otwarcie Kamińskiego

Wolfsburg w tym sezonie przestanie jednak być najbardziej polskim z klubów Bundesligi. Z kadry pierwszej drużyny ubył bowiem inny Polak, na którego w ostatnich latach liczono w kontekście reprezentacji. Jakub Kamiński wyjeżdżał z kraju w 2022 roku jako gwiazda Ekstraklasy i mistrz Polski z Lechem. Dziesięciomilionowy transfer do Dolnej Saksonii miał być jedynie wstępem do dużej kariery, a rozegranie przeszło dwóch tysięcy minut w pierwszych rozgrywkach sugerowało, że zderzenie z ligą top 5 było łagodniejsze niż w przypadku wielu jego rówieśników.

Później sprawy przestały jednak iść w dobrym kierunku. Skrzydłowy ma za sobą trzy sezony w Niemczech, ale wszystkie pięć goli i trzy z dziesięciu asyst, jakie ma w dorobku w barwach Wolfsburga, zanotował w pierwszym. W kolejnych latach w najlepszym wypadku był zapchajdziurą, u kolejnych zmieniających się trenerów łatających luki na wahadłach czy bokach obrony, coraz mniej przypominając piłkarza, który wyjeżdżał z Polski ze świetnymi ofensywnymi liczbami – dziewięcioma bramkami i ośmioma asystami w mistrzowskim sezonie Lecha.

W końcu i w Wolfsburgu przestali wierzyć, że kolejny rok okaże się przełomowy i oddali Polaka na wypożyczenie do Kolonii. Co istotne, beniaminek wynegocjował opcję wykupu. W nowym otoczeniu Kamiński ma znów przypomnieć sobie i wszystkim wokół, że jest przede wszystkim piłkarzem ofensywnym. W systemie 3-4-2-1, preferowanym przez trenera Lukasa Kwasnioka, ma odgrywać rolę jednego z ofensywnych pomocników. Zwykle tego grającego bliżej lewej strony, czyli tam, gdzie czuje się najlepiej.

Polak był bardzo chwalony za letnie przygotowania. W próbie generalnej przed startem rozgrywek, gdy Kolonia sensacyjnie rozbiła czterema bramkami Atalantę Bergamo, strzelił gola i zaliczył asystę. „Kuba to klasa światowa Na treningach i w meczach radzi sobie świetnie. Wypracował już kilka goli i myślę, że będziemy z nim mieli jeszcze sporo radości” – mówił Jan Thiellmann, jego kolega z ofensywy „Kozłów”. „Pokazał, dlaczego go ciągnęliśmy. Imponował szybkością i intensywnością, przypieczętował to bramką” – wtórował mu Thomas Kessler, dyrektor sportowy.

Polskie St. Pauli

Nie było więc zaskoczeniem, że Kamiński rozpoczął pucharowy mecz z III-ligowym Jahnem Ratyzbona w podstawowym składzie. Sygnałem ostrzegawczym może jednak być, że w tym meczu nie zachwycił. Został zmieniony w 75. minucie przy stanie 0:1, a już bez niego drużyna zdołała odwrócić wynik.

Mimo wszystko jednak Polak raczej wchodzi w nowe rozgrywki z kredytem zaufania. W wywiadach podkreśla, że pomaga mu, iż trener posługuje się także językiem polskim. I podkreśla, że chce w nowym klubie skupić się na grze na jednej, góra dwóch pozycjach. Tak, jakby sam odczuwał, że akurat w jego przypadku uniwersalność w którymś momencie w Wolfsburgu przestała być atutem, a stała się problemem. Inna sprawa, że bez niej mógłby nie uzbierać w barwach „Wilków” 78 występów. Teraz trafia do klubu, który z pewnością będzie miał mniejsze ambicje i jego głównym celem będzie utrzymanie w lidze. Ale przynajmniej ma szansę odgrywać w nim ważniejszą rolę. Jeśli gdzieś szukać nadziei na przełamanie dwuletniej serii bez polskiego gola w Bundeslidze, to głównie w nim.

Bo przecież nie w Adamie Dźwigale, chyba najbardziej zapomnianym Polaku grającym w jednej z czołowych lig świata. 29-letni stoper w FC St. Pauli spędził już cztery i pół roku, w żadnym jednak momencie nie udało się mu zostać niekwestionowanym członkiem podstawowej jedenastki. Dla „Piratów” rozegrał już 93 spotkania, ale tylko 36 w wyjściowym składzie. Po awansie do Bundesligi był czasem wykorzystywany przez jeden z najuboższych jej klubów w końcówkach spotkań. Łącznie uzbierał 16 meczów, ale ledwie 363 minuty, co daje średnio 23 na mecz.

Trener Alexander Blessin chwalił go jednak za to, jak spisywał się w letnich przygotowaniach. W trzech sparingach grał w podstawowym składzie, a wobec urazu Davida Nemetha jest kandydatem, by wystąpić od pierwszej minuty na inaugurację z Borussią Dortmund jako półlewy stoper. „Kicker” przewiduje go do wyjściowej jedenastki, zaznaczając, że równie dobrze może w tym miejscu zagrać Lars Ritzka. Przeciwko Eintrachtowi Norderstedt w Pucharze Niemiec Polaka nie było w kadrze meczowej. Teraz najbardziej prawdopodobny wariant to jednak oglądanie meczu z ławki. Każdy epizod w Bundeslidze dla byłego piłkarza Wisły Płock także i w tym sezonie będzie sukcesem.

Pierwsze kroki Pyrki

Większe szanse na regularną grę w hamburskiej drużynie ma natomiast Arkadiusz Pyrka, wyjeżdżający do Niemiec w niełatwym momencie, bo po pół roku bez gry w Piaście Gliwice. W letnich przygotowaniach uśmiechnęło się jednak do niego szczęście. Manolis Saliakas, który w poprzednich latach miał monopol do gry na prawym wahadle, zmagał się z urazem spojenia łonowego, więc Polak szybko wskoczył do składu w sparingach. Przeciwko Karlsruherowi S.C. strzelił nawet gola i grał też w pierwszej jedenastce w meczu pucharowym. Został jednak zmieniony jako pierwszy już po godzinie przez Saliakasa, a drużyna męczyła się z IV-ligowcem niemiłosiernie, wygrywając dopiero po karnych.

Przeciwko BVB „Kicker” przewiduje Pyrkę do pierwszego składu. Jeśli jednak od razu nie przekona, może szybko ustąpić miejsca doświadczonemu Grekowi. Polak został ściągnięty za darmo, jako okazja do poszerzenia kadry i rozwinięcia młodego piłkarza. Zadaniem, jakie dla niego przewidziano, jest mocniejsze naciskanie na konkurenta, niż udało się to Finowi Stevensowi, który w poprzednim sezonie wszedł tylko na… minutę. Pyrka raczej nie stanie się na dłuższą metę piłkarzem od którego trener Blessin będzie zaczynał ustawianie jedenastki, ale powinien pojawiać się na boisku częściej niż Stevens, częściej niż Dźwigała i na pewno częściej niż wiosną w Piaście. A to już krok do przodu.

Szansa dla młodego

Na więcej emocji związanych z polskimi piłkarzami w Niemczech, o ile w ostatnich dniach okna nie dojdzie do jakiegoś zaskakującego transferu, raczej nie ma co liczyć. Chyba że niespodziewanie wystrzeli kariera Kacpra Potulskiego w FSV Mainz. 17-letni wychowanek Lechii Gdańsk, pozyskany przed dwoma laty z Legii Warszawa, w poprzednim sezonie zaczął być przesuwany z drużyny juniorów do IV-ligowych rezerw. W lecie uczestniczył w przygotowaniach pierwszego zespołu Bo Henriksena. Po sparingu z Crystal Palace Duńczyk miał go określić „maszyną”.

Na razie stoper musi pauzować za czerwoną kartkę otrzymaną w końcówce poprzedniego sezonu w meczu rezerw. Jeśli jednak Moguncja przebije się do Ligi Konferencji – w pierwszym meczu przegrała na wyjeździe z Rosenborgiem 1:2 – i będzie musiała radzić sobie jesienią na trzech frontach, debiut Polaka w pierwszej drużynie nie jest wykluczony. To jednak na razie wciąż dość mglista perspektywa.

W ostatnich latach było w niemieckich drużynach juniorskich wielu Polaków, w których przypadku liczono na płynne przejście do seniorskiej Bundesligi. Żadnemu jednak to się nie udało. Bundesliga to już nie jest ziemia obiecana dla polskich piłkarzy. Spośród pięćdziesięciu najwyżej wycenianych polskich zawodników, gra w niej tylko dwóch – Grabara i Kamiński. Jan Urban, szukając wzmocnień dla reprezentacji, częściej będzie więc zaglądał w inne miejsca.

CZYTAJ WIĘCEJ O BUNDESLIDZE:

fot. Newspix

5 komentarzy

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Niemcy

Niemcy

Flop Chelsea ma trafić do MLS. Agenci prowadzą rozmowy

Braian Wilma
3
Flop Chelsea ma trafić do MLS. Agenci prowadzą rozmowy
Niemcy

Kownacki światowym viralem. Jego zespół zmiażdżył rywala

Braian Wilma
9
Kownacki światowym viralem. Jego zespół zmiażdżył rywala
Reklama
Reklama