Bardzo ładna to klamra na fajnej karierze, tu nie ma wątpliwości. Mateusz Klich oficjalnie nie tylko dołącza do Cracovii, ale też do grona piłkarzy, którzy po światowych podbojach nie bali się wrócić na „stare śmieci”. Te, jak pokazują różne przykłady, potrafią być przecież bardzo grząskie i szkodliwe dla wizerunku. Nie zdziwimy się, jeśli część Polaków, która swego czasu wypromowała się w Ekstraklasie, nigdy do niej nie wróci. A bo wyjdzie, że ktoś przyzna się do porażki, a bo większa ekspozycja na krytykę, a bo większy kontrakt na przykład… w beniaminku ligi tureckiej.

W przypadku Klicha nie musimy dywagować tak jak ostatnio przy Karolu Linettym. Ten drugi nie zrobił ukłonu w stronę Lecha, chciał jeszcze pobujać się za granicą i zarobić jak najwięcej. Czy to powód do krytyki? Absolutnie nie. Brak miłości do barw czy przywiązania do konkretnego miejsca, które może pomóc przy transferze, nie czyni z kogoś zimnego drania-najemnika. Ale jest inaczej, jakoś fajniej i milej na sercu, gdy zawodnik wciąż mogący zarabiać miliony lub mający opcję na luksusowe bezrobocie wraca jeszcze w rodzinne strony, żeby wnieść były klub na szczyt.
Mateusz Klich w Cracovii. Czego się spodziewać?
Najważniejsze pytanie brzmi jednak: jaki to będzie powrót? Wartość sentymentalna jest, wartość marketingowa dla ligi – też. Pod względem emocji, wzbogacania marki Cracovii i przyciągania sponsorów to niewątpliwie strzał w dziesiątkę, który może zbliżyć się do tego, jaki wpływ na Pogoń wywarł Kamil Grosicki lub na Górnika Lukas Podolski. Oczywiście nie mówimy, że Klich ma zaraz dopłacać do biznesu, kupować nowe bidony, uzupełniać sprzęt w siłowni i przejmować spółkę. Ale to też duża postać, w końcu 41-krotny reprezentant Polski, który w CV ma po dwa udane sezony w Premier League, Championship, Eredivisie i MLS.
No i plan jest taki, żeby z powodzeniem pograł też dwa lata w Cracovii. Kontrakt do czerwca 2027 roku oznacza, że powinniśmy spodziewać się po Klichu wyciskania cytryny może przez ostatnie kilkanaście miesięcy w karierze. Dziś 35 lat, na końcu umowy 37. Jedni powiedzą, że to już staruszek, który będzie jechał wyłącznie na nazwisku. Inni, pomni przykładu Grosickiego, że przy profesjonalnym podejściu taki wiek nie gra roli. My, mimo wszystko, skłaniamy się do drugiej opcji. Aczkolwiek do haseł w stylu „nowy kozak w lidze” na razie wolimy podchodzić z dystansem.
Przede wszystkim Klich nie jest już tym piłkarzem, którego aż prosiło się wstawiać do wyjściowego składu naszej kadry. To nie zawodnik Premier League, nie żołnierz Marcelo Bielsy, który wymagał od swoich podopiecznych biegania po całym boisku na dużej intensywności. Trochę lat minęło i naturalnie jakość Klicha spadła. Choć medialnie transfer sprzedaje się świetnie, nie ma się wrażenia, że to człowiek, który nagle odmieni zespół. Jeśli już, będzie dla niego ważnym dodatkiem, może nawet bardziej cennym w szatni, zresztą tak, jak Kamil Glik.
Taki stan rzeczy podpowiadają liczby:
Na żółto Klich w Premier League (21/22), na biało ostatnio w Atlancie (2025). Źródło: mgr soccer OSINT

A tu prognoza, jak Klich może wyglądać na tle innych pomocników Ekstraklasy – czyli środek stawki, bez szału

Wiadomo, że futbol to nie tylko wykresy, które mimo wszystko warto czasami brać w nawias. Ale jeśli obok czystego wrażenia ma się też statystyki, trudno szaleć z opiniami, że Mateusz Klich zmiecie Ekstraklasę, jak niektórzy szumnie zapowiadają. Trudno, skoro przez lata zubożała choćby jego gra w defensywie, efektywność i zagrożenie pod bramką. Z drugiej strony – to też będzie ciekawy test dla polskich rozgrywek, czy 35-letni pomocnik, który nie był kluczową postacią w drużynie z nizin Konferencji Wschodniej MLS, może zrobić różnicę. A nie oszukujmy się, gdyby Klich był Klichoviciem, niejeden kibic Cracovii miałby prawo się zastanawiać, czy aby na pewno klub wybrał właściwego zawodnika.
Wszystko – jak zawsze – zweryfikuje boisko. Klich na pewno zdaje sobie sprawę, że u trenera Elsnera gra ma być intensywna. Trzeba biegać, biegać i jeszcze raz biegać, co tylko w kilku sezonach na topie było jego atutem. W innych kwestiach, które bardziej polegają na jakości piłkarskiej (podania otwierające, zdobywanie przestrzeni z piłką, aktywny udział w budowie akcji od bramki), raczej nie ma obaw. Tutaj Klich, mając w zanadrzu ogromne doświadczenie, powinien sobie poradzić. Dopiero gdy przyjdzie mierzyć się z najlepszymi środkowymi pomocnikami w lidze, zobaczymy, na ile znaczące są braki, które nie pozwalały mu już na dalszą grę w lepszych ligach w Europie.
I nie zrozumcie nas źle. Nie chodzi o to, że Klich odbije się od Ekstraklasy, bo tego w myślach nie dopuszczamy. Wskazujemy jedynie na fakt, że sentyment może przykryć realną ocenę piłkarza. Mimo że staramy się być w tym ostrożni, życzymy sobie i Cracovii, żeby 35-latek pokazał wiele dobrego. A że ma konkurencję, bo Maigaard czy Al-Ammari wyglądają w tym sezonie całkiem nieźle, Polakowi raczej nikt nie wręczy wyjściowego składu za darmo. Trzeba walczyć, ale jeśli w Klichu dalej drzemie mentalność z „obozu Bielsy”, taka rywalizacja nie powinna okazać się problemem.
Ba, nie po to Cracovia korzysta z okazji i robi ładnie opakowany transfer wychowanka po kilkunastu latach, żeby przez połowę czasu trzymać go w szafie. Zwłaszcza że w arsenale, jaki posiada Elsner, Klich będzie ciekawą „ósemką”. Co ważne: najbliższe mecze podpowiedzą nam, kto zastąpi mu Bartosza Slisza (kolegę z Atlanty) w roli pomocnika od czarnej roboty. O tym się jeszcze nie mówi, ale właśnie od partnera w środku pola będzie w dużej mierze zależało, z jakiej strony Klich na nowo przedstawi się Ekstraklasie. I szczerze mówiąc, nie możemy się tego tego testu, a także gry reprezentanta Polski doczekać.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKICH KLUBACH NA WESZŁO:
- Trela: Deficyt bramkarzy i napastników. Jak grali w piłkę trenerzy polskich klubów?
- Lech i Jagiellonia ukarane przez UEFA. Także za “niewłaściwe banery”
Fot. Cracovia (zrzut ekranu)