Jean-Pierre Nsame był dziś w takim gazie, że z rozpędu wykończyłby chyba nawet legendarną bazylikę Sagrada Familia. Co miał okazję – bum, strzelał gola. Problem w tym, że dwie z tych bramek Kameruńczyk zdobywał z minimalnych spalonych, dlatego kibice Legii przez wiele minut mogli drżeć o awans do III rundy eliminacji Ligi Europy. Ostatecznie udało się go wywalczyć, więc teraz na Wojskowych czeka… Karol Angielski wraz z kolegami z AEK-u Larnaka.

Zwrotu “jak w czeskim filmie” używamy wtedy, gdy chcemy określić sytuację absurdalną, niezrozumiałą, pokręconą. Taką właśnie był gol Banika w 15. minucie meczu. Przed trafieniem Erika Prekopa Legia totalnie dominowała na boisku, strzeliła nawet gola, ale rzeczony Nsame był na minimalnym spalonym po podaniu Rafała Augustyniaka. Niestety, wystarczyła chwila nieuwagi i Banik skarcił gospodarzy. Jego piłkarze mogli sobie wtedy przypomnieć jedno z najsłynniejszych powiedzonek legendarnego Wojaka Szwejka: Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było.
Legia Warszawa – Banik Ostrawa 2:1. Los to figlarz. Po przerwie w końcu sprzyjał Wojskowym
Na szczęście po golu dla Czechów z legionistów nie zeszło powietrze. Więcej – ciągle niestrudzenie parli do przodu, szczególnie mogli się podobać Paweł Wszołek i Ryoya Morishita, którzy mieli na skrzydłach fantazje podwórkowych grajków, ale brakowało im skuteczności. I timingu – Polak zagrywał piłkę do Nsame, który znowu trafił do siatki, ale niestety, Paweł był wcześniej na minimalnym spalonym. Człowiek patrzył na to wszystko i myślał, że Legii brakuje dziś potrzebnego na boisku farta i jeśli to się szybko nie zmieni, awans diabli wezmą.
Jednak pamiętajmy – los to figlarz. To, że sprzyja jednej drużynie, za cholerę nie oznacza, że znienacka się od niej nie odwróci. Banik przekonał się o tym w 74. minucie, po strzale Morishity. Mogło się wydawać, że tę próbę wybije z okolic linii bramkowej Karel Pojezny, ale zamiast tego zawodnik z Ostrawy… wstrzelił sobie piłkę do siatki.
𝐋𝐞𝐠𝐢𝐚 𝐩𝐢𝐞𝐫𝐰𝐬𝐳𝐲 𝐫𝐚𝐳 𝐧𝐚 𝐩𝐫𝐨𝐰𝐚𝐝𝐳𝐞𝐧𝐢𝐮 𝐰 𝐦𝐞𝐜𝐳𝐮 𝐳 𝐁𝐚𝐧𝐢𝐤𝐢𝐞𝐦!
🔴📲 Oglądaj online ▶️ https://t.co/tXWSKh4XTj pic.twitter.com/oDBG41XiA3
— TVP SPORT (@sport_tvppl) July 31, 2025
Dało to Legii pierwsze prowadzenie w tym dwumeczu, bo przecież wcześniej wyrównał Nsame, dla którego trzecie trafienie tego wieczoru okazało się pierwszym uznanym. Tu nie mogło być żadnych wątpliwości – Kameruńczyka wybornym podaniem obsłużył Bartek Kapustka.
I kiedy powoli witaliśmy się już z gąską, sędzia zarządził jedenastkę dla gości. 2:2 i dogrywka? A gdzie tam!
Miesiące treningów na nic – znów spaprali karnego
Rok temu Banik odpadł z III rundy eliminacji do Ligi Konferencji po karnych z Kopenhagą. Piłkarze z Ostrawy wykorzystali wówczas… jedną próbę na pięć. W związku z tym trener Pavel Hapal kazał im przez wiele miesięcy regularnie ćwiczyć jedenastki. I co? I w decydującym momencie David Buchta nie był w stanie wcelować w światło bramki strzeżonej przez Kacpra Tobiasza.
Dramat Czechów radością Polaków, trzecia runda przed nami, pytanie co tam znowu pokaże Nsame? Skreślony przez Goncalo Feio napastnik strzelił gola w trzecim spotkaniu z rzędu. Jeśli sierpień będzie miał tak udany jak lipiec, tylko patrzeć jak kibice z Warszawy zaczną porównywać Kameruńczyka do najlepszego snajpera Legii ostatnich lat, Nemanji Nikolicia.
Legia Warszawa – Banik Ostrawa 2:1 (0:1)
- 0:1 – Prekop 15′
- 1:1 – Nsame 54′
- 2:1 – Pojezny 74′ gol samobójczy
CZYTAJ WIĘCEJ O EUROPEJSKICH PUCHARACH NA WESZŁO:
- Liga dla pucharowicza. Przekładanie na zawołanie
- Bryan Fiabema, czyli chyba już wystarczy
- Islandzka saga Lecha Poznań. Tak zaczyna się opowieść o Lidze Mistrzów?
Fot. Newspix