Robert Lewandowski, 26 maja: – Tym razem nie wezmę udziału w czerwcowym zgrupowaniu reprezentacji Polski (…). Czasem organizm daje sygnał, że trzeba na chwilę odetchnąć. Robert Lewandowski, 1 czerwca: – Fizycznie czuję się bardzo silny. Mój wiek biologiczny to obecnie 30 lat. Gdybym był Michałem Probierzem, odebrałbym taką zbitkę wypowiedzi właściwie jako strzał w twarz. Nieobecność Lewego na zgrupowaniu, choć faktycznie mogła być podszyta zmęczeniem sezonem, trudno interpretować inaczej niż w prosty sposób – napastnik ostatecznie stracił wiarę w projekt reprezentacji Michała Probierza. Dziś widzimy ostateczny na to dowód.

Przyjrzyjmy się temu z zachowaniem chronologii:
Zdarzenie pierwsze:
26 maja. Robert Lewandowski ogłasza, że nie weźmie udziału w zgrupowaniu reprezentacji Polski. Na jego Instagramie pojawia się następujący komunikat:
„Drodzy kibice. Biorąc pod uwagę okoliczności oraz natężenie sezonu klubowego, wspólnie z trenerem zdecydowaliśmy, że tym razem nie wezmę udziału w czerwcowym zgrupowaniu reprezentacji Polski. Gra w biało-czerwonych barwach zawsze była dla mnie spełnieniem marzeń, ale czasem organizm daje sygnał, że trzeba na chwilę odetchnąć. Trzymam mocno kciuki za chłopaków i wierzę, że przed nami jeszcze wiele pięknych chwil oraz celów do zrealizowania. Do zobaczenia”.

Sygnał jest jasny: Lewandowski jest piekielnie zmęczony wyczerpującym sezonem, a w wieku blisko 37 lat potrzebuje odpocząć, by być w pełni gotowym na następny. Być może ostatni na takim poziomie. Kosztem reprezentacji, ale cóż – jeśli faktycznie czuje się fizycznie kiepsko, można chyba taką decyzję zrozumieć.
Zdarzenie drugie:
1 czerwca. Robert Lewandowski ogłasza w Bildzie:
„Fizycznie czuję się bardzo silny. Mam teraz sześć lub siedem tygodni urlopu i całkowicie się zregeneruję. Ciągle się sprawdzam. Mój wiek biologiczny to obecnie 30 lat. Myślę, że to nie jest tak źle. Odpowiada temu, jak się czuję. Na pewno zostanę w Barcelonie w przyszłym sezonie. Obecnie myślę tylko o Barcelonie. W swojej karierze zdobyłem ponad 30 tytułów. Ale jestem gotowy na więcej. Nasza drużyna będzie jeszcze lepsza w przyszłym sezonie. W pewnym momencie wszystko będzie zależało od tego, co mówi moje serce i głowa”.
To zbiór wszystkich wypowiedzi, cytowanych przez niemiecki portal. To nawet nie wywiad, to kilka deklaracji, komunikatów: które Lewandowski wygłasza w konkretnym celu. A które trochę nie do końca dobrze komponują się ze sprzedaną kilka dni wcześniej narracją o sygnałach od organizmu, uniemożliwiających mu przyjazd na kadrę.
Zdarzenie trzecie:
Też 1 czerwca. Świat obiegają obrazki jak Robert Lewandowski na torze Circuit de Catalunya macha flagą na zakończenie wyścigu Formuły 1.
Lewandowski was waving the flag at today’s Formula 1 race 🏁🇵🇱 pic.twitter.com/jCplP3Y6f8
— ` (@Pxxdwskiii) June 1, 2025
I nie chodzi o to, żeby dopieprzać się do wizyty Lewego podczas Grand Prix Hiszpanii – ogółem świetna sprawa. Ale nie da się uciec od pytania: jak widok bawiącego się beztrosko napastnika wpłynie na morale pozostałych kadrowiczów przed ciężkim, absolutnie kluczowym meczem?
Robert Lewandowski opuści kluczowy mecz z Finlandią
Pochylmy się na moment nad interpretacją tych wydarzeń. Wypowiedzi opublikowane przez Bild nie są przypadkowe. To konkretne sygnały, wysłane przez Lewandowskiego z myślą o konkretnym efekcie. To przecież nie tak, że Robert Lewandowski udziela wywiadów na zasadzie: akurat zadzwonił dziennikarz, akurat odebrałem, akurat miałem dobry humor, więc porozmawiałem. Nie. Robert Lewandowski udziela wywiadów wtedy, gdy swoimi słowami chce coś osiągnąć.
Tekst opublikowany przez Bild trudno nazwać zresztą nawet wywiadem – to po prostu zbiór komunikatów wysłanych przez Lewandowskiego. O tym, jak silny się czuje. O tym, że jest głodny sukcesów. O tym, że chce zostać w Barcelonie.
Nietrudno domyślić się, do kogo kierowany jest ten przekaz. To wewnętrzna komunikacja z władzami Barcelony. To wysłanie im sygnału: nie szukajcie mi żadnego następcy. Nie patrzcie na to, że mam 37 lat, bo czuję się o wiele młodziej. Jestem tym, którego szukacie.

Zresztą ten sam efekt miał przynieść opublikowany dzień później wywiad w Mundo Deportivo. Tam też Lewandowski wysyłał wewnętrzne sygnały:
– Mój wiek to tylko liczby. Czuję się fizycznie i psychicznie bardzo dobrze i mogę występować co najmniej tak samo dobrze przez kolejny rok.
– Do tej pory nie widziałem wielu zawodników, którzy graliby na najwyższym poziomie przez ponad dwa, trzy lata i zdobyli ponad 40 goli. Znalezienie nowego strzelca goli dla Barcelony nie będzie łatwe – odpowiadał, pytany o to, jakiego napastnika poleciłby na swojego następcę.
Tu też sygnał wysłany Laporcie i Deco jest bardzo czytelny: Nie kupujcie nikogo, ja wciąż gwarantuję gole. To, jak wrażliwy na punkcie pewności swojej klubowej pozycji jest Lewandowski widzieliśmy, gdy Hasan Salihamidzić próbował nakłonić Erlinga Haalanda na transfer do Bayernu Monachium. Mimo że próby skończyły się fiaskiem, rozczarowany Lewandowski i tak zdecydował się odejść z Bawarii tam, gdzie będzie bardziej doceniany.
Ale to też sygnał, który rykoszetem uderza w Michała Probierza i reprezentację Polski.
Perspektywa pierwsza:
To perspektywa selekcjonerska. Jak ma bowiem czuć się szef reprezentacji Polski, kiedy jej kapitan zapewnia wszem i wobec, że fizycznie czuje się absolutnie znakomicie, tuż po tym, jak oznajmił, że nie zagra w kluczowym meczu kadry, bo potrzebuje odpoczynku?
Autorytetu Probierza nie podważa fakt, że Lewego na zgrupowaniu zabraknie. Ale wypowiedzi, których udziela chwilę później, już niestety tak.
Są one sygnałem, nawet jeśli niezamierzonym, że Lewandowski z selekcjonerem Probierzem się nie liczy. W przeciwnym razie, gdyby obawiał się konsekwencji czy po prostu nie chciał narazić swojego trenera na postawienie w niezręcznej sytuacji, rozegrałby tę sprawę inaczej. Przypominacie sobie, by Lewandowski w podobnym położeniu stawiał któregokolwiek z klubowych trenerów? No właśnie.
Natomiast w całej sprawie kluczowe jest jeszcze jedno – fakt, czy decyzja o absencji Lewandowskiego została podjęta wspólnie z selekcjonerem Probierzem, czy po prostu mu zakomunikowana. Tego próbowali się dowiedzieć na konferencji prasowej dziennikarze. Niestety – bezskutecznie.
Zdarzenie czwarte:
2 czerwca, pierwsza konferencja prasowa podczas zgrupowania.
Michał Probierz zapytany o to, czy ma żal do Lewandowskiego w swoim stylu zaczął odpowiadać na własne pytanie. Rozpoczął od chwilowej nieobecności Piotra Zielińskiego, Nikoli Zalewskiego i Mateusza Bogusza. Później zasłonił się Cristiano Ronaldo i Zlatanem Ibrahimoviciem.
– Ronaldo czy Ibrahimović w najlepszym okresie, po rozmowach z trenerami, też mieli takie momenty, gdy mogli odpocząć. Pamiętajmy, że Robert rozegrał prawie cztery tysiące minut w sezonie. To normalna kolej rzeczy. On ma też swoje lata, trzeba go szanować. Dla mnie, jako trenera, to zrozumiałe, że należy patrzeć na dobro zawodnika, ale też dobro reprezentacji. Zagramy teraz bez Roberta i zrobimy wszystko, bo inni piłkarze są gotowi, żeby oba mecze wygrać – przekazał.
Z adekwatnością przykładów Ronaldo i Ibrahimovicia moglibyśmy się co prawda spierać: pierwszy po 30. roku życia opuścił trzy mecze eliminacyjne (dwa za kartki, jeden z powodu kontuzji, żadnego – by odpoczywać), a Szwed zwyczajnie kilkukrotnie zawieszał lub nawet kończył karierę reprezentacyjną. Ale mniejsza z tym, bo konkretów znów się nie dowiedzieliśmy.
Gdy temat Lewandowskiego powrócił, Probierz wyciągnął z kieszeni asa: wodociągi kieleckie. Okej.

To co najbardziej bije po oczach, to po prostu brak wspólnego, spójnego komunikatu, który powinni w tym temacie przekazać kapitan i selekcjoner reprezentacji. Przecież to naprawdę nie fizyka kwantowa, by przygotować sobie odpowiedni komunikat, by w spójny sposób odpowiadać na pytania. Chyba nie trudno było przewidzieć, że temat absencji Lewandowskiego padnie podczas konferencji? Przygotowanie się na to, by odpowiedzieć krótko, jasno, w sposób nie zostawiający wątpliwości, że konfliktu wewnątrz kadry nie ma (nawet jeśli jest), to przecież podstawy z zakresu komunikacji.
Tymczasem Lewandowski jednocześnie twierdzi, że czuję się zmęczony i w doskonałej formie, Probierz opowiada o kieleckich wodociągach. A zwykły kibic słucha tego i nie wie, o co chodzi.
To niestety prowadzi do wniosku: albo brakuje profesjonalizmu w komunikacji, albo między panami nie ma porozumienia co do tego, jaki sygnał wysłać w świat.
I jeszcze jedno: ktoś mógłby powiedzieć, że to przecież tylko komunikacja – z mediami, z kibicami, która nie ma ostatecznie żadnego znaczenia. Problem w tym, że ma. Ma, bo kształtuje atmosferę wokół reprezentacji. Sprawia, że zagrzebywanie się w niedopowiedzeniach, spekulacjach, oblężonych twierdzach niszczy drużynę od środka. A Probierz jest kolejnym selekcjonerem, który nie potrafi poukładać wizerunku reprezentacji. Oczyścić atmosfery wokół niej – tak zewnątrz, jak i niestety wewnątrz kadry.
Perspektywa druga:
To perspektywa samej drużyny. Zróbmy na chwilę eksperyment: i wyobraźmy sobie, jak czułby się młody Robert Lewandowski, dopiero wchodząc do reprezentacji Polski. Ten sam, który z niesmakiem patrzył na mało profesjonalnie zachowujących się kadrowiczów za kadencji Leo Beenhakkera. Ten sam, który – gdy oni szli na „spotkanie” – zamykał się w pokoju, czując, że to może dlatego wyniki kadry wyglądają tak, jak wyglądają. Czy teraz sam byłby zawiedziony zachowaniem swojego kapitana?
Dla wielu wchodzących do tej kadry chłopaków Lewandowski jest postacią pomnikową. Idolem i symbolem. Kiedy taka postać dość jawnie pokazuje, że nieszczególnie zależy jej w tym momencie na reprezentacji Polski, że – cytując – „Obecnie myślę tylko o Barcelonie”, jak wpływa to na ich morale? Robert to w końcu kapitan, osoba, która powinna ze statku schodzić jako ostatnia.
Czy gdy trzeba będzie wyjść z nożem w zębach na boisko w Helsinkach, walczyć o każdy centymetr boiska, włożyć głowę tam, gdzie Finowie wsadzają nogi, zaryzykować zdrowiem – czy przez myśl nie przejdzie im schowany z tyłu głowy obrazek kapitana, beztrosko machającego flagą na Grand Prix Hiszpanii?
Czy skoro nawet Kamil Grosicki wymownie daje do zrozumienia, że brak Roberta Lewandowskiego na jego pożegnalnym meczu sprawił mu przykrość, reszta drużyny nie poczuje się podobnie porzucona?
Perspektywa trzecia:
Tylko jest w tym wszystkim też perspektywa trzecia. Perspektywa Roberta Lewandowskiego.
O Robercie Lewandowskim można powiedzieć niemal wszystko, tylko nie to, że brakuje mu ambicji. Przeciwnie – Robert Lewandowski jest osobą aż nadambitną.
To ambicja zżerała go do tego stopnia, że pchnęła na szczyt futbolowych marzeń i pozwoliła utrzymać się na nim przez tak wiele lat. To ambicja każe mu – w wieku 37 lat, gdy inni od dawna odcinają kupony w Arabii lub USA – wciąż udowadniać, że jest najlepszym napastnikiem na świecie. To z ambicji wynikały gesty, za które tak potem dostawało mu się od kibiców – za „machanie łapami”, pretensje do kolegów z boiska. Tylko to właśnie niepozwalający zaakceptować przeciętności, niechlujności i braku profesjonalizmu dążący do perfekcjonizmu charakter Lewandowskiego ostatecznie pozwolił mu zostać snajperem wybitnym w skali całej historii futbolu.
Zgasić ogień, zdławić sportową ambicję w Robercie Lewandowskim, to sztuka niemal niemożliwa. Ale PZPN-owi, reprezentacji, kolejnym selekcjonerom udało się w końcu do tego doprowadzić. Gaszenie ognia w kapitanie trwało od lat. Systematycznie, zgrupowanie po zgrupowaniu, w ostatnich latach przybierając na sile.
Afera premiowa, afera alkoholowa, afera ze Stasiakiem w Mołdawii, inne poboczne afery… Lewandowski przyjeżdżał na kadrę z Monachium czy Barcelony i mógł czuć się, jakby wracał do kraju za Żelazną Kurtynę. Gdzie wciąż trwają przaśne lata 80., gdzie w związkowych strukturach zatrzymał się czas.
Do tego zespół szargały wewnętrzne konflikty, pogłębiała się przepaść między Lewym a resztą zespołu – tak w jakości piłkarskiej, jak i pokoleniowa, pojawiały się kolejne nietrafione wybory selekcjonerów.

Lewandowski próbował reagować, choć można spierać się, czy w odpowiedni sposób. Tak było, gdy udzielał słynnego wywiadu Mateuszowi Święcickiemu, zarzucając działaczom PZPN nieprzystające zachowania, a drużynie brak charakteru. To kolejny dowód, że napastnik Barcelony udziela wywiadów tylko wtedy, gdy ma w tym jakiś cel.
Jeszcze na początku poprzedniego zgrupowania narzekał na szkolenie zawodników i niemal wprost na jakość otaczających go kolegów.
– Patrząc na przyszłość reprezentacji Polski, młodych piłkarzy nie widać, a to może martwić. Jestem zbyt daleko, żeby dokładnie znać tematy szkolenia czy tego, jak to wygląda w szkołach na lekcjach wychowania fizycznego. Nie wierzę, że w prawie czterdziestomilionowym narodzie nie mamy talentów w różnych sportach. Gdzieś tkwi problem – mówił kapitan polskiej kadry.
– Zasługujemy na większą liczbę piłkarzy na poziomie reprezentacyjnym – rzucił w marcu bez ogródek.
Na wybór selekcjonerów próbował wpływać przez inne wypowiedzi medialne. Jerzego Brzęczka miało zwolnić dziewięć sekund milczenia, Czesława Michniewicza zmasowany atak po meczu z Francją. Przez lata Lewandowski mógł obiecywać sobie, że może z kolejnym selekcjonerem, może z jeszcze kolejnym, może wreszcie znajdzie się fachowiec, który postawi drużynę na nogi.
Ale nie. Cezary Kulesza po Michniewiczu wybrał Fernando Santosa, a po Santosie swojego kolegę, Michała Probierza. I wygląda na to, że zyskaliśmy właśnie ostateczny dowód na to, że Robert Lewandowski stracił wiarę w reprezentację pod jego wodzą. Co gorsza, ma świadomość, że jest już za późno, by wierzyć, że w dobrej formie doczeka następnej kadencji, a jego ostatnie lata w kadrze właśnie zostają zmarnowane.
Lewandowski stracił wiarę?
Eksplozja niezadowolenia miała przypaść na marcowe zgrupowanie, podczas którego Polacy okrutnie męczyli się z Litwą i Maltą. Jak słyszymy, Lewandowski miał być potwornie zirytowany pomeczowymi wypowiedziami Probierza, jego zapewnieniami, że zespół idzie w dobrą stronę i wciąż się rozwija. Napastnik widzi, że przez półtora roku nie zostało zbudowane nic, a obietnice ofensywnej gry są niczym pic na wodę.
Nie gramy ofensywnie, nie gramy pragmatycznie, nie gramy nic. Od Euro 2024 z mocnymi przegrywamy, ze średnimi też, a z autsajderami wygrywamy w męczarniach.
Wystarczy zresztą porównać marcowe wypowiedzi po meczach obu panów. Na początek Lewandowski:
– Wiele elementów funkcjonowało słabo albo mogło lepiej. Czas najwyższy, żeby brać na siebie odpowiedzialność. Mamy zawodników, którzy grają wiele lat w reprezentacji, mają na koncie sporo występów. I to już jest ich czas (żeby to pokazać – przyp.), począwszy od rozegrania piłki, gry w środku pola. Powinniśmy się nawzajem napędzać, każdy może odegrać kluczową rolę, żeby całej drużynie łatwiej się grało.
– Miałem wrażenie, że było nas za mało w polu karnym czy przed nim. Kiedy rozrzucaliśmy piłkę na boki, to byliśmy daleko od siebie. Również między obroną i atakiem – byliśmy daleko. Brakowało pozycji, żeby można było zagrać. Czasami trzeba było przyjąć piłkę na dwa kontakty, zastawić, odegrać, wyjść – i właśnie tego tempa, timingu brakowało. Z punktu widzenia taktycznego można o tym długo mówić.
A teraz Probierz:
– W Lidze Narodów graliśmy wiele dobrych spotkań, ale przegrywaliśmy. W takim spotkaniu, gdzie gra się w ataku pozycyjnym, potrzeba kreatywności. Mamy takich zawodników, ale oni sami muszą wziąć większą odpowiedzialność. Uważam, że zmierzamy w dobrym kierunku. Wierzę, że awansujemy na mistrzostwa świata.
– Trzeba pamiętać, że mieliśmy wiele kontuzji. Spotkanie, które wygrywa się po ciężkiej walce, jest pozytywne dla zespołu.
Jest różnica?

Wygaszanie kariery reprezentacyjnej Lewandowskiego
Za kadencji Michała Probierza Robert Lewandowski był na boisku zaledwie przez 53% możliwego czasu gry. Po czerwcowym zgrupowaniu ten wskaźnik spadnie na 47%, poniżej połowy. Dla porównania – u Fernando Santosa kapitan rozegrał 92% możliwych minut, u Czesława Michniewicza – 75%, u Paulo Sousy – 72%, u Jerzego Brzęczka – 68% możliwego czasu gry.
„Gramy bez Lewandowskiego. Już od dawna” – pisałem w listopadzie zeszłego roku, gdy szykowaliśmy się do meczów Ligi Narodów z Portugalią i Szkocją.
„I tak nie umiemy wykorzystać boiskowej obecności napastnika Barcelony. Od początku Euro 2024 Lewandowski w meczach reprezentacji nie oddał żadnego (!!!) celnego uderzenia z otwartej gry. Od początku 2024 roku – zaledwie trzy (jedno z Ukrainą, dwa z Estonią). 21 listopada będziemy obchodzić rocznicę ostatniej bramki Lewandowskiego dla Polski z otwartej gry. Jedynej w całej kadencji Michała Probierza” – pisałem wówczas, zwracając uwagę na to, że nawet gdy Robert Lewandowski jest na boisku, nawet gdy w Barcelonie strzela gola za golem, dla reprezentacji nie ma to większego znaczenia. I tak nie potrafimy tego wykorzystać.
Lewandowski od tamtego czasu przełamał się co prawda, strzelając po rykoszecie z Litwą, ale i tak nie zmienia to ogólnego wydźwięku, że od końca kadencji Paulo Sousy nie mamy planu na to, by wykorzystać boiskową obecność Lewandowskiego.
Wiele wskazuje na to, że i jemu w końcu miarka się przebrała. A że taka decyzja ma swoje implikacje – no ma. Bo ile perspektyw, tyle oczekiwań.
A my jesteśmy świadkami właśnie powolnego wygaszania reprezentacyjnej kariery Roberta Lewandowskiego. To smutne, że ogień, który przedłuża jego niesamowitą karierę w Barcelonie, w reprezentacji Polski już tylko się tli. I nikomu obok – ani selekcjonerowi, ani prezesowi (właśnie przez właściwy wybór selekcjonera) – nie chce się rozpalić go na nowo. Za chwilę ognisko zgaśnie do końca.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI NA WESZŁO:
- Lewandowski i opaska kapitańska. „Jest wybitnym piłkarzem, ale nie kapitanem”
- Kto zastąpi Lewandowskiego w ataku? Pozostali zawodnicy nieźle kończyli sezon
- Ekspert o Lewandowskim: On ma dość reprezentacji Polski
fot. 400mm.pl, Newspix.pl