Reklama

Wielki powrót Chelsea. Real Betis zmiażdżony we Wrocławiu!

Szymon Janczyk

28 maja 2025, 23:19 • 5 min czytania 26 komentarzy

Gdy Hiszpanie grają w finale, Hiszpanie finał wygrywają. To prawda futbolu prawdziwsza od stwierdzenia, które robiło furorę lata temu, jakoby w piłce nożnej na końcu najlepsi zawsze byli Niemcy. Już nieaktualna. We Wrocławiu Chelsea zakończyła chwalebną serię, w genialny sposób odwracając losy meczu z Realem Betis Balompie.

Wielki powrót Chelsea. Real Betis zmiażdżony we Wrocławiu!

Nie zapowiadało się na to, nie ma co się oszukiwać. Po czterdziestu pięciu minutach wydawało się, że Chelsea dopadną demony, które Enzo Maresca dopiero co wykpił. Znów usłyszałby, że to zespół zbyt młody i niedoświadczony, żeby odnosić sukcesy. Wysoki pressing Betisu sprawiał, że dzieciaki z Londynu panikowały, tracąc piłkę za piłką. W końcu musiało się to przerodzić w coś takiego, jak w dziewiątej minucie, kiedy Isco w kapitalny sposób dostrzegł i obsłużył Abdessamada Ezzalzouliego, który otworzył wynik meczu.

Reklama

Zaraz potem poprawił Marc Bartra, znów po odbiorze na połowie rywala, lecz tym razem górą był Filip Jorgensen. Benoit Badashile chwilę później wyręczył swojego bramkarza, ofiarnie blokując strzał Johnny’ego Cardoso. Seria trwała, po trzydziestu minutach poświęcenie obrońcy pomogło zatrzymać Ricardo Rodrigueza. Betis napierał, rozkręcał się, prezentował futbol według filozofii Manuela Pellegriniego.

Isco harował bez piłki, środek czyścił każde zagrożenie, boki powstrzymywały Pedro Neto i Cole’a Palmera. Maszyna idealna, ofensywna, w jakimś stopniu naśladująca Barcelonę, bo do tego odwoływał się trener Betisu – „każdy mecz ma być widowiskiem, chcemy to robić”. Nudzi go gra zachowawcza, pragmatyczna, więc wyszedł na Chelsea, najlepszą ofensywę turnieju, z otwartą przyłbicą i wychodziło. Szkoda, że tylko przez czterdzieści pięć minut.

Liga Konferencji. Chelsea wygrała z Realem Betis w we Wrocławiu!

Enzo Maresca rzucił przed meczem, że Nicolas Jackson czuje się winny i „chciałby wynagrodzić kolegom, że zmusił ich do biegania w dziesięciu przez godzinę”. Jeśli napastnik Chelsea pragnął odpokutować za to, co zrobił z Newcastle, wyszło mu świetnie. Był dynamitem od pierwszych minut — tu pressing, tam pressing, ostra walka o piłkę. Zgasł na dłużej, gdy cały zespół został stłamszony, lecz wrócił w najlepszy możliwym momencie. Dwadzieścia minut przed końcem gry zaatakował krótszy słupek i klatką piersiową wpakował piłkę do siatki.

 

Inna sprawa, że kończył grę niepocieszony. Wydawało się, że skoro już uwolnił się od obrońców i mknie na bramkę, skompletuje dublet i zamknie temat zwycięzcy finału. Zamiast tego wypuścił futbolówkę tak daleko przed siebie, że nawet potknięcie nie przeszkodziło Adrianowi w skutecznej interwencji.

Jednak nawet gdyby Jackson do bramki trafił, ciężko byłoby mu wyrwać tytuł bohatera z rąk Cole’a Palmera. Wydawało się, że nikt nie odbierze Isco miana największego magika na boisku, piłkarza myślącego w sposób najbardziej nieszablonowy. Palmer początkowo oddał pole bez walki, lecz potem nastąpił nokaut. Najpierw znalazł się w półprzestrzeni i dograł na nos Enzo Fernandeza. Potem w zjawiskowy sposób wyprowadził w pole Romaina Perrauda i zaadresował piłkę właśnie do Jacksona.

 

Enzo Maresca pokonał mentora. Manuel Pellegrini życzył mu takiego sukcesu

W taki sposób, drodzy państwo, wygrywa się finały. Manuel Pellegrini liczył na indywidualności, umiejętności swoich najwybitniejszych podopiecznych, ale to zbyt mało. Marc Bartra grał twardo, skutecznie. Blokował, czyścił, rozgrywał. Tyle że w najważniejszym momencie Enzo mu się wywinął i dał znak do pościgu. Isco rozdawał fantastyczne piłki, dryblował tak, że nie dziwi, że przed meczem Aitor Ruibal powiedział, że „z łatwością byłby najlepszym piłkarzem LaLiga”, ale gdy Chelsea przejęła kontrolę, nie miał nic na odpowiedź.

Antony, jak to Antony, wylosował wersję siebie, w której w protokole zapisuje się tylko poprzez żółtko za wywołanie awantury z rywalem.

Gol po golu Enzo Maresca odbierał złudzenia swojemu nauczycielowi, Pellegriniemu. Twierdzi, że to on „uczynił go tym, kim jest dziś”, udzielał mu rad, inspirował. Sam zainteresowany uważa, że już w Maladze, gdy Maresca grał jeszcze w piłkę, przepowiedział mu, że będzie wybitnym trenerem. Wyznał nawet, że choć chce wygrać, to „na poziomie ludzkim będzie szczęśliwy, że Enzo w taki sposób zacznie karierę, sięgając po trofeum”.

Przez wzgląd na to Maresca chciałby pewnie przyjaciela trochę oszczędzić, ale przecież nie mógł hamować apetytu swoich podopiecznych. Gdy wszedł Jadon Sancho, to zakręcił rywalem i podbił wynik. Moises Caicedo też nie powstrzymał się przed powetowaniem sobie słabszej pierwszej części meczu. Druga połówka to Chelsea w najlepszym wydaniu, zespół dominujący, niesamowicie aktywny i groźny pod bramką rywala, czyli taki, jak przez całą Ligę Konferencji.

 

Chelsea pierwszym klubem, który wygrał wszystko. To początek czegoś wielkiego?

Zwycięstwo Realu Betis sprawiłoby, że Manuel Pellegrini zostałby najstarszym trenerem, który sięgnął po europejskie trofeum. Wygrana Chelsea też jednak oznacza ciekawy rekord — to pierwszy klub, który wygrał wszystkie międzynarodowe puchary na Starym Kontynencie. Enzo Maresca mówił, że triumf będzie „sygnałem, że Chelsea znów jest klubem zwycięskim w Europie”. Liczył też, że będzie to otwarcie nowej ery.

Trener Chelsea powtarzał, że Liga Konferencji to dla niego sprawa śmiertelnie poważna, „najważniejsze rozgrywki świata”. Skoro nie udało się dostać wyżej, trzeba przyjąć puchar trzeciej kategorii z dobrodziejstwem inwentarza i wykorzystać go, żeby „zbudować mentalność zwycięzców w młodym zespole”. Fakt, młoda banda z Londynu, z ośmioma wychowankami, którzy zadebiutowali w tym sezonie, z ponad trzydziestoma, którzy zagrali w eliminacjach i głównej części rozgrywek, podbiła sobie ego.

Większość z nich świętowała pierwszy sukces w karierze. Jose Mourinho twierdził, że wygrana w Pucharze Ligi, jego premierowy łup na Stamford Bridge, była kluczowa dla dalszych losów The Blues. To wtedy nieopierzony zespół obudził w sobie nienasyconego zwycięzcę. Może tak samo będzie z Chelsea Enzo Mareski i we Wrocławiu oglądaliśmy początek czegoś wielkiego? W końcu CIES Football Observatory wylicza, że to najlepiej budowana pod kątem przyszłości drużyna w Europie.

Real Betis Balompié — Chelsea FC 1:4 (1:0)

  • 1:0 – Abdessamad Ezzalzouli 9′
  • 1:1 – Enzo Fernandez 66′
  • 1:2 – Nicolas Jackson 70′
  • 1:3 – Jadon Sancho 83′
  • 1:4 – Moises Caicedo 90′

fot. Newspix

26 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Konferencji

Reklama
Reklama