– Z tej mąki chleba nie będzie – pisali kibice, gdy Łukasz Masłowski sprowadzał Afimico Pululu do Jagiellonii Białystok. Do klubu, który ledwo utrzymał się w Ekstraklasie i pilnie potrzebował zastępcy dla odchodzącego króla strzelców, Marca Guala. Półtora roku później Pululu jest mistrzem Polski, prowadzi Jagę do ćwierćfinału Ligi Konferencji, a w klasyfikacji strzelców macha z góry snajperom Chelsea. Pora zadać popularne w Białymstoku pytanie: Jak do tego doszło?

Gol piętą z Kopenhagą na Parken. Gol piętą z Petrocubem. Bomba pod ladę z tym samym rywalem. Piękny gol z dystansu z Backą Topolą. W międzyczasie trafienia z Molde i Celje. Aż w końcu wczorajszy dwupak – w tym widowiskowe trafienie przewrotką – przeciwko Cercle Brugge.
Takiej bestii jak Afimico Pululu Liga Konferencji jeszcze nie widziała. Legenda kolejnego bohatera polskich drużyn w europejskich pucharach rośnie na naszych oczach.
A przecież Pululu to nie tylko gole. Snajper jeszcze w międzyczasie popisywał się takimi technicznymi popisami, jak przy spektakularnej akcji z Jesusem Imazem (na nagraniu od 1:17)…
A grą Pululu zachwycał się też oficjalny profil Ligi Konferencji, tworząc dedykowaną kompliację.
Pululu’s got that lethal mix: precision and flair 😮💨#UECL | @Jagiellonia1920 pic.twitter.com/vNDwNOiosO
— UEFA Conference League (@Conf_League) January 14, 2025
Angolski napastnik w europejskich pucharach gwarantuje pełen pakiet – jest efektowny i efektywny. Prowadzi drużynę do sukcesów, zdobywa ważne bramki, tworzy okazje kolegom. Widowiskowe gole strzela nie w momentach, gdy mecz jest już rozstrzygnięty, ale w absolutnie kluczowych chwilach – na 1:1 z Kopenhagą, 1:0 z Petrocubem, czy na dobicie rywala z Cercle. A kiedy trzeba – po prostu zamyka oczy i ładuje ile fabryka dała. Jak choćby przy rzutach karnych, kiedy można tylko modlić się, by piłka wytrzymała tę moc i nie pękła pod nogą 25-latka.
Pululu jest silny, doskonale się zastawia, rozbija obrońców rywala, potrafi utrzymać się przy piłce. Ale równie skutecznie potrafi zejść z pozycji dziewiątki i zrobić miejsce Jesusowi Imazowi, z którym rozumie się doskonale. Pasuje do gry z kontry, pasuje do ataku pozycyjnego, pracuje w pressingu, uczestniczy w rozegraniu, strzela gole. Jest stosunkowo młody, nie sprawia problemów, osiągnął już ligowy sukces. Jak na warunki polskiego zespołu – to napastnik kompletny.
Białostocki Mbappe obok londyńskiego Nkunku
Trochę się już do tego przyzwyczailiśmy, ale rzut oka na klasyfikację strzelców LK robi wrażenie:

Pululu, dwóch graczy Chelsea, Krzysztof Piątek. Sceny z Football Managera w prawdziwym życiu.
Obecność wśród graczy „The Blues” w klasyfikacji strzelców to zresztą nie koniec „związków” Pululu z największymi gwiazdami futbolu. W Białymstoku żartowano niedawno, że to ichniejszy odpowiednik… Kyliana Mbappe. Wszystko dlatego, że po udanym zeszłym sezonie do rezerw Jagiellonii ściągnięto brata Afimico, Presleya. Na razie 22-latek wystąpił w 11 spotkaniach III ligi, strzelając dwa gole i notując asystę.
Sam Afimico w Białymstoku – nie tylko ze względu na bliskość rodziny – odnajduje się znakomicie. Na tyle, że mimo dużego zainteresowania ze strony innych klubów w listopadzie przedłużył kontrakt do 2026 roku.
Zaufanie od Adriana Siemieńca
– Przywitał mnie słowami: „Wiem o twojej trudnej sytuacji w poprzednim klubie, ale ja jestem po to, byś mógł o tym zapomnieć. U mnie będziesz bardzo ważnym piłkarzem”. Słyszysz to i jeśli miałeś jakieś wątpliwości, to znikają. W ich miejsce pojawia się myśl, że naprawdę chcę pomóc temu trenerowi – tak w rozmowie z Goal.pl Pululu opisywał pierwsze spotkanie z Adrianem Siemieńcem. Doszło do niego latem 2023 roku, gdy Jagiellonia sprowadziła napastnika z niemieckiego Greuther Fuerth.
Jak wyglądały wówczas nastroje wśród fanów Ekstraklasy? Oddajmy głos komentarzom portalu 90minut.pl…

Ale żeby umieścić je w kontekście – trzeba najpierw uporządkować fakty. Sezon 2022/23 Jagiellonia kończyła na 14. miejscu, tuż nad strefą spadkową. Nad Wisłą Płock, która z ligą się pożegnała, miała zaledwie cztery punkty przewagi.
Widoki przed klubem z Podlasia nie były szczególnie optymistyczne. Trenerem zaledwie od dwóch miesięcy był 31-letni Siemieniec, który co prawda uchronił zespół przed spadkiem, ale w ostatnich czterech kolejkach zgromadził raptem dwa punkty, do tego wyłapując wpierdziel od Legii 1:5. Na domiar złego – właśnie do Legii przenosił się najlepszy napastnik Jagi, Marc Gual.
A mimo fatalnej postawy Jagiellonii, Gual sezon kończył przecież jako król strzelców rozgrywek. Hiszpan zdobył 16 bramek, dokładając do tego sześć asyst, dzięki czemu był najlepszy także w klasyfikacji kanadyjskiej. A żeby było śmiesznie: drugie miejsce w klasyfikacji strzelców zajął wówczas… Jesus Imaz, klubowy kolega Guala. Sytuacja, w której drużyna, ledwie unikająca spadku, ma w składzie dwóch najlepszych strzelców ligi, należy do wyjątkowych rzadkości.
Ale właśnie – jak powiedzieliśmy wcześniej, to miało się wkrótce zmienić. Gual odchodził do Legii, a zastąpić miał go Pululu. Rzut oka w statystyki nie mógł nikogo uspokoić. Zaledwie jeden gol w 21 meczach dla Greuther Fuerth… Nie brzmiało to jak sprowadzanie gościa, będącego na fali wznoszącej.
– Nie widzę sensu w porównywaniu Afimico do Marca. To zawodnicy o dwóch różnych stylach, których można wykorzystywać na boisku w różny sposób – uspokajał przed poprzednim sezonem Siemieniec, który przecież sam, jako trenerski żółtodziób, nie mógł szczególnie pewnie czuć się na nowej posadzie.
Na linii trener – napastnik błyskawicznie jednak zaskoczyło, a choć niesprawiedliwym uproszczeniem byłoby sprowadzenie sukcesu Jagiellonii tylko do tego wątku, efekt, na który złożyło się wiele składowych, sprawił, że Pululu szybko przebił białostockie osiągnięcia Guala.
Już w pierwszym sezonie Jaga sensacyjnie zdobyła mistrzostwo Polski, by w następnym czarować w europejskich pucharach. Godząc to zresztą ze świetnymi wynikami w lidze, co ostatnimi laty jest w Ekstraklasie sytuacją bezprecedensową.
A to zresztą chyba dobry moment, żeby przypomnieć rozmowę, jaką po półrocznym pobycie w Polsce udzielił Weszło Afimico Pululu:
Pululu: Lubię fizyczną grę. Ekstraklasa to liga silnych chłopów [WYWIAD]
Kolejka chętnych. Jaga zarobi z wielkokrotną przebitką
Pululu w białostocki klimat wsiąknął na tyle, że po zdobyciu tytułu wywiązał się z pewnego zakładu.
– To było okropne! Zrobiłem jednego łyka i myślałem, że wypali mnie od środka. Powiedziałem, że jak wygramy tytuł, to spróbuję Ducha Puszczy. Dotrzymałem słowa, ale dużo mnie to kosztowało – opowiadał sam Angolczyk. No, skoro Ducha Puszczy mamy zaliczonego, to jeszcze tylko fotka z Zenkiem i tytuł Honorowego Obywatela Białegostoku już na Afimico czeka.
Na razie to po Pululu ustawia się jednak kolejka chętnych, chcąc wyciągnąć go z Podlasia. W lutym o zainteresowaniu Besiktasu pisał Piotr Koźmiński. Wcześniej to samo źródło podawało, że snajper miał mieć na stole ofertę z CSKA Sofia, zapytania z Dynama Kijów, a jego sytuację bacznie monitorowały kluby z Anglii, Włoch i Belgii.
Portal Transfermarkt wycenia obecnie Angolczyka na 3 mln euro, ale wydaje się, że – zwłaszcza po przedłużeniu kontraktu – Jagiellonia spokojnie może oczekiwać sumy przynajmniej dwukrotnie większej. Także dlatego, że występy w pucharach działają na wyobraźnię, a golem przewrotką Pululu podbił swoją wartość pewnie o kolejny milion euro.
Całkiem nieźle, jak na gościa, którego półtora roku temu Łukasz Masłowski wyciągnął za frytki. Na Transfermarkcie widnieje krótkie „bez odstępnego”, niemieccy dziennikarze wspominali o 150 tysiącach euro. I jak zabawnie wygląda dziś fakt, że tamtejsi eksperci uznawali, że to zadowalająca kwota za (wówczas) 23-latka.
– To, że Jagiellonia zapłaciła 150 tysięcy euro za niego, było dobrą wiadomością – mówił dla „Sportowych Faktów” Michael Fischer tuż po ogłoszeniu transferu.
Gdyby Pululu latem został sprzedany przez Jagiellonię za – dajmy na to – 6 mln euro, klub z Białegostoku zrobiłby interes z 40-krotną przebitką.
Kręta droga do sukcesu
Droga Afimico Pululu do liderowania wśród strzelców Ligi Konferencji była długa i kręta. Choć gracz urodził się Luandzie, stolicy Angoli, pierwsze kroki jako piłkarz stawiał w akademii FC Basel.
Na jego przygodę z czołowym szwajcarskim klubem możemy spojrzeć dwojako – fakt, że jako chłopak z akademii zdołał przebić się do pierwszego zespołu, zagrać w nim 83 spotkania, zaliczyć 5 goli, 11 asyst, czy wystąpić w ćwierćfinale Ligi Europy z Szachtarem Donieck – trudno poczytywać za porażkę. Z drugiej strony, Afimico zwykle grywał ogony, kiepsko wypadł na wypożyczeniu w Neuchatel Xamax, a gdy pojawiło się zapytanie z Greuther Fuerth, nikt w Bazylei nie zastanawiał się dwa razy.
22-letni Pululu trafiał co prawda do Bundesligi, ale do klubu, który już jedną nogą był na jej zapleczu. Greuther Fuerth przed przerwą zimową zgromadziło całe 5 punktów, zajmując ostatnie miejsce w tabeli, a do bezpiecznej strefy tracąc 13 „oczek”. Dla wszystkich było jasne, że klub zleci z ligi i już szykuje się do budowania kadry na następny sezon.
Tak zresztą ruch ten interpretował „Kicker”, zwracając uwagę na długość kontraktu Angolczyka. Zresztą najbardziej prestiżowy magazyn piłkarski w Niemczech poświęcił Afimico dwa artykuły – jeden, gdy przychodził do Greuther, a drugi, gdy z niego odchodził.

Tak wyglądała przygoda Pululu z Bundesligą. Zawieszenie miało miejsce za czerwoną kartkę ujrzaną w meczu rezerw
Pululu Bundesligę ledwo liznął, ale można było oczekiwać, że lepiej będzie na jej zapleczu. Nie było. Tylko jeden gol w 13 spotkaniach, zero (!) występów w podstawowej jedenastce. Gościa dokładnie w takim momencie kariery postanowił sprowadzić do Białegostoku Łukasz Masłowski. Zarówno on, jak i Siemieniec, wierzyli jednak w Angolczyka. Jak pokazały dalsze wypadki – warto było.
– To niemożliwe, że Pululu odbił się od 2. Bundesligi. To raczej 2. Bundesliga odbiła się od Pululu. Co za tur – żartował jakiś czas później na Twitterze Tomasz Urban, specjalista od niemieckiej piłki.
To niemożliwe, że Pululu odbił się od 2BL. To raczej 2BL odbiła się od Pululu. Co za tur.
— Tomasz Urban (@tom_ur) February 20, 2025
Ishak, Gytkjaer i Pululu. Wyciąganie napastników z kryzysu
Poniekąd Pululu potwierdził jednak regułę, że sprowadzanie napastników, nawet będących w kryzysie, z 2. Bundesligi, może być dla klubów Ekstraklasy dobrym pomysłem. Przykładem jest choćby Mikael Ishak, który pierwszy sezon w 1. FC Nuernberg zaliczył niezły, ale w kolejnym zdobył ledwie cztery bramki. Przed transferem do Lecha w ogóle stracił miejsce w wyjściowym składzie – przez cały sezon zagrał ledwie 480 minut, strzelając jednego gola. Jak potoczyły się jego losy w Lechu – wszyscy wiemy.
Albo taki Christian Gytkjaer – przed transferem do Poznania został skreślony przez TSV 1860 Monachium, przez pół roku zdobywając tylko dwie bramki. W Ekstraklasie strzelał kolejno: 19, 12 i 24 gole, co poskutkowało transferem do włoskiej Monzy. I sprowadzeniem Ishaka jako następcy.
Oczywiście, ściąganie graczy z 2. Bundesligi nie jest metodą samą w sobie – mogą zdarzyć się także przykłady w drugą stronę. Jak choćby Sonny Kittel, w Niemczech cieszący się dobrą renomą i będący ważną postacią walczącego o awans HSV. W Rakowie Częstochowa przepadł kompletnie, choć obiecywano sobie po nim wiele.
Pululu pisze jednak inną historię. Na razie – historię jak z bajki. Przemiana z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia już się dokonała, a fabuła ma w sobie wszystkie elementy klasyki filmowej – od zwątpienia, przez wspomnianą przemianę, po spektakularny i niespodziewany sukces w postaci tytułu mistrzowskiego.
Wszystko wskazuje na to, że napastnik z Angoli wiosną dopisze do niej piękną puentę.