Jak można mieć zaufanie do decyzji zespołu sędziowskiego, który nie dostrzega nawet dziury w siatce? To pytanie będą sobie zadawać kibice w Białymstoku. I wszyscy postronni widzowie, którzy oglądając mecz Legia — Jagiellonia próbowali się połapać w tym, co tym razem gwizdną, a czego nie gwizdną sędziowie.
Wtorkowy wieczór, Stadion Śląski w Chorzowie. Mohamed Mezghrani zostaje nabity w rękę przez Adriana Dalmau. Hiszpan główkował, z bliska trafił w rywala, pech, zdarza się. Damian Sylwestrzak nie ma wątpliwości — rzut karny.
Środowy wieczór, stadion przy ul. Łazienkowskiej 3. Ilja Szkuryn zostaje nabity w rękę przez Afimico Pululu. Napastnik główkował, z bliska trafił w rywala, pech, zdarza się. Piłka szła w kierunku bramki, więc wszyscy czekali już na rzut karny. Czekali jak na powrót krawca Salomonowicza z Radomia w „Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy”, bo ani prowadzący ten mecz Piotr Lasyk, ani wspomagający go na wozie VAR Szymon Marciniak nie zauważyli, że Jagiellonii jedenastka się należy.
Jak człowiek ma się w tym połapać? W ciągu dwudziestu czterech godzin dwóch piłkarzy dostaje piłką w rękę, z bliska, w podobnych sytuacjach. Raz oznacza to rzut karny, żeby dzień później decyzja była dokładnie odwrotna. Trzeba jeszcze tylko dorobić teorię do tego, że obydwa werdykty były słuszne i fajrancik.
No, prawie, bo trzeba będzie rozstrzygnąć i to, dlaczego rzut karny po faulu na Oskarze Pietuszewskim pojawia się i znika jak płynność finansowa Lechii Gdańsk. Spójrzmy na tę sytuację, młody skrzydłowy wypuszcza sobie piłkę, po czym wpada na próbującego go zatrzymać Pawła Wszołka.
Miał być karny dla Jagi, jest gol dla Legii!
Wojskowi prowadzą 2:1 w meczu o półfinał @PZPNPuchar!
Oglądaj #LEGJAG
https://t.co/NN9zDdWkbQ pic.twitter.com/0k5N9BfBOH
— TVP SPORT (@sport_tvppl) February 26, 2025
Piotr Lasyk dyktuje jedenastkę, trzeba przyznać, że niezbyt kontrowersyjną. Rywal stanął na drodze Pietuszewskiego? No wpadł, przez niego skrzydłowy nie dopadł do piłki, z którą mógł jeszcze coś zdziałać. Szymon Marciniak tę z pozoru prostą sytuację zamienia w kilkuminutową analizę przed ekranem. Lasyk, jak to Lasyk, nie gwizdnął tego, co zobaczył i czuł, tylko — przywołany przez kolegę — poprawił się i rzut karny Jagiellonii zabrał.
— Dla mnie jest karny, ale to jest Warszawa. Widziałem tę sytuację. Sędzia powiedział mi, że Pietuszewski poszedł do kontaktu — stwierdził przed kamerami TVP Sport Jesus Imaz, któremu Lasyk tłumaczył się ze swojej decyzji, zanim w ogóle przekazał ją wszystkim zainteresowanym.
Wszołek widział to rzecz jasna inaczej. Znów zacytujemy pomeczowy wywiad. — Zająłem pozycję, nie zrobiłem żadnego ruchu do rywala. Zawodnik dzióbnął piłkę, położył nogę na mojej nodze. Ta kontrowersja mogła zepsuć mecz, cieszę się, że sędziowie do tego podeszli. Wygraliśmy jakością.
Mamy więc dwie ogromne kontrowersje, a to wcale nie koniec. Parę chwil później rzutu karnego domagali się piłkarze Legii Warszawa, którzy wskazywali na zagranie ręką w polu karnym Cezarego Polaka — obrońca próbował opanować piłkę, źle ją przyjął, odskoczyła, trafiła go w rękę.
Na dokładkę dostaliśmy jeszcze kuriozalną scenę zamknięcia — Ryoya Morishita trafia do bramki po raz drugi, lecz piłka toczy się w kierunku bandy reklamowej. Jak to się stało?
Tak, że sędziowie przy Łazienkowskiej nie widzieli nie tylko rzutów karnych, ale też dziury w siatce.
3:1
Legia Warszawa podwyższa prowadzenie w doliczonym czasie gry.
POV z perspektywy murawy.
Oglądaj #LEGJAG
https://t.co/NN9zDdWkbQ pic.twitter.com/QFT4axU8qJ
— TVP SPORT (@sport_tvppl) February 26, 2025
Kompromitacja, kompletna kompromitacja. Szkoda, bo zaczęło się dobrze, od słusznie anulowanej bramki gospodarzy, która padła ze spalonego. Potem było już jednak tylko gorzej.
Ledwie rok temu Widzew Łódź domagał się powtórzenia spotkania z Wisłą Kraków, w którym sędziowie kuriozalnymi decyzjami przyczynili się do wyrzucenia RTS za burtę pucharowych rozgrywek. Wartych, przypomnijmy, pięć milionów złotych, i to tylko za końcowy triumf. Gdzie jeszcze premia za Europę, gdzie prestiż, trofeum w gablocie?
Miło byłoby jednak, żeby kwestię Pucharu Polski rozstrzygali między sobą piłkarze, a nie szukający dziury w całym — tylko nie w siatce w bramce — arbitrzy.
WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA I JAGIELLONII BIAŁYSTOK:
- Jagiellonia odjechała Legii. 7 różnic między klubami
- Ławki rezerwowych w Ekstraklasie stają się zwierzyńcem. “Dobijamy do granicy”
fot. FotoPyK