Ujmijmy to tak: od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że za plecami Barcelony w grupie E będzie wyjątkowo ciekawie. Podział sił wydawał się jasny – Barcelona puknie wszystkich, BATE na drugim biegunie, a Bayer Leverkusen i AS Roma ustalą kolejność w grupie w bezpośrednich starciach. Przy czym trzeba dodać, że od początku ciężko było wskazać faworyta. No bo przecież w Bayerze skrzydła zamiata jedno z największych objawień ostatnich sezonów, 25-letni Bellarabi, nadal świeżo po debiucie w reprezentacji Niemiec. No bo w Bayerze grę robi błyskotliwy Calhanoglu, na szpicy biega wciąż groźny Chicharito. A i Roma na pewno nie znalazła się w elicie przypadkiem.
Samo porównanie sił Serie A i Bundesligi jest dość problematyczne, pozostawało więc wróżenie z kart. Roma zremisowała z Barceloną, a w lidze zebrała siedemnaście punktów w ośmiu meczach, między innymi ogrywając Juventus, ale przecież wtopiła z BATE. Bayer? Gorzej w lidze, gorzej z Barceloną, ale już z Białorusinami nie miał żadnych problemów, ogrywając ich 4:1. Generalnie: ten mecz był zagadką i właściwie spodziewaliśmy się wszystkiego.
Prawie wszystkiego. Nie spodziewaliśmy się bowiem, że oba zespoły zrezygnują z gry obronnej i zorganizują mały pokaz gry w hokeja piłką do tej pory używaną w futbolu. Czwarta minuta – karny i gol Javiera Hernandeza, a trzeba tutaj powiedzieć, że w sumie już w pierwszej akcji meczu mógł zdobyć bramkę. Jeszcze w pierwszym kwadransie odgryźć mogła się Roma, a już w dziewiętnastej minucie było 2:0. Co mniej cierpliwi pogrzebali rzymian, jeden punkt w trzech meczach, porażka w bezpośrednim starciu z Bayerem. Szanse na awans mniej niż mizerne. Ale to była dopiero jedna czwarta tego, co mieli dzisiaj wcisnąć zawodnicy.
Efektowny? Nie, to zdecydowanie za mało powiedziane, jak na to, co działo się w tym meczu. Między trzydziestą a mniej więcej siedemdziesiątą minutą Roma grała jak zaczarowana. Stałe fragmenty. Zbiórki piłek po zablokowanych strzałach. Ataki pozycyjne. Pełen repertuar, skutkujący zdobyciem czterech goli, a Bayerowi wcale nie stałaby się krzywda, gdyby padło ich sześć. Ostatniego Roma strzeliła – na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem. Tym razem to Giallorossi usiedli głębiej w fotelach i odpalili cygara. Po raz drugi w tym spotkaniu – wyroki zostały wydane przedwcześnie. Kampl. Mehmedi. A mógł jeszcze Chicharito. Skreślony Bayer wrócił do gry w ostatnich dziesięciu minutach. Gra defensywna została podwójnie zhańbiona – najpierw przez niedbalstwo Niemców przez dobre czterdzieści minut a potem przez Romę w ostatnim kwadransie.
Efekt? 4:4. Sytuacja w grupie otwarta.
*
Tak, wiemy, Ukraina to ciężki teren. Do Kijowa jest daleko, Chelsea ma w nogach bardzo ciężkie mecze z ultra-trudnymi rywalami w Premier League, a Jarmolenko to gość, którego z miejsca można wsadzić w dowolny zespół na świecie i raczej nie będzie odstawał. Nie mamy zamiaru rzucać kamieniami w Mourinho, ale… Chelsea znów zawiodła. Przyznają to jej kibice, przyznałby to zapewne także “The Special One”, gdyby nie jego oryginalna polityka medialna. Willian w poprzeczkę, Hazard w słupek i kilka okazji z pierwszej połowy to trochę za mało, jak na mistrza Anglii jadącego gdzieś do państwa ogarniętego wojną.
Najbardziej frustrujące dla fanów “The Blues” nie było jednak zapewne to, co działo się pod bramką Szowkowskiego, ale to, z czym musiał mierzyć się Asmir Begović. A było tego zdecydowanie więcej, niż mogli się spodziewać przyjezdni z Londynu. Przede wszystkim, fantastycznie radził sobie wspomniany Jarmolenko. “No-look” passy, przekładanie piłki pod nogą na pełnej prędkości, nagłe zwroty, podania… Szczególnie w drugiej połowie było widać, że facetowi nie robi różnicy, czy mija ukraińskiego drwala w Premier Liha, czy jednego z zawodników najlepiej opłacanej ligi na świecie. Nie było może z tego dużo mięsa, bo trzeba przyznać, że do “szesnastki” Chelsea raczej nie dawała sobie wchodzić, ale sam fakt, że Dynamo oddało tylko jeden celny strzał mniej zachowując większe posiadanie piłki mówi sporo o aktualnej kondycji ubiegłorocznego triumfatora Premier League.
*
Wszystko jest już raczej jasne w grupie H. Lyon i Gent z jednym punktem na koncie, Zenit już prawie pewny awansu z kompletem trzech zwycięstw, Valencia z triumfami nad Francuzami i Belgami. Maccabi Tel-Awiw przegrywa zaś trzeci mecz, aktualnie ma bilans 0-0-3 z golami 0:8. Bez niespodzianki.