Chwilowa cisza zapanowała w sprawie „wyczynu” reprezentantów Polski do lat 20 we Włoszech. I w żadnym wypadku nie chodzi tutaj o niezły wynik (2:2). Po tym, jak nasi kadrowicze – przynajmniej dwóch, Dankowski ze Śląska i Szarek z Sandecji – zostali przyłapani na niszczeniu zaparkowanego przy ulicy samochodu, trwa desperackie ratowanie własnej twarzy. Swojemu podopiecznemu stara się pomagać, choć chyba średnio mu to wychodzi, również trener Tadeusz Pawłowski.
Pawłowski, cytowany przez SportoweFakty.pl, mówi: – Dwa razy rozmawiałem z Kamilem Dankowskim. Powiedziałem mu, gdzie zrobił błąd. Jeżeli niszczy się czyjąś prywatną własność, to jest to błąd. Kamil o tym doskonale teraz już wie. Czy wyjdzie w pierwszym składzie w najbliższym spotkaniu ligowym czy nie, to już jest moja sprawa i sztabu szkoleniowego.
Jak to „teraz już wie”? A to wcześniej nie wiedział? Chłopak ma 19 lat, jest dorosły i pełnoletni, za każde popełnione przestępstwo odpowiada jak normalny obywatel i nie wiedział, że nie wolno niszczyć cudzej własności? Nie wiedział, że na samochód się nie wchodzi, tylko do samochodu się wsiada? A że kraść nie wolno, to wie czy tę wiedzę nabędzie dopiero, jak coś ukradnie?
Pawłowski kontynuuje: – Dla mnie jako trenera jest sprawa zakończona jeżeli chodzi o Kamila i grę w Śląsku. Nie jest ukarany karami dyscyplinarnymi. My jako klub wystąpiliśmy o wyjaśnienie sprawy, żeby było czarno na białym. Uważam, że nie tylko Kamil powinien ponieść konsekwencje, ale jakąś naganę powinien otrzymać cały zespół.
Cały zespół powinien otrzymać karę? A co Pawłowskiemu w ogóle do tego? Tak jak tylko i wyłącznie jego sprawą jest faktycznie, czy Dankowski w Śląsku zagra, tak nie do niego należy ocenianie, kogo za ten mają wybryk spotkać konsekwencje. Trochę to przypomina złapanie na gorącym uczynku biednego ucznia: „Proszę pani, ale ze mną byli też koledzy”. Tylko, że te słowa wypowiada już jego rodzic, który rzecz jasna nie ponosi żadnej odpowiedzialności za złe zachowanie dziecka.
Dalej: – Uważam, że jeżeli wyszli z hotelu, to ktoś powinien z nimi być z trenerów czy asystentów. (…) Kamil był pod opieką PZPN, trenerów z PZPN. To są młodzi zawodnicy. Moim zdaniem nie powinno być swobodnego wyjścia na miasto po meczu.
Był pod opieką trenerów z PZPN? Nie róbmy z tych piłkarzy niepełnosprawnych umysłowo gówniarzy. To ludzie – podkreślimy ten fakt raz jeszcze – pełnoletni, na co dzień sami za siebie odpowiadają, wielu mieszka poza rodzinnym domem, mają prawo jazdy, aspirują do gry w reprezentacji kraju. Nie może być tak, że za każdym razem, kiedy otrzymają trochę czasu wolnego, wskakują na ulicy na samochód i zaczynają się ich problemy z prawem. Dostają chwilę luzu, i co, koniec myślenia?
– To, co się stało i nazwanie go alkoholikiem czy pijakiem jest troszeczkę ciosem poniżej pasa. Jest mi bardzo przykro z tego powodu. Z drugiej strony, błąd był popełniony. Jeżeli chodzi wejście na samochód, było na nim prawie chyba ośmiu zawodników z tego co ja wiem.
I znów to samo. Nieważne, że był Dankowski, jego podopieczny. Ważne, że byli też inni. A alkohol? No cóż, człowiek, który nie został od razu zbadany na obecność alkoholu we krwi, nigdy nic nie pił…
No i końcówka w starym, dobrym, polskim stylu. Czyli nasze ulubione wyciąganie wniosków. Pawłowski dodaje: – Na pewno Kamil wyciągnął z tego wnioski. Jeżeli emocje miną, będą chciał troszeczkę tę sprawę wychowawczo załatwić, aby po jakimś okresie czasu go przywrócić do reprezentacji młodzieżowej, aby dalej miał szansę się rozwijać. To nie na tym polega, żeby kogoś wyrzucić, ukarać, ale na tym, żeby zawodnik zrozumiał swój błąd. Ten błąd na pewno był.
Biorąc pod uwagę, w jaki sposób trener Śląska chroni i traktuje swojego podopiecznego, jako karę powinien napisać sto razy w zeszycie: „Nie będę niszczył cudzego samochodu”. Komedia.
Fot. FotoPyK